Od kilkunastu lat wszelkiego rodzaju bajki animowane cieszą się dość sporym powodzeniem na świecie. Zasadniczo to Disney jako pierwszy zaryzykował i powstały takie filmy jak "Mała Syrenka", "Aladyn", "Pocahontas", "Piękna i Bestia" czy w końcu "Król Lew". Razem z tymi produkcjami pojawiały się świetne ścieżki dźwiękowe, które zdobywały najważniejsze nagrody filmowe. Za Disney’em poszły także inne wytwórnie, takie jak na przykład Dreamworks. I to właśnie Dreamworks jest producentem filmu "Spirit: Stallon of the Cimarron". Z tego, co pamiętam w polskich kinach produkcja ta pojawiła się pod tytułem Mustang z dzikiej doliny. Jednak mimo wielkiego podobieństwa do kreski Disneyowskich twórców film nie zyskał dużego rozgłosu. Nie pomogło także to, że muzyką zajął się Hans Zimmer – jak dla mnie główny twórca sukcesu "Króla Lwa". Tym razem sławnego Niemca postanowiono połączyć na jednej ścieżce z kanadyjskim piosenkarzem Bryanem Adamsem. Artystą, który swego czasu pojawiał się na ścieżkach dźwiękowych do takich filmów, jak "Robin Hood:.Książe złodziei" czy "Trzej muszkieterowie". Wytwórnia Dreamworks decydując się na takie posunięcie ponownie naśladowała Disneya, który wcześniej zatrudniał chociażby Eltona Johna, Phila Collinsa czy Stinga. Czyżby obecność sławnego artysty na soundtracku miała być gwarantem sukcesu?
Ścieżka dźwiękowa z tego filmu potwierdza, że tak jednak nie jest. Na płycie, której miałem ostatnio okazję słuchać znajduje się piętnaście utworów, z których większość to niestety piosenki Bryana Adamsa. No właśnie. Stety czy niestety? Od razu zacznę od tego, że bardzo nie lubię mieszania na jednej płycie piosenek i partytury filmowej. Zupełnie nie rozumiem, dla kogo takie wydania są robione. Przecież tak po prawdzie to ani to nie zadowala miłośników albumów filmowych ani miłośników partytur (do których siebie zaliczam). Co innego, gdy na płycie znajdzie się jedna, góra dwie piosenki, które mają jakąś funkcję promocyjną. Tworzenie natomiast takich dziwnych mieszanek, jakiej miałem ostatnio okazję słuchać jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
Wracając do muzyki z filmu "Spirit: Stallon of the Cimarron" może od razu powiem, że pierwsze dziewięć utworów to popisy Bryana Adamsa. Piosenka "Here I Am" Przez jakiś czas była nawet na listach przebojów gdzie dość dobrze sobie radziła. Jednak mi najbardziej spodobała się piosenka "Don’t Let Go" śpiewana w duecie z Sarah McLachlan. Być może tylko dlatego, że była ona małą przerwą między kolejnymi solowymi popisami Adamsa. Nie należę do miłośników talentu tego pana, chociaż ma on w swoim dorobku piosenki, które mogły się podobać to dla mnie jego śpiew zawsze będzie przypominał skrzeki duszącego się człowieka. Mimo to, starałem się dość obiektywnie traktować jego dokonania na tej ścieżce. Przeskakując do piosenki "Sound The Bungle" należy się pewne wyjaśnienie. Trudno, bowiem nazwać ten utwór piosenką, ponieważ Bryan Adams śpiewa tutaj przez dwie minuty, kiedy cała kompozycja trwa ponad sześć.
Przechodząc do kompozycji Hansa Zimmera w zasadzie też nie ma się czym zachwycać. Większość motywów, które z trudnością, ale jednak można wyłapać to tylko melodie z piosenek Bryana Adamsa. W dodatku są one tak zaaranżowane, że miejscami miałem wrażenie, że słucham "The Rock" czy "Gladiatora". Panuje tutaj sentymentalny nastrój, w którym według mnie Zimmer niekoniecznie się sprawdza. To jest kompozytor, który doskonale potrafi potęgować napięcie w filmach akcji, kiedy jednak przychodzi nieco zwolnić nie zawsze to mu wychodzi – chociaż oczywiście są wyjątki. Ostatecznie pozostaje także niedosyt, że na piętnaście pozycji na płycie tylko cztery do dzieła czysto instrumentalne. Zimmer jak zwykle stworzył mało, ale za to długich kompozycji. Mimo to tak naprawdę nie ma, na czym zawiesić ucha, bo choć konstrukcja kompozycji jak zwykle u tego kompozytora poprawna to brak tutaj jakiegoś fragmentu, który chciałoby się jeszcze raz usłyszeć. Czyli niby wszystko w porządku, ale czegoś brakuje. Ostatnie dwa utwory na płycie to także piosenki w wykonaniu Bryana Adamsa, które jednak nie wyróżniają się niczym szczególnym w porównaniu z poprzednimi.
