Każdego roku powstaje film, na który wszyscy czekają z wielką niecierpliwością. Na ogół są to albo obrazy wzbudzające kontrowersje, albo twory dobrze przeprowadzonej akcji promocyjnej. "Superman: Powrót" jest czymś na pograniczu. Bez wątpienia jest to obraz, na który już od kilku lat czekało wiele osób. Wszyscy chcieli przekonać się czy legenda Człowieka ze Stali nie zostanie sprofanowana przez młodego reżysera Briana Singera. Z drugiej strony, wprowadzeniu filmu na ekrany towarzyszyła wielka akcja marketingowa – zwiastuny "Superman: Powrót" można było oglądać w kinach już od kilku miesięcy. Nie mniej emocji towarzyszyło powstawaniu muzyki do tego obrazu. Jej autorem miał zostać stały współpracownik Singera – John Ottman, który przy okazji został zatrudniony jako montażysta filmu. Wielu mianowało tego kompozytora etatowym twórcą ścieżek dźwiękowych do filmów o superbohaterach. W końcu to on napisał muzykę do takich obrazów jak "X-Men 2" czy "Fantastyczna Czwórka". Jednak tym razem tego młodego kompozytora czekało o wiele trudniejsze zadanie, musiał on bowiem zmierzyć się z legendą muzyki Johna Williamsa do filmu "Superman" z roku 1978…
John Ottman w licznych wywiadach wspomina, że od samego początku był przekonany, że musi nawiązać do dzieła Williamsa. Film z 1978 roku dzięki ścieżce dźwiękowej tego kompozytora, zyskał bardzo charakterystyczny klimat. Postać Człowieka ze Stali została w nim potraktowana nieco z przymrużeniem oka. Bardziej był on kreowany na symbol niż realistyczną postać. Sprawiało to że i muzyka Williamsa była bardzo symboliczna, oparta na wyrazistych, pompatycznych tematach, które na stałe wpisały się w legendę Człowieka ze Stali. Podobnie jak słynny temat Danny’ego Elfmana kojarzy się z Batmanem, tak samo charakterystyczne fanfary przywodzą na myśl Supermana. Jednak w przeciwieństwie do Christophera Nolana i jego "Batman: Początek", Brian Singer nie miał zamiaru tworzyć nowego charakteru postaci Supermana. Chciał on nawiązać do tej bardzo teatralnej symboliki z "Supermana", a najlepszym sposobem na podkreślenie tego było nawiązanie do muzyki Johna Williamsa. Zaczęło się to już na etapie montowania zwiastunów do "Superman: Powrót", w których wykorzystano oryginalne kompozycje z filmu z 1978 roku. Pojawił się tam między innymi fragment genialnego "The Planet Krypton"…
Później przyszedł czas na muzykę Johna Ottmana, w której miał znaleźć się słynny temat przewodni Johna Williamsa – to właśnie on otwiera płytę ze ścieżką dźwiękową z "Superman: Powrót". Utwór ten wydaje się nietknięty przez Ottmana, a wszystko brzmi niemal identycznie jak na ścieżce dźwiękowej z roku 1978. Także kolejne wersje tego tematu, które przemykają w niektórych kompozycjach niewiele odbiegają od pierwowzoru. Można to oczywiście zapisać po stronie plusów tej muzyki. Ottman nie stara się ulepszać dzieła Williamsa, będąc zapewne świadomym tego nie da się poprawić doskonałości… Na tym jednak udział w tym filmie tematów Williamsa się nie kończy. Otóż pojawia się tutaj jeszcze słynny "Love Theme" rozbrzmiewający także piosence "Can You Read My Mind" wieńczącej film z 1978 roku. To naprawdę piękny temat miłosny, przewijający się przez całą ścieżkę dźwiękową Johna Williamsa i należący do trzech najważniejszych w obrazie z Christopherem Reeve. John Ottman także postanowił go wykorzystać w swojej muzyce, tym razem jednak nieco w niego ingerując.
Zmiana nie jest wielka jednak dla wprawnego ucha zauważalna, co można usłyszeć w ostatnich minutach "How Could You Leave Us?". Mimo że została zachowana oryginalna linia melodyczna tematu, to zmianie uległy towarzyszące jej harmonie. W wersji Johna Williamsa mieliśmy do czynienia, z co najmniej pięcioma różnym akordami wprowadzanymi w bardzo jazzowy sposób. Z kolei John Ottman harmoniczną podstawę tego tematu ograniczył do zaledwie trzech, powtarzających się akordów – takie proste przebiegi harmoniczne są dość popularne we współczesnej muzyce rozrywkowej… Nie oznacza to wcale, że wersja Ottmana jest gorsza lub mnie wyrafinowana, tylko że jest po prostu inna. Można przy okazji odnieść wrażenie, że obaj kompozytorzy dopasowali ten temat, do czasów, w których dzieje się akcja filmu. W przypadku Williamsa jest to nieco jazzowy styl lat 70’ z kolei Ottman uprościł wszelkie skomplikowane harmonie do trendów panujących we współczesnej muzyce popularnej…
Wpływów Johna Williamsa jest tutaj oczywiście znacznie więcej. Pasjonaci jego dzieła zapewne znajdą tutaj całe mnóstwo drobnych motywów i podobieństw do ścieżki dźwiękowej z 1978 roku. W utworach "How Could You Leave Us?" i "Tell Me Everything" można, bowiem usłyszeć piękne trąbki z wyżej wspomnianego "The Planet Krypton" czy nieco przearanżowany temat rodziny Kentów w "Memories". Także niektóre motywy akcji kojarzą się z tymi Johna Williamsa. Ostatecznie jednak ścieżka dźwiękowa do nowego Supermana to nie tylko odgrzewanie starych tematów, ale także kilka nowych pomysłów, będących zasługą wyłącznie Johna Ottmana. Nie jest ich wiele i są raczej bezładnie porozrzucane, jednak można wyczuć tutaj jego rękę. Jak sam oznajmia w krótkiej notce na wewnętrznej stronie okładki płyty, na potrzeby "Superman: Powrót" stworzył temat Lexa Luthora, którego – jego zdaniem – zabrakło w poprzednich filmach. Można go usłyszeć między innymi w "Not Like The Train Set". Nie jest to jednak temat a tyle wyrazisty i charyzmatyczny, aby mógł jakoś wybić się w towarzystwie tych stworzonych przez Williamsa. Tym samym wszelkie nowe pomysły Ottmana giną w tej muzyce zlewając się z bardzo szablonową muzyką tła i akcji.
