Nico Muhly jeszcze do niedawna był słabo znanym, młodym kompozytorem, który pozostawał w cieniu wielkich nazwisk z którymi współpracował – jak np. Philip Glass. Jednak od czasu filmu "Joshua" zaczęło się to zmieniać. W 2008 roku muzyka z tego obrazu pojawiła się na półkach sklepowych, będąc jednocześnie pierwszym wydaniem filmowej twórczości kompozytora. Następnie przyszedł czas na ścieżkę do filmu Stephena Daldry’ego "Lektor", która to przyniosła największy rozgłos twórcy – sprawiając, że jego nazwisko było jednym z największych odkryć ubiegłego roku.
"Lektor" to ekranizacja książki Bernharda Schlinka, opowiadającej historię Michaela Berga, który w wieku lat 15 przeżywa romans z dojrzałą, przypadkowo spotkaną kobietą – Hanną Schmitz. Chłopiec bez pamięci zakochuje się w niej – namiętnie spędzają razem czas, który Michael dodatkowo umila Hannie czytając jej na głos książki. Romans odbija się jednak na życiu chłopca, gdy po nagłym rozstaniu i długiej rozłące Hanna zostaje oskarżona o zbrodnie nazistowskie. Tam, gdzie dotąd istniała czysta miłość i oddanie, pojawiają się wątpliwości i pytania. Z jednej strony film Daldry’ego to właśnie opowieść o miłości, z drugiej jednak, w momencie gdy bohaterka staje się pożywką dla ludzkiej prawości, zadaje on pytanie o to, czym tak naprawdę jest sprawiedliwość.
W filmie ścieżka dźwiękowa jest jedynie tłem historii. Rzadko kiedy wychodzi więc na pierwszy plan. Dlatego też to, co dostajemy na krążku, to w głównej mierze minimalistyczny underscore. Muhly stawia na bardziej liryczny charakter, przez co w muzyce drzemie duża siła oddziałująca na słuchacza i automatycznie staje się symbolem przedstawianego romansu.
Pierwszy utwór ("The Egg") wprowadza nas w klimat partytury, która w całej swojej rozpiętości już za daleko od niego nie odchodzi. Kompozytor stawia tu na takie instrumenty, jak fortepian, flet, harfa, czy obój. Do tego wszystkiego dołączają skrzypce, budując atmosferę tajemniczości (np. w "You Don’t Matter"), czy też nadając historii bardziej przyjemnych kolorów ("Cycling Holiday"). To wszystko stylowo bardzo przypomina poprzednią pracę kompozytora, "Joshua". Zastosowane tutaj rozwiązania, czy też samo użycie instrumentów wydaje się być momentami wręcz identyczne. Aczkolwiek atmosfera jest tu zupełnie inna – niezwykle spokojna i pełna melancholii. Dominacja fletu i fortepianu przy akompaniamencie skrzypiec, czasem wręcz wprowadza słuchacza w rodzaj transu.
Podczas odsłuchu, często ma się wrażenie niezwykłej delikatności tej muzyki i wydaje się, że wystarczyłoby jedynie dmuchnąć, aby cała ta misternie budowana atmosfera się rozpadła i przekształciła w coś zupełnie innego. Na płycie dochodzi czasem do takich zmian. Chociaż do ostatnich minut sam klimat jest konsekwentnie utrzymywany, to jednak w niektórych miejscach zostaje on zaburzony przez bardziej dramatyczne fragmenty, jak te w "Go Back To Your Friends", czy "The Failed Visit", w których prym wiodą skrzypce. Również flet i fortepian potrafią przyspieszyć tempa, tworząc dynamiczniejszą wersję motywu przewodniego – jak to jest np. w "Tram At Dawn".
Warto na koniec wspomnieć o ostatnim utworze na płycie ("Who Was She?"), który można nazwać podsumowaniem całej ścieżki. Rozpoczyna się on od motywu znanego z "The Egg", następnie powoli rozwija się w bardziej dramatyczny utwór, z udziałem pojedynczego puzonu, wspieranego przez skrzypce i fortepian. Muhly świetnie podkreśla tym całą historię, przez co stanowi ona zwartą, zamkniętą całość nie epatując za bardzo nadmierną emocjonalnością, jak to zwykle bywa w podobnych produkcjach.
Choć osoby, które miały już styczność z twórczością Nico Muhly’ego mogą wychwycić znajome rozwiązania, to jednak muzyka do "Lektora" broni się niezwykle wciągającym klimatem. Sam film także nie jest opowieścią pełną dynamizmu – porównałbym go raczej do spokojnie płynącego potoku, w który czasem ktoś rzuci kamień. I choć gdzieś w połowie staje się trochę bardziej przygnębiający, to nie wychodzi daleko poza ten łagodny prąd. Tak samo jest ze ścieżką dźwiękową – ci, którzy zdołają się przy tej muzyce rozluźnić, zostaną przez nią porwani i wtopią się w jej lekki rytm. Pozostali pewnie stwierdzą, że może i jest to coś miłego, ale potrzebują więcej wrażeń. Jedni i drudzy będą mieli rację. W końcu gdyby było inaczej, to wszyscy byśmy wsłuchiwali się non-stop, jak zahipnotyzowani, w spokojny szum górskiego potoku.
0 komentarzy