Im dłużej oglądam filmy, tym coraz bardziej przekonuje się, że najważniejsze jest w nich przekazywanie emocji. Tych najwięcej serwuje zwłaszcza kino niezależne. Ostatnią taką ekscytującą produkcją stał się dla mnie irlandzki „Pokój” Lenny'ego Abrahamsona. To bardzo prosta, ale trzymająca za gardło opowieść o miłości matki do syna, z którego perspektywy poznajemy tytułowe pomieszczenie, w jakim są przetrzymywani. W nakreśleniu uczuć bardzo pomaga tutaj muzyka.
Zadania napisania ilustracji podjął się Stephen Rennicks, który pracował już z reżyserem przy jego poprzednim filmie – „Frank”. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że jest to muzyka skromna, kameralna i bardzo subtelna. Jej siłą jest piękny temat związany z synem – przypominający kołysankę w rytmie walca, daje o sobie znać dopiero w „Wardrobe”. Łagodny fortepian, wolne skrzypce i ciepłe cymbałki tworzą bardzo delikatną kompozycję, przewijającą się przez film/album wielokrotnie (największe wrażenie robi w wyciszonym „In The World”, bardzo lirycznym „Ma’s Photos” oraz „End”), jednak nie na tyle, by oskarżyć kompozytora o brak pomysłów i tematów.
Mamy ich tutaj jeszcze trzy – związany z powrotem do dawnego świata, mało przyjemny w odsłuchu (smęcący dęty drewniany w „Stacey Benton” i krótkim „After Mittal”), subtelna melodia prowadzona przez fortepian („Opening”, „Eggshells”), pokazująca życie w Pokoju; oraz epicki finał utrzymany w tonie happy endu („End” oraz dłuższy „New End”).
Jednak nie zabrakło też miejsca na suspens, związane głównie ze scenami ucieczki. O dziwo, poza ekranem prezentuje się on całkiem przystępnie. Delikatne dźwięki harfy („I’m Scared”), chwytające za gardło smyczki wspierane przez gitarę („Cops”), spokojna gra klarnetu („Gone Day”) czy stonowana elektronika brzmiąca niczym echo („Roll Up”).
Jednak z tej części ścieżki dźwiękowej najbardziej pozostaje w pamięci instrumentalna kompozycja zespołu The Mighty Rio Grande, „This Will Destroy You”. Z wolna rozkręcające się gitary budzą skojarzenie z dokonaniami Explosions In The Sky, ale wspierająca ich perkusja idealnie współgra ze sceną szoku spowodowanym zobaczeniem świata spoza Pokoju. Choć trwa on ponad dziesięć minut, porywa i robi piorunujące wrażenie – zwłaszcza w ostatnich trzech dosłownie eksplodując.
„Pokój” nie jest pracą pozbawioną wad. Sporym problemem, poza fragmentami underscore’u, jest fakt, iż wiele fragmentów trwa mniej niż 60 sekund. Zanim zdążą się rozkręcić, już się kończą. Jest tych utworów trochę, jednak sam odsłuch poza kontekstem sprawia wiele frajdy. To potwierdzenie, że niezależne produkcje też mogą otrzymać ciekawą, niebanalną partyturę. Do tego pokoju bardzo chętnie jeszcze wrócę.
Zgodzę się z oceną. Przesłuchałem całość jeszcze przed seansem. I w sumie ścieżka bez wątpienia polepsza ten film, który niestety przypomina 'niedzielę w RTL7′. Nie wiem, czy to kino niezależne. Trochę szkoda, że w każdym ujęciu twórcy chcą być bardziej amerykańscy niż nakręciliby to sami Amerykanie. Co do Rio Grande, moim zdaniem trochę niewypał, aż taka emocjonalna szarża nie jest potrzebna (tam subtelniej przez chwilę przebija się Monsters Hopkinsa, lepiej). Co dziwne, czułem, że ten utwór będzie towarzyszył tej właśnie scenie, co chyba nie do końca jest fajne. Podobał m się w Moneyball, bo to taka melodia z cyklu jak uwznioślić wydarzenia na ekranie. Tylko nie tutaj.