To właśnie owa muzyka akcji wydaje mi się piętą achillesową tej ścieżki dźwiękowej. W samym filmie działa ona naprawdę dobrze. Podobnie jak w "Fantastycznej Czwórce" wszelkie sceny mające wywołać u widza gęsią skórkę spełniają swoją rolę znakomicie, także dzięki muzyce. Jednak podczas słuchania jej z płyty to, co działało z obrazem nagle robi się strasznie irytujące i schematyczne. Czy to będzie "Bank Job", "Saving The World" czy "Rough Flight", ma się wrażenie, że to już kiedyś było. Inspiracje Ottman wyraźnie czerpie z prac Johna Willamsa, wykraczając nawet poza "Supermana" – bez problemu można znaleźć tu między innymi "Gwiezdne Wojny". W kilku miejscach pojawia się też bardzo patetyczny motyw niczym z "Legends of the Fall" Jamesa Hornera czy "Tomb Ridera 2" Alana Silvestri. W większość jednak muzyka akcji ogranicza się chaotycznych dźwięków sekcji dętej blaszanej, najróżniejszych instrumentów perkusyjnych i podniosłych wejść chóru co z kolei bardzo przypomina "X-Men: Ostatni Bastion" Johna Powella. I wszystko było by w porządku gdyby nie to, że Ottman ma manierę częstego łączenia wszystkich dostępnych środków w jedną melodię. Sprawia to, że kiedy z tego chaosu wyłoni się już jakiś motyw, zaczyna go grać cała orkiestra łącznie z chórem. W połączeniu z obrazem ma to co prawda przygniatającą siłę, ale podczas słuchania z płyty wydaje się strasznie banalne. O pozbawionych słów chórach, które są powtórką z "Fantastycznej Czwórki" już nie warto nawet wspominać…
Warto za to na koniec wspomnieć o pewnej ciekawostce związanej z samym wydaniem płyty. Otóż na krążku oprócz muzyki można także znaleźć kilka materiałów multimedialnych związanych z filmem i muzyką. Są to dwa zwiastuny, które promowały obraz "Superman: Powrót" i krótki film pokazujący poprzednie próby przeniesienia losów Człowieka ze Stali na kinowe ekrany. Najciekawszy wydaje się jednak swego rodzaju teledysk do "Main Titles", w którym możemy zobaczyć fragmenty sesji nagraniowej tej ścieżki dźwiękowej. Mnie takie multimedialne dodatki na płytach z muzyką filmową zawsze cieszą. Nie jest tego, co prawda wiele ale pokazuje inne oblicze muzyki filmowej. Oczywiście znajdą się malkontenci, którzy stwierdzą, że lepiej byłoby gdyby na płycie pojawiło się więcej muzyki niż jakieś dziwne dodatki. Zaręczam, że w tym przypadku wcale nie byłoby lepiej. Mimo, że Ottman skomponował do filmu ponad dwie godziny muzyki, to niemal godzinna płyta w zupełność wystarcza by pokazać najlepsze jej momenty bez zbytniego przynudzania… W moim przypadku to właśnie owe multimedialne dodatki zadecydowały o końcowej ocenie płyty.
Ottman decydując się na tę ścieżkę dźwiękową wiedział, że naraża się na porównania do Johna Williamsa, niezależnie od tego, jaką drogą pójdzie. W moim mniemaniu owe porównania wychodzi zdecydowanie na korzyść Williamsa. Ottman wykonał kawał świetnej roboty i sprawił, że tej muzyki słucha się naprawdę dobrze. Nie ma tutaj jednak nic – z wyjątkiem tematów Williamsa – co mogłoby bezgranicznie zachwycić. Sporo tu także podobieństw do poprzedniego dzieła Ottmana ilustrującego poczynania współczesnych herosów – "Fantastycznej Czwórki". Myślę, że warto polecić tę płytę wszystkim tym, którzy z muzyką do "Supermana" nie mieli wcześniej styczności. Zapewne znajdą oni sporo przyjemności w słuchaniu tej odświeżonej i nieco unowocześnionej klasyki muzyki filmowej. Jeśli jednak ktoś zna oryginał i zamierza porównywać oba dzieła, to z pewnością znajdzie tutaj sporo minusów i banałów niegodnych super-partytury…
0 komentarzy