Rogue One: A Star Wars Story
Kompozytor: Michael Giacchino
Rok produkcji: 2016
Wytwórnia: Walt Disney Records / Universal
Czas trwania: 69:29 min.

Ocena redakcji:

 

Nie tak dawno, dawno temu, na amerykańskiej ziemi… Disney przejął od Lucasa gwiezdnowojenną sagę. Nastąpiło „Przebudzenie Mocy”, które zostawiło w kasach odpowiednio gigantyczną ilość gotówki, aby potężny koncern dalej mógł doić fantastyczną serię nie tylko za pomocą kolejnej oficjalnej trylogii, lecz także spin-offów. Tak narodziła się historia „Łotra 1” – nie bez przeszkód jednak. Film nie ustrzegł się zmian scenariuszowych oraz dokrętek, które nie pozostały bez wpływu na roszady w ekipie. Na kilka miesięcy przed planowaną premierą #teamRogueOne opuścić musiał kompozytor, Alexandre Desplat, a jego miejsce zajął Michael Giacchino – ulubieniec wielu melomanów, często określany mianem następcy Johna Williamsa (zajętego obecnie pracą nad Epizodem VIII). Efekt?

 

Rozczarowująco niespodziewany. Względnie zaskakująco rozczarowujący. Wszystko zależy od preferencji estetycznych, oczekiwań oraz tego, po której stronie się opowiadamy. Desplat – wcześniej odpowiedzialny za amerykański reboot „Godzilli” tego samego reżysera – był zdecydowanie bardziej intrygującym wyborem do kosmicznego widowiska, mogącym zaoferować temu uniwersum niebanalną formę i oryginalną treść (acz pytanie, czy pasującą do tej konwencji?). Giacchino to z kolei aż nadto oczywisty kandydat, który w dodatku miał zaledwie miesiąc (!) na napisanie nowej ilustracji do ponad dwugodzinnego projektu.

 

giacchino-3638270-1590001371Maestro wybrnął ze swojego zadania właściwie bezbłędnie, doskonale imitując dźwięki oraz brzmienie wspomnianego Williamsa. Jednocześnie nie dodał jednak specjalnie wiele od siebie, często porzucając epickie tematy na rzecz mniej intrygującego, choć sprawdzającego się na ekranie underscore’u. Tu i ówdzie – zwłaszcza w końcówce filmu – usłyszymy zatem nieco znajomych fraz ze Starej Trylogii, do której wszak „Rogue One” stanowi niejako wprowadzenie (gwoli ścisłości film ten powołuje do życia wydarzenia będące punktem zapalnym Epizodu IV, bez oglądania się przy tym na późniejsze prequele).

 

Kiedy indziej z kolei Giacchino nawiązuje do nich czysto estetycznie, czy to za pomocą idei, czy też zbliżonej faktury nut i emocji, jakie nimi wywołuje. Czyni to przy tym wyjątkowo zręcznie oraz, co ważne, z wyczuciem. Podczas seansu nie ma więc mowy ani o dysonansach, ani też o wrażeniu niedosytu. Muzyki jest dużo, odpowiednio, acz z reguły nienachalnie zaznacza się w ruchomym obrazie, zaliczając przy okazji parę momentów chwały – jak chociażby w scenach na mistycznej planecie Jedha („Jedha City Ambush”), czy też potyczce na skalistych i skąpanych w deszczu plenerach Eadu („Confrontation on Eadu”). Fragmenty te należą także do najjaśniejszych punktów na albumowym firmamencie.

 

Aczkolwiek w ostatecznym rozrachunku i w zderzeniu z prezentacją filmową, płyta od Disneya (w Polsce dystrybuowana przez Universal) nie jest przesadnie atrakcyjna. Jej główną wartością są raczej detale, smaczki i drzemiące między pięcioliniami niuanse, aniżeli ogólny efekt WOW!, niknący z czasem pod naporem wielu niespecjalnie ciekawych poza kontekstem utworów. Część z nich charakteryzuje zresztą typowy dla Giacchino i nie zawsze strawny w swej autonomicznej formie, przyciężki styl. Dosadne wykorzystanie sekcji dętej, bębnów i innych elementów perkusyjnych, a w dalszej części partytury również potężnego chóru, jest tu na porządku dziennym i potrafi niekiedy przytłoczyć słuchacza. Zwłaszcza, że na krążku zawarto aż 70 minut materiału (co nie wyczerpuje jednakże tematu)!

 

Poszczególne ścieżki bywają zatem nie tyle mało absorbujące, co zwyczajnie nudnawe, męczące. Akcja jest solidna, ale pozbawiona pazura, tudzież prawdziwej iskry bożej. Liryka jest ładna, niekiedy ślicznie intymna („Star-Dust”), lecz niespecjalnie porywa, o zapadaniu w pamięć na dłużej nie wspominając. Z kolei melodie czysto dramatyczne rzadko kiedy wychodzą ponad poprawne rzemiosło. Dodatkowo całość dość wolno się rozkręca. I choć utwory takie, jak „A Long Ride Ahead”, „Trust Goes Both Ways”, „When Has Become Now” czy też niesamowicie krótkie „Wobani Imperial Labor Camp” mają swoje lepsze chwile, to generalnie nie fascynują w ten sam sposób, jak podobne przykłady ze wspomnianego wcześniej „The Force Awakens”.

