Danny Elfman jest jednym z najoryginalniejszych kompozytorów muzyki filmowej w Hollywood – co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Jego oryginalność polega przede wszystkim na trzymaniu się pewnego stylu muzycznego, który jest kojarzony wyłącznie z tym twórcą. Sprawia to, że słuchając Elfmana, niemożliwym jest oskarżenie go kopiowanie, naśladowanie czy chociażby inspirowanie się innymi twórcami muzyki filmowej. Elfman inspiruje się wyłącznie Elfmanem. Tak było do czasu, gdy poznał on reżysera filmu "Standard Operating Procedure", Errola Morrisa. Ich współpraca sprawiła, że amerykański kompozytor tak bardzo zbliżył się to stylu innego twórcy muzyki filmowej, że trudno było tego nie zauważyć. "Standard Operating Procedure" to bowiem muzyczne spotkanie Danny’ego Elfmana z Philipem Glassem.
Pierwsza od czasu "Mission: Impossible" tak wyraźna inspiracja Elfmana twórczością innego kompozytora jest ściśle związana z postacią reżysera "Standard Operating Procedure". Errol Morris to twórca filmów dokumentalnych, który tej pory współpracował niemal wyłącznie z Philipem Glassem ("The Thin Blue Line", "The Brief History of Time", "The Fog of War"). Łatwo sobie zatem wyobrazić jak wyglądał temp-track i jakie wymagania stawiał reżyser Elfmanowi w swoim najnowszym dziele. Rudowłosy kompozytor podporządkował się tym żądaniom, bardzo zbliżając się stylistycznie do twórczości Philipa Glassa, ale jednocześnie zachowując charakterystyczne wyznaczniki własnego stylu. Efektem tego jest jedna z najlepszych prac filmowych Elfmana ostatnich lat.
"Standard Operating Procedure" to muzyka minimalistyczna, oparta na monotonnie powtarzanych, krótkich motywach melodycznych, które stanową podstawę dla odpowiednich przebiegów harmonicznych. Pod tym względem to dzieło oparte na idei stylu Philipa Glassa. W muzyce tej nie ma żadnych punktów kulminacyjnych, nagłych porywów ani emocjonalnych wynurzeń. W pewnym sensie jest w niej coś mechanicznego i hipnotyzującego – rytmika, monotonia, konsekwencja. Buduje ona pewne napięcie i przez niemal całą długość trwania poszczególnych utworów utrzymuje je na stałym poziomie, pozostawiając słuchacza w ciągłym oczekiwaniu na jakąś muzyczną konkluzję. Konkluzję, która nie następuje, bo mimo swojej przewidywalności minimalizm potrafi zaskakiwać podążając wbrew oczekiwaniom, jakich nauczyły nas inne style muzyczne.
Ten iście glassowski szkielet muzyki ze "Standard Operating Procedure" został ubrany w charakterystyczne na Danny’ego Elfmana instrumenty i elektronikę a przede wszystkim perkusjonalia. To właśnie faktura zdradza nam faktycznego autora tej ścieżki dźwiękowej przywodząc na myśl takie tytuły jak "Edward Nożycoręki" czy "Charlie i fabryka czekolady". Tożsamość kompozytora najbardziej potwierdza jednak bliskość "Standard Operating Procedure" do koncertowego dzieła Elfmana jakim jest "Serenada Schizophrana". Można wręcz powiedzieć, że obie te prace przenikają się nawzajem, tworząc niemiłe wrażenie pójścia przez kompozytora na łatwiznę. Takie kompozycje jak "Main Titles: Vacation in Iraq" i "A Bad Feeling" to autentyczne tematy pochodzące ze "Serenady…". Mimo że koncertowe dzieło Elfmana wyraźnie nawiązywało do minimalizmu, na ścieżce dźwiękowej ze "Standard Operating Procedure" te dwa, zapożyczone tematy, odbiegają od bardziej konsekwentnego minimalizmu glassowskiego, zdecydowanie wyróżniając się na płycie.
Na potrzeby filmu Danny Elfman skomponował kilka tematów ("SOP Theme #1", "SOP Theme #2" i "SOP Theme #3"), które w rzeczywistości stanowią wariacje tylko jednego krótkiego motywu. Co ciekawe motyw ten jest łudząco podobny to materiału tematycznego "Batman Begins" Hansa Zimmera i Jamesa Newtona Howarda. Łatwość, z jaką Elfman manipuluje tymi kilkoma nutami, można wręcz uznać za nieco złośliwe mrugnięcie okiem w kierunku obu kompozytorów i monotonii ich dzieła spod znaku Batmana…
"Standard Operating Procedure" to Elfman, jakiego chce się słuchać. Elfman, który nie boi się wyjść poza swój własny styl i w inteligentny sposób konwersować z innymi twórcami. A tych oprócz Philipa Glassa, można tutaj znaleźć więcej (Hans Zimmer, James Newton Howard, Cliff Martinez). To zdecydowanie jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych roku 2008, na którą warto zwrócić uwagę.
0 komentarzy