Brytyjskie seriale kryminalne trzymają się naprawdę dobrze, co pokazują przykłady „Luthera”, „Broadchurch” czy „The Fall”. Troszkę jakby bokiem i bez większego echa (przynajmniej u nas) przeszło „River” Abi Morgan. Jego bohaterem jest posiadający szwedzkie korzenie detektyw, który widzi duchy ofiar prowadzonych przez niego śledztw. Mroczny klimat znany z „Luthera”, wciągająca intryga oraz fenomenalne aktorstwo ze Stellanem Skarsgårdem na czele. Zbrodnią byłoby nie obejrzeć tego dzieła. A czy zbrodnią będzie nie sięgnięcie po muzykę z serialu?
Za nią odpowiada niezbyt popularny Harry Escott. Maestro, choć ma w dorobku kilka znanych filmów („Pułapka” z Ellen Page, „Wstyd” Steve’a McQueena czy „Cena odwagi” Michaela Winterbottoma), częściej pojawia się w produkcjach telewizyjnych. Pracował przy takich tytułach, jak „The Frankenstein Chronicles”, „Deep State”, „Wild Bill” czy niedawne „The English Game” i na tym ten spis tytułów się nie kończy.
Z racji swojej kameralności score nie mógł być zbyt widowiskowy czy melodyjny. Bardzo minimalistyczna i oszczędna jest to praca, gdzie korzysta się raptem z kilku instrumentów. Dominuje wszelkiej maści elektronika z drobnym wsparciem gitary oraz smyczków. Cała ta forma ma zbudować przede wszystkim atmosferę i pozwolić wejść w umysł detektywa widzącego martwe ofiary zbrodni. Trudno więc pisać o warstwie tematycznej, bo nie jest ona zbyt wielka. Materiał można podzielić na dwie grupy: warstwę liryczną oraz underscore.
Pierwsza skupia się na detektywie, a także jego relacji z ofiarą (partnerką z pracy). I nie jest to relacja czysto zawodowa. Symbolem tej więzi jest parokrotnie przewijające się przez płytę, lekko funkowe „I Love to Dance” w wykonaniu Tiny Charles. To jeden z highlightów tej ścieżki, wnoszący wiele światła do tego mrocznego świata. Pokazują to też fragmenty obecne podczas rozmów tej pary. Fortepianowe „Linda or Yoko?” czy coraz bardziej nasilające się „Solve This Mr. Magoo”, gdzie pod koniec pojawia się gitara. Ostatni wymieniony instrument brzmi miejscami jakby grał na nim sam Gustavo Santaolalla, co czyni „River” bardziej interesującym doznaniem. Samo to brzmienie nie jest nachalnie wykorzystywane („So Grateful”, „Litany of Bananas”, „Finding Bruno”), przez co nie wywołuje znużenia.
Muzyka akcji jest odrobinę dynamiczniejsza i przypomina troszkę oszczędniejszy styl Harry’ego Gregson-Williamsa. Nakładająca się elektronika, wręcz pulsująca perkusja oraz przebijające się na pierwszy plan smyczki („Sod Off”) i/lub fortepian („Hippopotamus Teeth”). Najbardziej dynamicznym pod tym względem jest krótki utwór „Bruno”, rozpędzający się na złamanie karku, a także nasilające się w połowie „The Eye of Cockatrine”.
Niestety pojawiają się też momenty mniej przyjaznej tapety. Maestro pozwala sobie na eksperymentowanie z dźwiękiem, nasilającą się perkusją oraz polewa wszystko ambientem. Takie jest niemal monotonne „He’s Coming for You” czy niepozbawione udziwnień „I’m Not Talking to You Today”. Sytuacja zaczyna poprawiać się dopiero pod koniec, kiedy score nabiera większej mocy. Od bardzo smutnego „Go to Your Husband” przez naznaczone organami i specyficzną gitarą „Kid a Kidder” aż do pozornie spokojnego „And You Say” na fortepian, gdzie po trzech minutach dochodzi do zmiany tempa.
Dziwna jest ta ścieżka do „River”, niczym sam bohater. Z jednej strony wydaje się pasować do dzisiejszego, minimalistycznego stylu zgodnego z danym gatunkiem. Z drugiej Escott potrafi zaskoczyć oraz ubarwić swoją muzykę tak, aby nie wywoływać monotonii. Fani podobnych brzmień na bank zanurzą się w tej rzece muzyki. Reszta może dać jej szansę, ale najpierw powinna obejrzeć serial.
0 komentarzy