Był czas, kiedy western święcił triumfy i królował w box-office, mając swoich królów i idoli, jak John Wayne, James Stewart czy Clint Eastwood. Ale miał też swój czas kryzysu, który przypadł na lata 70. i 80. Właśnie w 1985 roku Lawrence Kasdan, uznany wówczas scenarzysta, postanowił wskrzesić klasyczną kowbojską konwencję i stworzył „Silverado”, które odniosło kasowy sukces. Po latach ogląda się to naprawdę nieźle, głównie dzięki dobrym dialogom, gwiazdorskiej obsadzie (Scott Gleen, Kevin Kline, Kevin Costner, Danny Glover, Brian Dennehy) oraz solidnej realizacji. Swoje zrobiła też warstwa muzyczna.
Autorem ścieżki do „Silverado” jest Bruce Broughton – Amerykanin, który ostatnio pracuje głównie dla telewizji. Pierwotne wydawnictwo Geffen Records zawierało blisko pół godziny jego partytury. Potem, w 1992 roku, wznowiła ją Intrada, dobijając do ponad 45 minut muzyki. Dwanaście lat później ta sama wytwórnia wydała complete score na dwóch płytach, który jest podstawą tego tekstu.
Sam kompozytor przyznał w wywiadach, że na początku chciał napisać utwory w modnym trendzie grania na gitarze oraz harmonijce ustnej. Jednak reżyser naciskał, by powstała muzyka do tradycyjnego, hollywoodzkiego westernu w wielkim stylu. Innymi słowy miała być duża orkiestra oraz mocna inspiracja poetyką Jerome’a Morossa czy Elmera Bernsteina.
Siła napędową oraz typowym dla westernu znakiem klasycznego jest temat przewodni, z delikatnie grającymi skrzypcami, podniosłymi dęciakami oraz kotłami i marszową perkusją. Już w otwierającym „Main Title” melodia rozkręca się przepięknie – poza mrocznym pianistycznym wstępem, który buduje napięcie. Mocno to słychać w „Paden’s Horse”, gdzie niskie tony fortepianu są podstawą action score’u (plus gwałtowne dęciaki, perkusja, spokojne fagoty oraz smyczki), jaki przez większość czasu jest całkiem strawny.
Uderza bogactwo aranżacji i melodyki. Przez większość czasu mamy wariacje tematu przewodniego (pięknie grająca gitara w „Tyree and Turley”), a dostatek instrumentów imponuje (poza smyczkami i dętymi są m.in. kotły, fagoty, klarnety, gitara akustyczna…). Te delikatne fragmenty nie tylko wzbogacają całą ścieżkę, która perfekcyjnie współgra z filmem, ale też dodają różnorodności (ładnie zgranie gitary akustycznej z dęciakami w „Paden’s Hat”). Nawet jeśli fragmenty te posiadają elementy underscore’u czy akcji, budowanej w prosty sposób (mocne wejścia perkusji, gwałtowne wejścia skrzypiec i dętych drewnianych).
Najbardziej jest to odczuwalne na drugiej płycie, z długimi frazami opisującymi finałową konfrontację lub we fragmencie ataku bandytów na farmę („Party Crashers”). Choć jest tu kilka melodyjnych kompozycji do scen dynamicznych, to wynikają one raczej z bazowania na temacie przewodnim, który jest genialnie aranżowany („The Getaway / Riding As One”, gdzie dochodzi do połączenia sił całej czwórki i ucieczki z miasta, czy też w scenie odbicia skradzionej skrzynki ze złotem w „The Strongbox Rescue”).
Żeby jednak nie było tak przyjemnie, jest i sporo fragmentów niekoniecznie przyjemnych w odsłuchu. Pojawiają się głównie w środku, opisując sceny wrogości oraz zbrodni McKendricków („McKendrick’s Man” czy „McKendrick’s Brand”). Utwory te mają tak duszną atmosferę, że wystawiają cierpliwość słuchacza na wiele prób, niekiedy skręcając nawet w klimaty horroru („Ezra’s Death” z trzaskającymi smyczkami i gwałtownymi atakami skrzypiec oraz dęciaków).
Samo wydanie Intrady budzi natomiast respekt, gdyż zawiera cały materiał (także dwa utwory stylizowane na źródłowe – „The Bradley Place” i „The Silverado Waltz”) oraz jedną wersję alternatywną („Jake Gets Tyree”). I trzeba przyznać, że wykonano znakomitą robotę, dzięki której można podziwiać opus magnum Broughtona – świetne aranżacyjnie, bardzo dobrze zmontowane i udźwiękowione. Ta muzyka to poezja dla fanów westernu, słusznie nominowana do Oscara. Szkoda tylko, że kompozytor później nie był już tak popularny, jak w czasach „Silverado”. 4,5 nutki ode mnie. Pora osiodłać konie, naładować colty i odjechać ku zachodzącemu słońcu…
Świetny film i score. 5/5