Przed seansem “Salt” warto zaopatrzeć się w kilka sztuk dobrze schłodzonego piwka. Nie tylko ostudzi ono napalonych miłośników Angeliny Jolie, ale przede wszystkim schłodzi krew w żyłach, gotującą się z nerwów na widok, mocno przekraczającej normę debilizmów, fabuły filmu Phillipa Noyce'a. Na niezobowiązującą chwilę relaksu jest to jednak obraz doskonały. Trzyma w napięciu, ma świetne tempo, dobre sceny akcji… no i Daniela Olbrychskiego w roli bad guy'a 🙂 Potraktowany z odpowiednim dystansem, tytuł ten daje naprawdę sporą satysfakcję.
Najwyraźniej z takiego właśnie założenia wyszedł James Newton Howard, tworząc doń swoją muzykę. Słychać, że zrezygnował z większych ambicji i postawił na czystą akcję i zabawę. Przy opisywaniu dokonań wielu innych kompozytorów, takie słowa znaczyłyby, że będziemy mieli do czynienia z pracą sztampową, nieciekawą, niezauważalną i generalnie dość zwyczajną. Ale nie w przypadku Howarda, który nawet pisząc coś „między posiłkami” gwarantuje wysoki poziom. W jego przypadku typowość wcale nie musi więc odstraszać od zapoznania się z zawartością. A „Salt” jest typowym soundtrackiem JNH do filmu akcji, który posiada wszystkie wyznaczniki stylu Amerykanina i nie grzeszy zbytnią oryginalnością. Znajdziemy tu wiele rozwiązań brzmieniowo-rytmicznych znanych z wcześniejszych jego prac, mniej lub bardziej odległych w czasie. Litanii tytułów nie ma jednak sensu odmawiać, bo każdy, kto zna i lubi twórczość Howarda będzie się tu czuł się jak w domu.
Po krótkim wstępie w postaci „Prisoner Exchange” zaczyna się właściwie nieustanna, szybka jazda, która powinna zadowolić wszystkich miłośników tego rodzaju partytur. Orkiestra, obficie wspomagana elektroniką, wyciska z instrumentów siódme poty, rzadko kiedy dając im (i nam) odpocząć. I już perfekcyjnie skrojony „Escaping the CIA” prezentuje dwa główne tematy płyty – rytmiczny, na smyczki i następującą zaraz po nim charakterystyczną, pulsującą melodię. Poza wieloma ich aranżacjami, mamy jeszcze kilka pobocznych tematów, które nie wyróżniają się może melodyjnością, ale na tyle wystarczająco wybijają się z kanonady reszty dźwięków, żeby nie pozwolić nawet na chwilę nudy. Nie znaczy to jednak, że przebrnięcie przez ponad godzinę materiału jest łatwym zadaniem. Album jest zdecydowanie zbyt długi i może się niektórym wydać monotonny. Za dużo tu też mało wyszukanego suspensu, który w oderwaniu od filmowych wydarzeń nie spełnia już dłużej swojej roli i wprowadza niepotrzebne przestoje pomiędzy kolejnymi naparzankami. A skoro już o nich mowa, to zdecydowanie największą frajdę daje agresywny „Taser Puppet” z mocnymi gitarami elektrycznymi. Szkoda jedynie, że trwa tak krótko…
Jednakże Howard znany jest też ze swojej wrażliwości i umiejętności lirycznego zabarwiania nawet największej łupanki. Dlatego też przemyca gdzieniegdzie spokojniejsze motywy, dłuższe pociągnięcia smyczków, łagodne dmuchnięcia we flety i waltornie, czy delikatne uderzenia w klawisze fortepianu. Za przykłady niech posłużą „Not Safe With Me”, „Destiny”, „You Are My Greatest Creation”, końcówka „Chase Across DC”, czy, najciekawszy brzmieniowo na płycie, „Orlov's Story”.
Film Noyce'a warto więc obejrzeć z jeszcze jednego względu – aby przekonać się, jak świetnie działa w nim muzyka Howarda. Na albumie tego nie doświadczymy, ale podczas seansu słychać, że kompozytor ten posiada wielki talent, jeśli idzie o zapotrzebowanie danej sceny na konkretną ilustrację. Widząc, jak Jolie rozprawia się w slow-motion z ruskimi, przy chórkach z „Barge Apocalypse” świat od razu wydaje się piękniejszy. I właśnie za to wyczucie konwencji gatunku należą się kompozytorowi największe pochwały. Bowiem tak, jak Evelyn Salt z gracją rachuje kości swoim wrogom w filmie, tak i Howard zaoferował swoim słuchaczom solidne, muzyczne mordobicie.
P.S. Płyta tłoczona jest tylko na życzenie i można zamówić ją np. przez Amazon. W innym wypadku pozostaje wersja elektroniczna.
Dobra recenzja, muzyka jak w recenzji. Ja tu właściwie wracam tylko do tracków, gdzie są chórki – You Are My Greatest Creation, Barge Apocalypse i szczególnie finałowe Go Get Em. Do reszty wracać mi się nie chce.
Czwórka i ani grama więcej!!