"A long time ago, in a galaxy, far, far away…"
Swego czasu ta intrygująca, dwupłytowa składanka z różnorakich filmów (i seriali) science-fiction zwróciła moją uwagę niesamowitą okładką z wypukłymi literkami (w której można się wręcz przejrzeć), jaka mocno wyróżniała się od całej reszty asortymentu na sklepowych półkach. Sięgnąłem więc po nią i spoglądając wpierw na zawartość, a potem na cenę, postanowiłem od razu zakupić to cudo. I tak stałem się szczęśliwym posiadaczem jednej z najlepszych składanek filmowych, za dość znośną cenę 60 złotych (choć dziś można ją pewnie dostać za grosze w internecie…). I choć z miejsca wiedziałem, że czeka mnie ‘zwykły’ przegląd mniej lub bardziej ogranych motywów przewodnich z mniej lub bardziej znanych i lubianych filmów fantastycznych, to jednak nie obyło się bez zaskoczeń.
Pierwszym (prócz wspomnianej ceny) okazała się jakość, która broni się nawet po latach, w momencie gdy poprzeczka została wysoko podniesiona w tym względzie. Drugim – klasa wydania, które poza niesamowitą okładką i ogólną estetyką zawiera także bogatą książeczkę (po angielsku niestety) opisującą nie tylko poszczególne utwory, ale i filmy, z których pochodzą, realizatorów muzycznych i filmowych, a także znaczenie i opisy poszczególnych dźwięków SFX (o których za moment). Na dwóch ostatnich stronach mamy również zwięzłe wiadomości techniczne na temat płyty i utworów, co z pewnością dla niektórych będzie bardzo przydatne. Jest to więc klasa, jakiej nie powstydziłoby się niejedno dzisiejsze wydanie limitowane/kolekcjonerskie/rocznicowe, etc. Ale najważniejsza okazała się oczywiście zawartość obu krążków…
Całość otwiera motyw Richarda Straussa z "2001: Odysei kosmicznej", czyli krótko mówiąc klasyka – mało sensacyjna, lecz wciąż żywa. Zaraz po niej pierwsza niespodzianka i raczej mało spotykany zabieg, który dla niektórych może okazać się jedynie zbędnym zapełniaczem i marnotrastwem miejsca. SFX, czyli efekt dźwiękowy pochodzący z filmu (dokładnie, wg napisu we wkładce: Sound effects sequences), jednak nagrany specjalnie na potrzeby tego albumu – smaczek, który jeszcze nie raz będzie nam dane tu usłyszeć. Ten pierwszy to akurat dźwięk startującego Apollo 13, który przy okazji buduje klimat dla następnego w kolejności utworu przewodniego z tego filmu, co połączone razem robi naprawdę duże wrażenie. Następnie kolejny, klasyczny już motyw z niezwykłego filmu w gwiazdorskiej obsadzie, znanego u nas pod tytułem "Pierwszy krok w kosmos". Dosadny, epicki i być może odrobinę patetyczny, ale jakże wspaniały motyw autorstwa Billa Conti zostaje skontrastowany z kolejnym, a przy tym jednym z ciekawszych tu SFX-ów, jakim tym razem są syntezy zachodzące w obcym organizmie w filmie "Gatunek", z którego to rozbrzmiewa chwilę potem bardzo piękny utwór Christophera Younga.
Nieco mniej piękny, lecz za to potężny jest fragment z zapomnianej nieco produkcji, "Lifeforce", po którym przychodzi kolejny SFX – dźwięk, jaki wydaje Nostromo w kosmosie (a którego tak naprawdę nie powinno być słychać :). Oczywistym zdaje się być zatem następny utwór, czyli motyw z niezapomnianego "Obcego", który był w końcu ósmym pasażerem tego statku. Późniejszy SFX uderza w podobne tony, prezentując nam dźwięki statku Event Horizon, z quasi-gotyckiego filmu o tym samym tytule. Zanim jednak z głośników dojdą nas złowrogie szumy i pomruki tej kupy żelastwa sunącej przez kosmiczną otchłań, dużo radości sprawią świetne tematy z kultowych filmów "Koziorożec 1" i "Kokon", autorstwa odpowiednio Jerry’ego Goldsmitha i Jamesa Hornera. W niczym nie ustępuje im także mocarna suita Johna Barry'ego z kiczowatego "The Black Hole" z końca lat 70-ych ubiegłego stulecia.