 

Co gorsza, niektóre z pomniejszych tematów nie są specjalnie charakterystyczne dla świata „Gwiezdnych wojen”, a bardziej dla twórczości samego kompozytora. Z łatwością mogłyby więc zostać wykorzystane w jakimś innym dziele z jego muzyką – jak na przykład w serii gier „Medal of Honor”, które pozwoliły Giacchino zaistnieć w branży, a które w swym militarnym sznycie „Rogaty-Jeden” niekiedy aż za bardzo przypomina. Trudno jednak czynić z tego zarzut, skoro i film stoi w wyraźnym rozkroku pomiędzy magią oryginalnych wytworów wyobraźni Lucasa, a próbą dodania do nich czegoś nowego, nieszablonowego.

 

Muzyka ten brak konsekwencji formy musi jakoś zalepić, ukryć lub scalić. To dodatkowe, pozakontraktowe zadanie przypuszczalnie mogło mieć również niewielki wpływ na odejście Desplata od projektu. Mający już i tak na głowie inne rzeczy kompozytor być może nie miał chęci na modyfikowanie własnej koncepcji ilustracji. O słuszności takiej (oraz innych) teorii jednak pewnie nigdy się nie przekonamy, ze względu na odpowiednio monitorowany PR studia Disneya i wszystkich jego współpracowników. Także i szansa na wydanie odrzuconej pracy wydaje się znikoma, choć oczywiście można żywić ku temu (nową) nadzieję.

 

 

Co zaskakujące jeszcze względem Giacchino, to fakt, iż tym razem nie udało mu się przeforsować własnych, bawiących się z popkulturą i przyzwyczajeniami odbiorców nazw utworów. Wchodząc w buty Williamsa nadał on więc poszczególnym tematom typowo opisowe, acz też niespecjalnie williamsowskie w duchu tytuły. Szczęśliwie, tak jak i stary mistrz, zwieńczył za to swoją pracę adekwatnie dobrymi suitami, które sprawiają, że również końcówkę płyty można spokojnie zaliczyć do jej najmocniejszych punktów.

 

Trochę szkoda, że Michael Giacchino nie zdecydował się tutaj na bardziej indywidualną stylistykę; większą odwagę w kreowaniu muzycznego świata. Pod wieloma względami jest to praca bezpieczna – to doskonała imitacja z aspiracjami, których jednak nie wykorzystuje do końca. Po części jest to wina zapewne producentów, odgórnie narzucających reżyserowi, jak i kompozytorowi własną wizję; a po części także i sytuacji w jakiej postawiony został ten ostatni. Ścigając się z czasem Giacchino z pewnością zabił część swojej kreatywności; nie zdołał w pełni rozwinąć skrzydeł, odpowiednio pochylić się nad materiałem.

 

Rezultat jego zmagań jest jednak zadowalającym kompromisem. Dalekim od zachwytów, ale i też nie zgrzytającym w uszach. Muzyka pasuje do fabularnych wydarzeń, a i poza nimi potrafi zaangażować, dostarczyć nieco rozrywki, a czasem nawet porwać. Co prawda płytę z czystym sumieniem poleciłbym raczej bardziej zaawansowanym w temacie, tudzież co cierpliwszym fanom, ale nie zmienia to faktu, że warto. Moja faktyczna ocena kompozycji Michaela Giacchino to 3,5 nutki, które śmiało stanowić mogą także swoiste podsumowanie całego, w miarę udanego roku w wykonaniu tego sympatycznego artysty.

 

A poniżej jeszcze spis utworów w jego pierwotnej wersji (prawda, że fajniejszej?):

 

1. A Krennic Condition

2. Jyn and Scare It

3. Jyncarcerated

4. Going To See Saw

5. That New Death Star Smell

6. Jedha Call Saw

7. When Ambush Comes To Shove

8. Erso Facto

9. Go Do, That Eadu, That You Do, So Well

10. Have a Choke and a Smile

11. Erso In Vain

12. Takes One To Rogue One

13. World's Worst Vacation Destination

14. Scarif Tactics

15. Bazed and Confused

16. Switch Hunt

17. Transmission Impossible

18. Live and Let Jedi

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. He's Here For Us
  • 2. A Long Ride Ahead
  • 3. Wobani Imperial Labor
  • 4. Trust Goes Both Ways
  • 5. When Has Become Now
  • 6. Jedha Arrival
  • 7. Jedha City Ambush
  • 8. Star-Dust
  • 9. Confrontation on Eadu
  • 10. Krennic's Aspirations
  • 11. Rebellions are Built on Hope
  • 12. Rogue One
  • 13. Cargo Shuttle SW-0608
  • 14. Scrambling the Rebel Fleet
  • 15. AT-ACT Assault
  • 16. The Master Switch
  • 17. Your Father Would Be Proud
  • 18. Hope
  • 19. Jyn Erso & Hope Suite
  • 20. The Imperial Suite
  • 21. Guardians of the Whills Suite
3
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

1 komentarz

  1. Goska Tomasz

    Pełne soczyste 4. Czemu? Bo ten score po prostu na to zasługuje. Fajnie działa w filmie, a poza nim również wiele ma do zaoferowania. Fakt, trudne były początki z tym krążkiem (bo raczej trudno przestawić się z warsztatu Johna na Michaela), ale po kilku odsłuchach wszystko zdaje się o wiele ciekawsze.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...