"The Shadow Knows…"
To sztandarowa odzywka głównego bohatera z niedocenionej filmowej adaptacji komiksu, która wojowała na ekranie w roku 1994. Przy okazji jest to też dialog otwierający soundtrack do tegoż filmu. Filmu, który nie został zbyt dobrze przyjęty, choć nie można mu wiele zarzucić – to porządna robota z czasów "Maski" i burtonowskich "Batmanów" o ciekawej intrydze i świetnej postaci superbohatera, który tak naprawdę superbohaterem nie jest, a przynajmniej nie na miarę wspomnianego Batmana, którego twórców zresztą zainspirował. Tak, tak, Cień pochodzi bowiem z tych samych czasów, co Człowiek-nietoperz. I to właśnie na postaci Cienia wzorowali się ojcowie Bruce'a Wayne. I nie trzeba szukać daleko, żeby zauważyć podobieństwa – obaj są bogaczami mającymi dojścia i kontakty w całym mieście, którzy za dnia jawią się jako wieczni playboye, natomiast nocą wymierzają sprawiedliwość… Także obaj walczą ze swoją drugą naturą, są pełni lęków i ukrytych tajemnic. W końcu obaj są także zwykłymi ludźmi. No, ale przyszło nam tu roztrząsać muzyczne sprawy, więc dalsze porównania zejdą już na tenże poziom.
Sama płyta oferuje nam właściwie wszystkie najważniejsze tematy, wraz z tematem przewodnim obecnym już w "The Poppy Fields". Poza tym mamy tu wspomniany króciutki dialog Baldwina z filmu oraz nieco dłuższy autostwa Orsona Wellesa pochodzący z radiowego show z lat 30. Właściwie obie te pozycje można uznać za zbędne, choć osobiście wywaliłbym tylko Wellsa, gdyż Baldwin klimatycznie płytę otwiera, no i ma w końcu coś z filmem wspólnego. Na podobnej zasadzie uczyniłbym z piosenkami, których jest aż trzy. "Original Sin" to niezła, dynamiczna piosenka, która pasuje do reszty, ale po co od razu było dawać ją też jako mniej udany "Film Mix", tego nie wie chyba nawet sam Cień. Z kolei "Some Kind of Mystery" to piosenka w filmie sprawdzająca się bardzo dobrze – słychać ją w klubie, w którym zwykł przesiadywać główny bohater – ale na krążku sprawdza się ciut gorzej.
Partytura Goldsmitha jest już jednak z najwyższej półki. Wspomniany temat przewodni swobodnie może konkurować z elfmanowskim Batmanem. "The Poppy Fields" jest mroczny, potężny i idealnie pasuje zarówno do filmu, którego wizytówkę stanowi i z którym nieodłącznie się kojarzy, jak i do samego głównego bohatera, nie mówiąc już o tym, jak rewelacyjnie wypada na płycie. Temat ten, rozpisany na potężną sekcję dętą z waltorniami i trąbami na czele, smyczki, perkusję i odrobinę elektroniki, jest więc głównym filarem partytury i najlepszym kawałkiem na krążku. W całości, w formie niezmienionej słychać go tylko i wyłącznie w tym pierwszym temacie. Potem, choć obecny niemalże cały czas, ulega on pewnym modyfikacjom przy okazji łącząc się i przeplatając z drugim tematem, który jest na wpół romantyczny, na wpół mistyczny, co obrazuje zarówno filmową niewiastę (jak zwykle piękna Penelope Ann Miller), jak i czarny charakter filmu.
Takie połączenie słyszymy już w drugim temacie, "The Sanctum", w którym dodatkowo pojawia się też, mniej więcej od połowy, ciekawa linia melodyczna, nawiązująca do tematu głównego. "Who Are You ?" to już temat, który pozwala nam odpocząć – w przeciwieństwie do dwóch poprzednich jest on stonowany, aczkolwiek bardzo tajemniczy, choć opisuje scenę pierwszej konfrontacji tego dobrego z tym złym 😉 Dopiero pod sam koniec następuje króciutki wybuch w postaci kawałka motywu głównego. Otwiera on też kolejny dynamiczny kawałek, świetny "Chest Pains". To jeden z lepszych tematów akcji, z kilkoma ciekawymi zwrotami tejże, który trzyma w ciągłym napięciu. Świetnie łączą się w nim tematy tybetańskie, które pojawiają się tu w takiej formie właściwie po raz pierwszy, oraz zmodyfikowany motyw główny. Świetna ścieżka po prostu.
Następne trzy w kolejności, to "The Knife" , "The Hotel" i "The Tank", które odpowiadają kolejno "postaci" fantastycznego filmowego noża, głównej siedzibie protagonisty oraz świetnej akcji w wypełniającym się wodą zbiorniku. Jak więc można się spodziewać są to tematy dynamiczne, które kontynuują oczywiście motyw główny (szczególnie interesująco brzmiący w "The Hotel") oraz wątki i brzmienia z poprzednich utworów. Dodatkowo w "The Hotel" słychać w pełni rewelacyjny temat "zamroczenia umysłu" (kto widział film ten powinien wiedzieć o co chodzi ;), który objawia się w paru scenach dotyczących zarówno Cienia, jak i jego przeciwnika (w końcu obaj władają tymi siłami). To coś, jakby temat łączący obie te postaci, co zresztą uwidacznia rozbrzmiewający pod koniec motyw główny. A na koniec "Frontal Lobotomy" – sympatyczny kawałek, jakby lekko melanchonijny, w którym słychać odrobinę tego, o czym mówiłem w przypadku "Chest Pains" oraz bardzo ładną nutę romantyczną. Na koniec oczywiście powraca temat główny.
I to może być jeden z zarzutów względem płyty. Oczywiście jest to wina producentów, którzy dali nam do dyspozycji tylko 30 minut muzyki Goldsmitha, przez co wciąż powracający, acz rewelacyjny motyw Cienia, może się wydać nużący, choć oczywiście nie każdemu. Ponadto piosenki także obniżają nieco poziom. Jednak poza tymi drobnymi mankamentami jest to pozycja niemalże obowiązkowa. Oczywiście obowiązkowa dla fanów Goldsmitha, który stworzył tu jeden z lepszych i bardziej charakterystycznych tematów. Fani porządnej muzyki filmowej, ewentualnie ci poszukujący perełek komiksowych ekranizacji, także powinni być usatysfakcjonowani. Pozostali, jak zawsze ryzykują, choć może niepotrzebnie, gdyż to naprawdę kawał dobrej filmowej partytury, choć dziś już niestety słabo dostępnej…
0 komentarzy