Robert Folk – to nazwisko kojarzy się większości z nas tylko z jednym hasłem. Jest nim tytuł "Akademia Policyjna", do którego to filmu kompozytor stworzył chwytliwy i pamiętny motyw przewodni (powielany potem w kolejnych sequelach oraz dwóch serialach). Motyw ten zna każdy, nawet jeśli nie wie zupełnie o czym mowa. Folk natomiast jest poza tym niemal zupełnie nieznany – i to zarówno wśród społeczeństwa jako takiego, jak i wśród miłośników muzyki filmowej. Owszem, zapewne znajdzie się paru ‘ekspertów’, którzy bez mrugnięcia okiem wyrecytują jego pełną dyskografię, ale reszta ludzików będzie się musiała ostro wysilić, aby – poza "Police Academy" – przywołać (bez pomocy imdb) choćby jeszcze ze dwa tytuły filmów z jego muzyką. I pomijając już fakt, że Folk podpisał się pod wieloma nic nie wartymi gniotami klasy B, to jest to absolutnie zrozumiałe, gdyż kompozytor ten nigdy nie miał szczęścia do promocji swego nazwiska. Większość jego muzyki nie została porządnie wydana po dziś dzień, a te tytuły, które miały to szczęście zginęły w otchłani czasu, pokryły się kurzem albo stały się prawdziwymi rarytasami, które bardzo trudno zdobyć.
Jednak w muzycznym światku panuje taka niepisana zasada, że nawet najgorszy kompozytor doczeka się wcześniej czy później kompilacji swoich dokonań. Tak oto w roku pańskim 1993, nakładem wytwórni Knightbridge (i samego kompozytora) ukazała się płyta "Robert Folk – Selected Suites", która pomogła odsłonić trochę w końcu oblicze tego muzyka. I choć od jej premiery minęło już sporo lat (i przydałoby się jakieś wznowienie lub volume 2), to wciąż pozycja ta stanowi prawdziwą encyklopedię Folka i niezły przekrój przez jego twórczość.
Na uwagę zasługuje prawdziwy ogrom materiału, jaki tu znajdziemy – choć to tylko fragmenty wybranych dziesięciu partytur, to całość trwa ponad dwie i pół godziny i została przygotowana naprawdę pieczołowicie. Suity są pokaźne, mają naprawdę dobrą jakość dźwięku i pomimo różnych aranżacji i osobnych nagrań [Dublin Symphony Orchestra odpowiada za ścieżki nr. 2, 5, 6, 8 i 9; London Symphony Orchestra wykonała suitę nr. 1 i 10, a reszta to robota Paris Philharmonic Orchestra (7), Los Angeles Philharmonic Orchestra (4) i Munich Symphony and Berlin Radio Symphony (3)] zachowują spójność i wysoki poziom wykonania. Także layout jest na wskroś oryginalny – co ciekawe za design tej płyty posłużyły fragmenty autoportretu kompozytora (co widoczne jest najlepiej na tylnej okładce).
Spośród zamieszczonych na krążku tytułów, pełnych wydań doczekały się: "The Thief and the Cobbler" (Milan), "Toy Soldiers" (Intrada), "The NeverEnding Story II" (WEA Records) i "Tremors" (Intrada – promo score, gdzie zresztą, podobnie jak na większości creditsów z tego filmu, muzykę przypisuje się wyłącznie Ernestowi Troost). Natomiast muzyka z "Police Academy" krąży jeszcze jako bootleg z 22 ścieżkami i niezłą jakością dźwięku. Dlatego też te fragmenty potraktuję bardzo ogólnikowo – to w końcu te najsłynniejsze dokonania Folka, które posłuchać można osobno. Powiem więc tylko, że to z pewnością jasne punkty tej pozycji – suity z tych filmów zawierają wszystkie najważniejsze tematy muzyczne, w dodatku zgrabnie zmontowane i nie dłużące się. Oprócz "Toy Soldiers" i "Akademii Policyjnej" najbardziej przypadła mi do gustu fenomenalna, epicka ilustracja z "The Thief and the Cobbler", a najmniej suita z "Tremors" będąca przyciężką, na wpół elektroniczną i bardzo ilustracyjną kompozycją.
Natomiast gdy spojrzeć na pozostałe tytuły, to większości osób do głowy przyjść może jedynie znak zapytania. Ja sam żadnego z nich osobiście nie kojarzę, pamiętam tylko – jak przez mgłę – tytuł "Troll In Central Park", który jest dość przeciętną bajeczką dla dzieci. Pozostałe tytuły to kolejno: debiut reżyserski Gary’ego Sinise’a z pogranicza dramatu i akcji; telewizyjny dokument o planetach naszego układu słonecznego; komedia romantyczna z młodziutkim Sethem Green, oraz eksperymentalna produkcja HDTV z początku lat 90, skupiająca w sobie cztery odrębne pokazy baletu wymieszane z efektami specjalnymi. Trzeba przyznać, że rozstrzał jest niezły. Jak więc prezentują się owe ‘dzieła’ muzycznie?
Zaskakująco dobrze – nie jest to co prawda żadna rewolucja, tudzież muzyczne novum, ale ilustracje te naprawdę ‘dają radę’ i nie żałuję czasu, jaki im poświęciłem. Co prawda trudno odnieść mi się do ich roli w tych konkretnych filmach, a i długaśne suity – mimo iż zmontowane naprawdę przystępnie – nie ułatwiają odsłuchu, niemniej bez wahania mogę je polecić. I choć nie ma wśród nich zdecydowanych faworytów, to mi najbardziej przypadł do gustu eksperymentalny "To Dream Of Roses" i wspomniany "Troll…", który może poszczycić się nie lada rozmachem, godnym wielu dzieł Goldsmitha czy wczesnego Hornera. Te suity sprawiły mi najwięcej radości i są też chyba najbardziej zróżnicowane pod względem zawartości materiału. Jednak cała reszta także warta jest uwagi – to dobre ilustracje, w starym, pełnoorkiestrowym stylu, które nie próbują nawet udawać, że są czymś innym.
Podsumowując całość, mogę jedynie powiedzieć: dobra robota. Owszem, potrzeba trochę cierpliwości, aby bez chwili znużenia już za pierwszym razem przebrnąć przez oba krążki (choć nie wiem, kto by się odważył na takie muzyczne samobójstwo ;), a i muzyka nie jest wielce zachwycająca, a "jedynie" bardzo dobra. To jednak wystarczy, aby polecić ją nie tylko miłośnikom filmowych ilustracji i Roberta Folka. Wręcz przeciwnie, to świetna pozycja dla laików i szansa do zaznajomienia się z tym mało znanym kompozytorem i odkrycia kolejnej białej plamy na mapie muzyki filmowej. Szczerze polecam.
0 komentarzy