Gniot (pot.) słaba i nudna ścieżka dźwiękowa, oparta na powtarzaniu lub kopiowaniu zużytych, często cudzych pomysłów. Cechuje ją tematyczna wtórność i banalność aranżacji. Powstaje, gdy kompozytor nie ma pomysłu na muzykę, a musi opłacić rachunek za prąd albo reżyser zmusza go do tego nadmiernym przywiązaniem do temp-tracku. (Słownik użytecznej terminologii krytyka muzyki filmowej, książka prawdopodobnie nieistniejąca)
Na początku nie jest jeszcze tak źle. Gwałtowne frazy smyczków trudno uznać za oryginalne, ale dzięki połączeniu z mocnymi akcentami perkusji i pociągłymi dęciakami udaje się wytworzyć zamierzony efekt. Młody, obiecujący i przystojny Friedrich Zeitz właśnie rozpoczyna karierę w fabryce. Praca wre, płynna stal kipi w kotłach. Gabriel Yared dobrze podkreśla muzyką tę przemysłową potęgę.
Niestety tylko ten jeden raz jego ścieżka dźwiękowa naprawdę mocno zaznacza się w filmie. Rozczarowuje to tym bardziej, że „Na zawsze twoja” jest bardzo klasycznym, staroświeckim melodramatem. Stanowi zatem środowisko wymarzone dla kompozytora muzyki filmowej. Yared co prawda wydaje się spełniać wszystkie wymogi gatunku, ale wyraźnie brakuje mu pomysłu i kompozytorskiej odwagi.
Proponuje jeszcze całkiem niezły, impresyjny temat na fortepian („An Innocent Game”), znów niezbyt oryginalny, ale zgrabny i przyjemny w swojej tradycyjnej formie. Potem jednak znienacka serwuje Alexandre'a Desplata. „The Woman in Love” tak jednoznacznie imituje styl Francuza, że aż przekracza granice przyzwoitości. Ten charakterystycznie rytmiczny temat bierze na siebie ciężar budowania wątłego napięcia. Powraca więc dość często, powodując pewien niesmak.
Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby Yared zaproponował od siebie coś przynajmniej urokliwego. Zamiast tego potwornie przynudza. Motyw melodramatyczny w swej meandrycznej łzawości raczej irytuje, niż wzrusza. Kompozytor chowa się w skorupie konwencji, co można jeszcze wybaczyć, ale wyraźnie nie ma energii, by ją zagospodarować. Gdy nie bardzo jest pomysł na coś świeżego i interesującego, można się ratować czystą chwytliwością tematów i dzięki temu zaznaczyć swoją obecność w świadomości widzów i słuchaczy. Yaredowi nawet to się nie udaje. Cała kompozycja umyka właściwie jeszcze w trakcie słuchania.
„Na zawsze twoja” nie składa się wyłącznie z wad. Tego rodzaju tradycyjnie poprowadzone prace bronią się klasycznym sznytem, który czyni je mało kłopotliwymi w słuchaniu. Trudno też się zmęczyć półgodzinną płytą. Zalety wypływające z konwencji to jednak trochę za mało, by życzliwie spojrzeć na pracę nudną i wtórną. Z reguły ma się pretensje do kompozytorów kopiujących Hansa Zimmera, ale bardziej tradycyjna formuła również może być boleśnie nieoryginalna, a w tym wypadku męcząco desplatowska.
Nie zdziwiłbym się, gdyby Patrice Leconte korzystał w pracy nad filmem z kompozycji swojego rodaka jako temp-tracku. Gabriel Yared jest przy tym kompozytorem na tyle doświadczonym, że powinien był jakoś to obejść. Słuchając „Na zawsze twoja”, odnosi się jednak wrażenie, że ma się do czynienia nie z kompozycją zdobywcy Oscara, lecz pierwszą, ułomną wprawką pisania muzyki do kina kostiumowego spod ręki nikomu nieznanego młodzieńca. Można tego słuchać bez zgrzytania zębami, ale po co?
Faktycznie, szału nie ma. Ale z tą definicją to nie do końca bym się zgodził 😛