W całej historii muzyki filmowej było kilka ścieżek dźwiękowych, które zmieniły ją na zawsze. Jedną z nich jest ta z "Nowej nadziei" IV epizodu kultowej sagi Lucasa, "Gwiezdnych Wojen". Mimo czwórki w tytule, jak za pewnie wielu z Was wie, to właśnie ta część powstawała jako pierwsza. Muzykę do tego filmu napisał już wówczas znany kompozytor, dwukrotny zdobywca Oskara (dziś ma ich na swoim koncie 5) John Williams. Ten krok okazał się strzałem w dziesiątkę. Soundtrack genialnie współgra z filmem, idealnie oddaje jego klimat, nadaje się, jak niewiele innych, do słuchania bez obrazu. Do tego odrywa się od stylu soundtracków lat 70-tych gdzie muzyka jest bardzo delikatna i często jazzowa.
"A long time ago in a galaxy far, far away…" i chyba wszystko jest już jasne. Za chwilę przebrzmią orkiestrowe fanfary z "Main Theme", skonstruowane za pomocą lekkiego i niezwykle łatwo wpadającego w ucho "Luke's Theme". Najbardziej rozpoznawalnego motywu płyty i dzięki temu uznawanego za temat całej sagi. Nic w tym jednak dziwnego, można go usłyszeć nie tylko na początku, ale i na końcu wszystkich epizodów. To jednak dopiero początek. Soundtrack z "Nowej Nadziei" to prawdziwa skarbnica genialnie skomponowanych, kilkunastu-sekundowych motywów. Kolejnym i przez wielu uważanym za najgenialniejszy, jest "Force Theme". O ile na początku filmu mogliśmy się rozkoszować "Luke's Theme", to końcowe sceny filmu należą do "Tematu Mocy". W "The Throne Room and End Title" spotkamy fanfary zupełnie inne niż te z pierwszego utworu na płycie. Niosą ze sobą niezwykłą siłę, a zarazem delikatność. Zostało to uzyskane dzięki krótkim, ale bardzo treściwym, pociągnięciom smyczków, dźwięczącym w tle. Utworu słucha się z ogromną przyjemnością, moim zdaniem to jedno z najdoskonalszych dzieł Williamsa. Jednak "Temat Mocy" to nie tylko tło na napisy końcowe i dobre pożegnanie z filmem. Zupełnie inaczej ten motyw brzmi przy samotnym Rożku Angielskim. Nabiera wtedy ogromnej liryczności i świetnie podkreśla specyfikę rozważań filozoficznych świata Star Wars. W uszy rzuca się również "Rebel Fanfare". Motyw jest bardzo prosty i podobnie jak poprzedników, łatwo go zapamiętać. Do tego można go tu spotkać w dwóch wersjach. W "Ben's Death / TIE Fighter Attack" został wykorzystany w dobrze już nam znanym przygodowym stylu. Znów rozbrzmiewa trąbka tym razem przy akompaniamencie "szybkich" smyczków. Natomiast "Imperial Attack" pokazuje nam poważną i wręcz "oficjalną" odmianę motywu poprzedzoną potężnymi uderzeniami w kotły.
Można by opisywać kolejne motywy, ale byłoby to kompletnie bez sensu. Jest ich po prostu za dużo na jedną recenzję. Należy jednak wspomnieć o łagodnym, ale bardzo wyraźnym temacie miłosnym „Gwiezdnych Wojen". Mianowicie utworze charakteryzującym Księżniczkę Leię. Grany bardzo miękko na flecie pozwala na chwilę oddechu wśród potężnej gry orkiestry. Ciekawym utworem jest również "The Little People Work" złożonym z "figlarnego" wręcz "Tematu Jawów". Odegrany na oboju i flecie piccolo świetnie oddaje zachowanie i wygląd małych stworków sprzedających roboty. Specyficznym utworem całej płyty jest także niezwykle zaskakujące "Cantina Band". Kompozycja została utrzymana w przyjemnym, jazzowym klimacie, uzyskanym dzięki charakterystycznemu dźwiękowi saksofonu. Trzeba przyznać, że to właśnie ta odstająca stylem od innych kompozycja jest chyba, zaraz po "Main Theme", najbardziej rozpoznawalnym utworem płyty.
Muzyka w filmie jest genialna i nie wyobrażam sobie by mogła być inna. To, co zrobił John Williams nie tylko dla "Nowej Nadziei", ale dla całej sagi to majstersztyk. Gdy potrzeba muzyka jest liryczna, by potem przejść do o wiele potężniejszych akordów. A do tego całość jest przepełniona ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Dobrze wsłuchując się w muzykę możemy przewidzieć, co się zaraz stanie w filmie. Pod tym względem jest to niewątpliwie soundtrack wszech czasów. Śmiem się nawet twierdzić, że sam film, bez tej ścieżki dźwiękowej, nie odniósłby tak wielkiego sukcesu. W końcu to ona daje wspaniały klimat, do którego aż chce się wracać.
Jak już pisałem na początku Williams ta ścieżką dźwiękową odciął się muzyki filmowej lat 70-tych (srebrnej ery) i stworzył bardzo wyrazistą, monumentalną partyturę. Posłużył się niemodną wówczas orkiestrą i został wówczas wręcz za to wyśmiany. Jak się okazało to posunięcie było nie tylko genialne w tym konkretnym filmie, ale i przywróciło do łask taki styl pisania partytur. Mimo wszystko nawet w tak nowatorskiej ścieżce jak na tamte czasy krytycy doszukali się podobieństw z dziełami chociażby Wagnera. Jest to niewątpliwie prawda, ten soundtrack nawiązuje do nut tego wielkiego kompozytora muzyki klasycznej. Jednak Williams zapożycza tylko pewnego rodzaju styl, a to tak jakby muzykowi rockowemu zarzucać, że nie jest oryginalny, bo tworzy rock.
Ścieżka dźwiękowa z "Nowej Nadziei" to kawał historii muzyki filmowej. Zrobiona z rozmachem, wyprzedziła swoją epokę. Na początku zarzucano jej śmieszność, potem brak oryginalności. Jednak ten soundtrack żyje własnym życiem. Sam potrafi się wybronić z wszystkich opresji i nic chyba nie zmieni tego, że jest po prostu świetny. Polecam tę płytę nie tylko jako przykład rewolucyjnej muzyki filmowej, ale jako po prostu genialną ścieżkę dźwiękową, której wyśmienicie słucha się nawet bez znajomości filmu.
P.S. Spośród całej masy różnorakich wydań tej ścieżki dźwiękowej, warto jeszcze wspomnieć o rozszerzonym wydaniu BMG Classics/RCA Victor z 1997 r. – towarzyszące premierom odnowionych filmów, albumy zawierają 24 ścieżki; oraz o zremasterowanej edycji Sony z 2004 roku z nieco mniejszą ilością materiału, ale za to z dźwiękiem przestrzennym.
0 komentarzy