Życie zawsze jest w stanie napisać najbardziej zakręcone historie. Jednym z jej bohaterów jest Sixto Rodriguez, który w latach 70. nagrał dwie płyty, jakie rozeszły się w USA łącznie w… sześciu egzemplarzach, po czym słuch o nim zaginął. Jego historię próbował opowiedzieć reżyser Malik Bjendelloul w filmie dokumentalnym „Sugar Man”, który jest zapisem prywatnego śledztwa dziennikarza Craiga Bartholomew-Strydoma, zafascynowanego popularnością Rodrigueza w RPA w latach 90. Efekt śledztwa był dość zaskakujący, ale o tym lepiej się przekonać oglądając film, którego jednym z najmocniejszych atutów jest muzyka.
Album składa się z piosenek pochodzących z dwóch wydanych na początku lat 70. płyt Rodrigueza i pokazuje, jaki potencjał miał ten człowiek. A że mówiono o nim „latynowski Bob Dylan”, to mniej więcej wiadomo czego się spodziewać – będzie bardzo gitarowo. W zasadzie te 14 piosenek to wypadkowa folku i bluesa, w których to utworach opowiada o życiu: narkotykach („Sugar Man”), kobietach („Like Janis”) czy bezrobociu („Cause”), ubierając to w melodyjne i naprawdę ładne granie.
Poza wspomnianą gitarą – zazwyczaj akustyczną (fantastycznie wypada w południowoamerykańskim „I Think of You”) – przewijają się tu także dęciaki („Crucify Your Mind”, „I Wonder”), chwytliwy bas („Like Janis” czy „This In Not A Song, It's An Outburst: Or, The Establishment Blues”), smyczki (smutne „Cause”), delikatna gitara elektryczna („Like Janis”), organy Hammonda („I Wonder”) oraz bębenki („Can’t Get Away”). Słychać klimat epoki przełomu lat 60. i 70., a same utwory dopełniają atmosfery filmu, świetnie sprawdzając się także poza nim. Do samego wokalu nie można mieć żadnych zastrzeżeń, a warstwa tekstowa jest na naprawdę wysokim poziomie, pełna metafor i ciekawych fraz.
Czy można jeszcze powiedzieć coś interesującego o „Sugar Manie”? To świetny dokument i bardzo dobra muzyka, która mimo upływu lat oraz tony kurzu otaczającego te brzmienia, nadal pozostaje żywotna i interesująca. Spowodowała też, że Rodriguez zaczął koncertować na całym świecie, a nie tylko w RPA i Australii. Krążą też wieści o realizacji trzeciej płyty. Co z tego wyjdzie czas pokaże, a tymczasem „Sugar Man” (który równie dobrze mógłby się nazywać „The Best of Rodriguez”) dostaje mocną czwórkę.
0 komentarzy