Wiele jest na świecie filmów zapomnianych zupełnie – takich pominiętych zarówno przez publikę, jak i krytyków. I choć część z nich była w chwili premiery całkiem głośna, to czas dał o sobie znać i dziś już niewiele osób je kojarzy, nawet po tytule. Film „Podejrzany” wpisuje się w tę definicję idealnie. Kiedyś nazwisko reżysera, podjęty przezeń temat oraz interesująca obsada (m.in. Cher, Dennis Quaid i Liam Neeson) skłoniło zapewne niejedną osobę do wybrania się do kina. Dziś jest to już dzieło bardzo zapomniane, mimo iż to całkiem porządny kawałek filmowego rzemiosła.
Tak samo można opisać muzykę z tego filmu, autorstwa Michaela Kamena – z tym wyjątkiem, iż ona nigdy tak naprawdę nie była ani znana, ani wychwalana. Dziś to prawdziwy rarytas, który od czasu do czasu kupić można na internetowych aukcjach, zwykle po kosmicznych cenach. Nie było wznowień, wydań specjalnych czy kolekcjonerskich, ot skromny nakład od wytwórni Varese. I nie dziwi to jakoś specjalnie. Kamen nigdy nie był kompozytorem sławnym i rozchwytywanym, a jego muzyka to w większości średnio przystępne dla przeciętnego słuchacza dzieła. „Suspect” jest dokładnie jedną z wielu takich kompozycji, która nie wychodzi ponad porządną muzykę ilustracyjną.
Jako, że „Podejrzany” jest skromnym i posępnym sądowym dramatem z domieszką thrillera, to i trudno tu było o jakąś rozbuchaną ścieżkę dźwiękową z pamiętnymi, przyjemnymi melodiami. I tak jest w istocie – muzyka Kamena, to jeden potężny underscore, chwilami intrygujący, chwilami potrafiący zaciekawić i nawet zaskoczyć czasem jakimś rozwiązaniem (oraz kilkoma smaczkami charakterystycznymi dla stylu Kamena – pod tym względem polecam drugą połowę drugiej suity). Są to jednak tylko chwile, poza którymi otrzymujemy jedynie porządną muzykę tła, która poza filmem nie ma szans się sprzedać. Zresztą Kamen to nie Tyler czy Jablonsky – to kompozytor, który nigdy nie krył się za zbędną elektroniką, temptrackami i nie próbował wychodzić przed szereg. Po prostu robił to, co umiał najlepiej i robił to z pasją. I to czuć. Muzyka ta nie udaje, że jest czymś więcej, jak tylko naszpikowanym suspensem underscorem, a jednocześnie słychać, że napisana została profesjonalnie i z sercem.
Jakby jednak nie patrzeć na to – wiekowe już – dokonanie Kamena, to przy takiej formie wydania trudno ocenić mi je na więcej, jak dwa (no, z plusem za wspomnianą pasję). To muzyka trudna już sama w sobie, w większości sprawdzająca się tylko i wyłącznie, jako ilustracja filmu Yatesa. Na albumie – w dodatku podzielonym na dwie, długaśne suity (pozostałość po epoce winylów, kiedy muzykę po prostu zapisywało się ciągiem po obu stronach płyty) – dla wielu stanowić będzie ścianę nie do przebicia. To pozycja tylko i wyłącznie dla kolekcjonerów, a i oni mogą mieć z nią nie lada problem. Niemniej docenić ją choć trochę trzeba, gdyż mimo wszystko partytura ta stoi na wysokim poziomie wykonania oraz posiada własny styl i klimat. Inna sprawa, że jej wartość jest już dzisiaj czysto archiwalna.
P.S. W roku 2013 Varese Sarabande wznowiło tą pozycję w limitowanej edycji dwóch tysięcy kopii. Kosztujący obecnie ok. 18 dolarów album podzielono na 17 utworów, co na pewno ułatwia nieco odsłuch partytury, jednakże jest to dokładnie ten sam, mieszczący się w tym samym przedziale czasowym materiał, co na pierwotnym krążku.
0 komentarzy