A Farewell to Maria
„…wyciszona, liryczna i świetnie pasująca do filmu…”
Ileż to było filmów wojennych opisujących życie codzienne – bez wchodzenia w wątki konspiracyjno-patriotyczne czy idące w kierunku sensacji, ale skupiające się wyłącznie na próbie normalnego funkcjonowania w nienormalnych czasach? Ktoś może wspomnieć o „Trzeciej części nocy” Andrzeja Żuławskiego czy, z ostatnich lat, „W ciemności” Agnieszki Holland. Lecz jedną z ciekawszych prób podjął w 1993 roku reżyser Filip Zylber w debiutanckim „Pożegnaniu z Marią”. Luźno oparta na opowiadaniu Tadeusza Borowskiego historia skupia się na parze młodych ludzi podczas wesela ich przyjaciół. Bardzo kameralne, wyciszone kino psychologiczne, które zostało niesłusznie zapomniane, mimo zdobycia wielu nagród na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (m.in. za debiut reżyserski oraz drugoplanową rolę Danuty Szaflarskiej). Jedna ze statuetek trafiła też do autora muzyki.
A był nim nie byle kto, bo legendarny trębacz – Tomasz Stańko. Mistrzowi udało się zebrać kilku wybornych muzyków jazzowych (m.in. pianistę Leszka Możdżera i saksofonistę Tomasza Szukalskiego) oraz kwartet smyczkowy, tworząc unikatową muzykę, jak na, jakby nie patrzeć, kino wojenne. Maestro już wcześniej pisał muzykę do filmów (głównie do studenckich etiud, ale także m.in. do „Dziury w ziemi” Andrzeja Kondratiuka czy „Trądu” Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego), jednak dla mnie ten angaż był zaskoczeniem.
W efekcie powstał nastrojowy jazz, z popisami trąbki samego Stańki. Całość zaś podparta jest na dwóch tematach: miłosnym oraz weselnym. Pierwszy przebija się we fragmencie „Leitmotif” z wręcz krzyczącą trąbką oraz subtelnymi perkusjonaliami, czyniącymi całość wręcz jakby nie z tego świata. Ale w pełni wybrzmiewa on w bardzo subtelnym „Love Theme”, skupionym na postaciach Tadeusza i Marii. Lekko nieziemskie klawisze oraz perkusjonalia w postaci jakby dzwoneczków nadają temu uczuciu charakter wręcz metafizyczny. Motyw ten parokrotnie przewija się ozdobiony między innymi saksofonem, fortepianem i skrzypcami („Love Theme in Church”), w wersji fortepianowo-trąbkowej (walczyk „Love-Main Scene” czy wyciszone „Love Scene-Farewell”) albo tylko na fortepian (zwiewne i czarujące „Love Theme”).
Drugi temat towarzyszy scenom weselnym, gdzie zaproszeni goście próbują się bawić i rozmawiają, a cała muzyka wybrzmiewa na… gramofonie. Melodia ta jest o wiele bardziej energiczna, dająca sporo miejsca saksofonom oraz klawiszom imitującym dźwięki akordeonu („Wedding Waltz”). I też pojawia się zmienne tempo (niemal marszowe „Wedding Tango” czy epickie, pięciominutowe „Wedding Party”), przez co nie ma poczucia znużenia.
Jednak najmocniejsze dostajemy na sam koniec. „Wedding Party – „Orgy”” to najbardziej psychodeliczny i chaotyczny utwór z całego score’u, zdominowany przez… skrzypce. Pędzi to wszystko na złamanie karku, nie dając chwili wytchnienia perkusji oraz podskórnie zapowiadając coś tragicznego (nisko grający saksofon, coraz głośniejsze oraz miejscami fałszujące smyczki). I wtedy pojawia się wyciszona wersja tematu przewodniego w „Conclussion”, grana najpierw przez trąbkę, a następnie przez saksofon. Bardzo smutne zakończenie historii, trafiające mocno w punkt.
„Pożegnanie z Marią” pokazało mi mniej znaną twarz mistrza trąbki, sprawnie poruszającego się po filmowym ekranie. Mając tak dużo przestrzeni Stańko wykorzystuje ją całkowicie, ale nie jest to w żaden sposób przeładowane. To zaskakująco wyciszona, liryczna i świetnie pasująca do filmu, ale bardzo trudna do znalezienia pozycja. Jednak jeśli wam się uda, bierzcie bez zastanowienia, bo jest warta ceny.
0 komentarzy