Johna Hillcoat zekranizował nagrodzoną Pulitzerem powieść „Droga” Cormaca McCarthy’ego na fali, jaką wywołał sukces „To nie jest kraj dla starych ludzi” Braci Coen. Jego film nie zdobył takiego rozgłosu jak dzieło twórców „Fargo”, lecz spotkał się z ciepłym przyjęciem. Hillcoat dobrze wyczuł mroczną poetyckość prozy McCarthy’ego. O ile Coenowie postawili na surowość i ironię, twórca „Propozycji” więcej miejsca poświęca filozofii i symbolice. Odbija się to na filmowych środkach wykorzystywanych przez tych twórców. Słynni bracia przyjmują prostą i okrutną konwencję antywesternu, Hillcoat gęstą i pełną retrospekcji konwencję kina przetrwania. U Coenów są jasne, żółte, otwarte przestrzenie, u Hillcoata mrok i zamknięcie. W „To nie jest kraj dla starych ludzi” nie ma muzyki, w „Drodze” jest.
To, że reżyser z muzyki korzysta i jak to robi jest w tym wypadku niezmiernie ważne. Ścieżka dźwiękowa stanowi w końcu element nierzeczywisty, swoiste filmowe licentia poetica. Dlatego Coenowie, tworząc obraz suchy w swym realizmie z niej zrezygnowali. W równie okrutnym i naturalistycznym dziele Hillcoata chodzi więc o efekt odwrotny. Otwarcie dosłowności obrazu na element zewnętrzny, jakim jest muzyka silnie wpływa na jego wymowę.
Znaczenie ma tu, na jakie utwory zwraca się uwagę, co ma najsilniejszy wpływ na atmosferę filmu. W wypadku kompozycji Nicka Cave’a i Warrena Ellisa są to utwory liryczne. Panowie na potrzeby „Drogi” rozwijają stylistykę, jaką posługiwali się w „Zabójstwie Jesse’go Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”. Powraca charakterystyczne dlań rzewne, ale zachrypnięte brzmienie skrzypiec, chociaż jakby zrezygnowane i przytłumione. Większą rolę zapewniono tym razem fortepianowi, który stanowi siłę napędową niemal wszystkich najbardziej interesujących utworów. Za pomocą tych dwóch instrumentów, z rzadka pogłębionych szerszym wykorzystaniem niewielkiej orkiestry, Cave i Ellis zagłębiają się w różne rejony liryzmu: smutek („The Road”), nostalgię („Home”, „Memory”), nadzieję („The Church”), czy łagodność („The Beach”). By osiągnąć zakładany efekt czasem komponują rozbudowany temat, który prowadzą na przestrzeni całego utworu, ale często uciekają się do minimalizmu w stylu Michaela Nymana.
W porównaniu z emocjonalną, znakomitą w odsłuchu, chociaż wyraźnie słabszą od „Zabójstwa Jesse’go Jamesa…” liryką, muzyka budująca napięcie i akcję wypada blado. Jest wyraźnie użytkowa i brakuje jej świeżości. Kompozytorzy tworzą ponure tapety pełne drażniących dźwięków, przez które na płycie bardzo trudno przebrnąć. Tutaj pokazują co prawda pazur, a to uciekając się do agresywnej gitary elektrycznej („The House”), a to imitując zgrzyt stającego znienacka pociągu („The Cellar”) i ich pomysły w filmie działają bez zarzutu, potęgując poczucie zagrożenia, ale słuchać się tego po prostu nie da.
„Droga” jako cała płyta nie jest więc pozycją dla każdego. Ma momenty piękne, niemal olśniewające, aczkolwiek utrzymane w jednej tonacji, którą Cave i Ellis pokazywali już zresztą wcześniej i lepiej. Obok udanej warstwy lirycznej pojawiają się długie i męczące fragmenty underscore’u. Nierówność tej kompozycji wynika z roli, jaką Hillcoat powierzył muzyce. Jej głównym zadaniem jest wnoszenie do ponurej fabuły światła, dawanie nadziei, chociaż w niewielkim stopniu niwelowanie nieludzkiej brutalności, której świadkami są widzowie. Muzyka niosąca ze sobą napięcie i niepokój nie musi więc szczególnie zwracać na siebie uwagi. W przeciwieństwie do liryzmu może być tutaj przezroczysta, a co za tym idzie kompletnie nieatrakcyjna przy samodzielnym odsłuchu. To ona jest elementem, który może odstraszyć od przesłuchania tego krążka. Z mojej strony polecenie go byłoby może pewną przesadą, ale na pewno nie odradzam, zaś miłośników duetu Cave/Ellis i bliskim ich stylistyk z czystym sumieniem zachęcam.
Dla mnie ta historia powinna być zupełnie pozbawiona muzyki, no ale reżyser zdecydował inaczej. Sama kompozycja Ellis&Cave mocno przeciętna i nawet jeśli w filmie jakoś tam działa, tak na płycie to chyba ich najgorsze dokonanie, w większości nie do słuchania.