Lekko zaskakuje natomiast fragment z "Imperium kontratakuje", czyli kiedyś drugiego, a dziś piątego epizodu gwiezdnej sagi Lucasa. Tym razem wydawcy postawili bowiem na łagodny motyw Hana Solo i księżniczki Lei, nie sięgając po raz n-ty po słynny „Marsz Imperialny”, co w moim odczuciu zasługuje na pochwałę, bo nawet jeśli utwór ten ustępuje mocą tematowi z „Czarnej dziury”, to stanowi dlań idealną przeciwwagę. No a poza tym – ileż można z tym marszem…? Delikatniejszą naturę gwiezdnych przygód kontynuuje z powodzeniem dostojny motyw Taarny z animowanego "Heavy Metal", po którym przychodzi czas na kolejny SFX – agresywny i nieco burzący ten nastrój „Dogfight”, który, podobnie jak kolejny utwór, pochodzi z sympatycznego filmu "Mój własny wróg". Krążek wieńczy John Williams i dwa tematy z "Bliskich spotkań trzeciego stopnia" Spielberga. 80-letnia już dziś legenda muzyki filmowej rozpoczyna także drugą płytę (znów „Star Wars”, już w bardziej rozbuchanej, typowej formie tematu głównego), wespół z powracającą "Odyseją" Kubricka – tym razem pod postacią kompozycji Alexa Northa, z których jedna nie została użyta w gotowym dziele.
A potem już do końca mamy kompozycje pochodzące wyłącznie z produkcji spod znaku "Star Trek". Ten federacyjny rajd rozpoczyna pierwszy z pięciu SFX-ów na płytce – „Warp Drive", który wyraźnie daje do zrozumienia, czego mamy się spodziewać. Dwie pierwsze kompozycje to utwory z oryginalnego serialu i z pierwszego filmu, które nadal pozostają charakterystycznym, lotnym znakiem rozpoznawczym serii. Po kolejnym dźwiękowym przerywniku w postaci "Away Team" dołączają do nich kolejne, niewiele gorsze i równie znane motywy z tego universum. Nie będę w nie głębiej wnikał, bo wszystkie są na swój sposób dobre i trzymają naprawdę równy poziom – aczkolwiek za najlepsze w tej kwestii uważam: temat Rosenmana z czwartej części kinowych przygód załogi Enterprise, goldsmithowski „Voyager” i końcowa, wspaniale podniosła owertura McCarthy’ego z „Pokoleń”, która stanowi kapitalne wręcz podsumowanie całego wydawnictwa.
A to jest naprawdę wyborne i jakże inne od większości obecnych na rynku kompilacji – starannie przygotowane, dopracowane niemal w każdym calu i kosmicznie piękne. No i przede wszystkim warte swojej ceny. Tak więc jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję je dostać, to nie wahajcie się długo – polecam z całą odpowiedzialnością.
P.S. Z oczywistych względów nie uwzględniłem we wrażeniometrze SFX-ów. Tekst ten jest natomiast poprawioną wersją recenzji napisanej dla portalu film.org.pl.
"This album is dedicated to the memory of Josef Kroft –
a fine musician, orchestra leader & brilliant soloist."
A czemu ani słowa o tym, że to Prażanie pod batutą Nica Raine’a (i chyba też innych)?? Prażanie ośmielający się grać Williamsa! 😛 Czyżby Wawrzyniec zabronił podawania takich informacji? :P:D
A co ma do tego Wawrzyniec? To moja, w dodatku dość stara recka – może mało informacyjna względem informacji technicznych, ale nie o to tu przecież chodzi. 🙂
Wawrzek to przecież drugi wróg Prażan, zaraz po naszym Pawle Stroińskim, a tuż przed Zimmerem 😀
Jestem pod wrażeniem zainteresowania moją osobą. Nie wspominając już, że to zaszczyt zostać postawiony w jednym rzędzie z Hansem Zimmerem. Ale nie wiem czy nie lepiej skoncentrować się na muzyce, zamiast na mojej osobie 😉
No bo jestes zajebisty Wawrzek i musisz sie z tym pogodzic,że wszyscy cie podziwiamy 😉 Ja już czekam na książke z twoją autobiografią bo zapewne twoje życie jest/będzie dla nas wszystkich niezwykle inspirujące 😉