„Rozgrywka” Franka Oza, to kryminał o wielkim skoku, którego celem jest cenne berło. Zadanie otrzymuje doświadczony złodziej Nick (Robert De Niro), dla którego ma być to ostatnia robota. Tym razem jego zleceniodawca Max (finalna rola Marlona Brando) daje mu do pomocy młodego chłopaka, Jacka (Edward Norton), wobec którego Nick jest nieufny. Niby kryminalna opowieść jakich wiele, jednak reżyserowi udaje się wciągnąć widza w tą grę, a obserwowanie aktorskich legend swojego pokolenia obok siebie jest największą przyjemnością.
Pytanie czy muzyka też stanowi przyjemność? Jej autorem jest Howard Shore – Kanadyjczyk, dla którego była to praca poprzedzająca wejście do Śródziemia. Być może dlatego popadła w zapomnienie. A szkoda, bo to jedna z dość zaskakujących ścieżek w dorobku tego twórcy. Tym razem poszedł on w stronę bardziej jazzujących klimatów, tworząc dość atrakcyjny album na niewielką orkiestrę (głównie smyczki) oraz zespół jazzowy (trąbka, perkusja, kontrabas i lekko brzmiąca elektronika). To drugie może wydawać się nietypowe dla tego kompozytora, jednak skoro główny bohater, poza kradzieżami, prowadzi klub jazzowy, to chyba nie mogło być inaczej. Sama płyta trwa blisko 40 minut, więc jest całkiem przystępna. Ale po kolei…
Pierwszym, co rzuca się w uszy, to prosty temat przewodni pojawiający się, jak tradycja nakazuje, w „Main Title”, gdzie pierwsze skrzypce gra trąbka z kontrabasem i rytmiczną perkusją, zaś w tle towarzyszą im opadające smyczki z dęciakami oraz elektronicznie imitowany chór. Temat ten będzie pojawiał się jeszcze parokrotnie w różnych aranżacjach – maestro eksponuje go wręcz nazbyt często. Poza tym przez resztę czasu dominuje elegancja i styl przypominający trochę klimatem lata 70., jak w kapitalnym „Flashback” (popisowa gra marimby oraz fletu) czy „Recon”.
Druga część płyty jest bardziej ilustracyjna i dobrze buduje napięcie na ekranie. Począwszy od szybkiego „Ironclad” (nerwowy kontrabas i smyczki) przez utwory opisujące cały skok, aż do wielkiego finału, gdzie do głosu coraz częściej dochodzi orkiestra, a tempo ulega znacznemu przyśpieszeniu. „The Score Begins” jest jeszcze dość spokojne, choć perkusja mocniej się odzywa. Bardziej nerwowe jest „Set Up” – popis skrzypiec skontrastowanych z delikatnym fortepianem i trąbką. Czysty action score prezentuje z kolei dynamiczne „Run Late” na marimbę i kontrabas, a w najdłuższym „Suspended” (wprawka do „Władcy Pierścieni”) spokój mącą ostre, zapętlające się smyczki wraz z trąbką i perkusją. Bardzo szybkie i dynamiczne 7 minut, a czas mija jak z bicza strzelił. Album wieńczy kolejna wariacja tematu przewodniego – podniosłe „Bye Bye”, o wszystko mówiącym tytule.
Shore po raz kolejny zaskoczył, pisząc jedną ze swoich bardziej przystępnych partytur, która bez problemu sprawdza się w filmie, jak i w swej autonomicznej formie. „Rozgrywka” nie jest może oryginalna, gdyż takich jazzujących albumów znajdziemy na pączki, ale to bardzo przyjemna muzyka, której krótki czas trwania działa na korzyść słuchacza. Przyzwoity złodziej czasu, wart 3,5 berła.
0 komentarzy