Trudno w dotychczasowej filmografii Christophera Nolana doszukać się słabych pozycji. Można pokusić się jedynie o podział na produkcje bardzo dobre i wybitne. Do tych drugich bez wątpienia należy zaliczyć „Prestiż” – film ukazujący wyniszczającą rywalizację dwóch iluzjonistów u schyłku XIX wieku. Poza świetną reżyserią i rewelacyjnym scenariuszem może się on też poszczycić doborową obsadą, perfekcyjnymi zdjęciami Wally’ego Pfistera i chciałoby się dodać, że i świetną muzyką Davida Julyana. Chciałoby się…
Julyan już przy poprzednich filmach Nolana dał się poznać, jako twórca niełatwej, mocno ambientowej i bardzo dosłownej muzyki filmowej, potrafiącej doskonale budować odpowiedni nastrój. Muzyki powstałej wyłącznie z myślą o celuloidzie, a nie o kompakcie. Ale o ile w przypadku „Memento” i „Bezsenności” jego ilustracji dało się (jako tako) odsłuchać też poza filmem, o tyle „Prestige” jest naprawdę ciężkim przeżyciem wątpliwej jakości, nawet dla fanów powyższych kompozycji. Trudno pisać tu w ogóle o jakichś emocjach, melodiach, czy tematach, a bardziej o brzmieniach, czy wręcz brzmieniu – ciężkim, jednostajnym, ambientowym brzmieniu, które nieprzerwanie wlecze się przez całą płytę. Monotonia i brak różnorodności, to zdecydowanie największe wady tego soundtracku. Miejscami trudno odróżnić nań poszczególne utwory – wszystko brzmi bliźniaczo podobnie, jakby w kółko leciał ten sam kawałek. W dodatku optymalny czas trwania albumu tym razem nie jest w stanie uratować sytuacji i muz… przepraszam, brzmienie syntezatorów ciągnie się niemiłosiernie niemalże godzinami. Czy mamy więc do czynienia z nudną i nieciekawą ilustracją, jawiącą się wręcz, jako muzyczny gniot? Cóż, nie do końca…
Aby w pełni zrozumieć zamysł kompozytora, należy wpierw poznać film i przesłuchać album przynajmniej parokrotnie (w doświadczeniu tym pomocne są następujące elementy: dobre słuchawki, odrobina ciszy wokół nich, nieco spokoju w pokoju, 50 gram wódki, 2/3 ogólnej cierpliwości, 2 zapałki lub 1 taśma klejąca, oraz sznur/łańcuch wspomagający ćwiczone tygodniami samozaparcie i silną wolę). Wtedy da się zauważyć, iż nie jest to jedynie bezmyślna ściana dźwięku. Co więcej, z muzycznych mroków wyłaniają się nawet jakieś melodyjne kawałki („Colorado Spring”, „A New Trick”). A przy zakupie kolejnej butelki rozszerzającej tolerancję (a także naczynia krwionośne i źrenice), da się też dostrzec motyw przewodni, na którym oparto cały koncept ilustracji. Oczywiście z miejsca można zapomnieć o większych, chwytliwych nutach, ale przynajmniej ściana ta zyskuje jakieś kształty i koloryt. Choć to i tak za mało, aby móc jakkolwiek delektować się tą muzyką. Ale też i nie takie było przecież jej zadanie…
Naprawdę trudno jednoznacznie ocenić ten score. Brytyjskiemu kompozytorowi udała się bowiem iście magiczna sztuczka – stworzył muzykę, która znika. Mimo bezbłędnej, acz wielce tajemniczej, a nawet mocno eksperymentalnej, abstrakcyjnej wręcz i dalekiej od wszelkich standardów roli w filmie, zupełnie niknie ona poza nim, jawiąc się jedynie, jako bliżej nieokreślona materia dźwiękopodobna. I choć nie można Julyanowi odmówić pomysłu na ten score, ani też umiejętności tworzenia unikalnego klimatu, to ostatecznie „Prestiż” jako soundtrack zwyczajnie… nie istnieje.
Tym bardziej zastanawiające jest więc wydawanie podobnych pozycji w formie płytowej, podczas gdy cała masa ciekawszych i bardziej absorbujących partytur istnieje jedynie w formie limitowanej, elektronicznej (patrz choćby tegoroczny „Soul Surfer”) lub też w ogóle nie ogląda światła dziennego. Co ciekawe, producentem tej ścieżki dźwiękowej jest nie kto inny, jak Hans Zimmer, który przy „Batman Begins” przejął stołek nadwornego kompozytora Christophera Nolana. I choć Anglik wydaje się być z pewnością znacznie ciekawszym i oryginalniejszym kompozytorem od Niemca, to „Prestige” nie pozostawia żadnych wątpliwości zarówno, co do logiki tej kontrowersyjnej zmiany (Nolan z Julyanem znają się jeszcze z czasów szkolnych), jak i faktu, iż tak naprawdę nie wpłynęła ona mocno na nolanowską stylistykę – po odjęciu hollywoodzkiej epickości i rozbuchania, jego Batmany oferują bowiem bardzo podobne, równie awangardowe wrażenia audio-wizualne.
0 komentarzy