„…znakomita robota…”
Polskie kino sensacyjne czasów PRL-u rzadko wytrzymywało próbę czasu, bowiem – poza wartością rozrywkową – musiało spełniać pewne ideologiczne warunki, z nieomylnością milicjantów i pokazaniem, że zbrodnia nie popłaca na czele. Ale nawet mimo narzuconych reguł filmowcom udawało się ubarwić ten schemat. Taki jest przypadek „Przepraszam, czy tu biją” z 1976 roku, w reżyserii Marka Piwowskiego. Dwóch gliniarzy (grani przez zawodowych bokserów, Jerzego Kuleja i Jana Szczepańskiego) próbuje dopaść niejakiego Belusa, zanim ten zorganizuje napad na dom handlowy „Sezam”. Aby tego dokonać szantażem zmuszają do współpracy studenta z fałszywą maturą w celu infiltracji bandyty. Błyskotliwe dialogi, pewna ręka reżysera, świetne aktorstwo naturszczyków, zaś nad wszystkim unosi się duch Jean-Pierre’a Melville’a.
Równie wyrazista jest muzyka. Pierwotnie miał ją napisać… Romuald Lipko i miała być mocno inspirowana Isaakiem Hayesem z czasów „Shafta”. Jednak napisane utwory nie spodobały się reżyserowi (lub producentom) i podziękowano za współpracę, wybierając bardziej doświadczonego Piotra Figiela. Maestro swoją karierę muzyczną zaczął dekadę wcześniej jako klawiszowiec oraz aranżer m.in. dla Andrzeja Kurylewicza, zaś muzykę filmową zaczął tworzyć dopiero w 1973 roku, a rok później założył studyjną orkiestrę Piotr Figiel Ensemble.
Jego soundtrack mocno korzysta z ówczesnych trendów, czyli miesza elektronikę, funk, jazz i rocka. Co zadziwiające muzyka nigdy nie pojawia się w scenach dialogowych i przez to słychać ją dość rzadko. Zazwyczaj jako tło, podczas scen akcji lub działań bohaterów. Wtedy robi klimat i pomaga w budowaniu suspensu. Słychać to już w mocarnej „Czołówce”, która ostatecznie nie została wykorzystana. Trochę szkoda, bo czuć tu siłę oraz stopniowe dawkowanie napięcia, w czym pomaga użycie piano fendera, płynącego basu, smyczków oraz wokaliz Novi Singers. Dęciaki szarpią nagle, ale w połowie dochodzi do zwolnienia tempa i słychać tyko perkusjonalia, syntezator i fendera. Dopiero pod koniec wszystko uderza ze zdwojoną siłą. Równie silne są: rozpędzona „Dyskoteka I” z ostrą niczym żyleta gitarą elektryczną oraz bardziej funkowa „Dyskoteka II” zdominowana przez klawisze i perkusję.
Kontrastem dla nich jest temat Belusa, który jest bardzo delikatną bossa novą z syntezatorem Rolanda na prowadzeniu. Przewija się ten temat jeszcze w „Belus plus Włoch” oraz wolniejszym „Finale”. Na podobnych tonach lawiruje parę ilustracyjnych fragmentów, z których przebija się piano fendera (basowa „Konfrontacja” – obie części, żywsze „Judo” czy niepokojące „Odejście Belusa”), jednak nie obniżają one poziomu pracy.
Ale prawdziwą perłą jest kolos o nazwie „Napad na bank”, choć w filmie żaden bank nie jest napadany. Stylem przypomina temat z czołówki, jednak o wiele wolniej przygotowuje się do akcji, niczym ekipa Belusa. Klawisze podbijają atmosferę niepokoju, co jeszcze dają krótkie wejścia basu, bębenków i tnących dęciaków. Coś wisi w powietrzu, jednak Figiel na razie nie pozwala sobie na szaleństwo. Jeszcze nie teraz, choć po drugiej minucie wyczuwa się nerwowość. W końcu w połowie utworu pojawia się melodia z czołówki grana na klawiszach, a perkusja ze smyczkami i dęciakami wjeżdżają niczym oddział antyterrorystów na siedzibę mafioza, trzymając nas za pysk do ostatniej sekundy.
By jeszcze uczynić score ciekawszym, wydanie GAD Records zawiera bonusy: dwa utwory w wersjach alternatywnych oraz brzmiąca niczym z saloonu pianistyczna wersja przeboju „To był świat w zupełnie starym stylu”. Pastiszowy ton pozornie wydaje się nie pasować do całości, chociaż w samym filmie przygrywa jako tło podczas pokazu mody. Niemniej sam utwór brzmi fantastycznie.
„Przepraszam, czy tu biją” to kolejny cudowny efekt współpracy GAD Records z CETĄ, dzięki któremu możemy odkrywać zapomniane perełki polskiej muzyki filmowej. Dzieło Figla mocno czerpie z amerykańskiej muzyki tego okresu, dopasowując ją do naszego podwórka bez popadania w śmieszność. A że jest to znakomita robota potwierdziło w 1976 roku jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku, przyznając maestro nagrodę za najlepszą muzykę. Ja daję tymczasem 4,5 nutki.
0 komentarzy