Tak, więc można powiedzieć, że płyta, która teoretycznie powinna być, co najmniej dobrą ścieżką dźwiękową okazuje się, według mnie, nieporozumieniem. Mamy tutaj jedenaście piosenek Bryana Adamsa miejscami wzbogaconych frazami Hansa Zimmera i tylko cztery kompozycje tegoż kompozytora. Dla mnie to trochę dziwna proporcja. Generalnie poziom wszystkich kompozycji jest dość wysoki, o czym świadczą, chociaż pozycje piosenek Adamsa na listach przebojów. Jednak w tym miejscu nasuwa się pytanie – jaką właściwie te piosenki tutaj spełniają rolę? O ile pamiętam teledyski tych piosenek, to nie widziałem tam ani jednego urywka z filmu. Tak więc chyba funkcja promocyjna odpada. Wychodzi na to, że zatrudnienie słynnego Kanadyjczyka było tylko chwytem marketingowym, z którego jednak nic nie wyszło, więc Adams potraktował to jak swój kolejny projekt solowy. W rezultacie piosenkarz odciął się od filmu nie pokazując w teledyskach, że jego ostatnie hity powstały na zamówienie wytwórni Dreamworks.
Także Hans Zimmer nie pokazał tutaj nic szczególnego. A szkoda, bo po tym jak przesłuchałem ostatnio Complete Score Króla Lwa moje mniemanie o tym kompozytorze było naprawdę wysokie. Jednak między tymi dwoma ścieżkami dźwiękowymi jak dla mnie nie ma żadnego porównania. Można by pomyśleć, że ta ścieżka jest w twórczości Zimmera taką samą plama jak Troja dla Hornera. Tyle że tutaj dzieła dopełniają piosenki Bryana Adamsa, które w miarę słuchania pokazują schematy jakim ulega piosenkarz maskując swoje braki wokalne. Tak, więc ostatecznie ta płyta jako całość wypada średnio. Gdyby Adams wszystkie swoje piosenki, jakie tutaj zamieścił zabrał i zrobił z nich kolejny swój solowi album byłoby z tego pewnie więcej pożytku bo miejscami są to nawet dobre kompozycje. Ja jestem zdania, że muzyka filmowa sama w sobie jest na tyle obrazowa, że nie potrzebuje słów, dlatego ich obecność tutaj pozostaje nieusprawiedliwiona. Stąd też końcowa ocena to tylko mocno naciągane 3 punkty – i to tylko ze względu na mój sentyment do Hansa Zimmera. I oby więcej takich mezaliansów pan Zimmer nie popełniał.
„Here I Am” na 3 kropki? 🙁
Film i muzyka są rewelacyjne. Uwielbiam ten film i ja i moje dziecko. Scenariusz to pokaz wszelkich najważniejszych cech, pragnień, sytuacji w życiu, jak: ciekawość, żart, zabawa, przerażenie ucieczka, pogoń, odwaga, żal, smutek, przerażenie, obawa, samotność, wolność, ujarzmienie, łamanie kogoś, poddanie się, walka, wspomnienia, tęsknota, niewolnictwo, przyjaźń, zmęczenie, porażka, przegrana, rezygnacja, zainteresowanie, podziw, ucieczka, pomoc, ratowanie, powrót do domu, miłość, zakochanie, zaufanie, rozdarte serce, pożegnanie atak, bohaterstwo, ryzyko, radość, szczęście, beztroska, szacunek, itd można wymieniać. Nie znam innej bajki tak ważnej, która pokaxuje tyle cech – na tej bajce powinniśmy wychowywać dzieci . To powinna być lektura szkolns. To dzieło xarówno video i muzyczne. Jedyne jakie znam.