„Divoká Planeta” – jak to nazwano film u naszych południowych sąsiadów – to opus magnum mistrza francuskiej animacji, René Laloux. Przepięknie narysowana wizja odległej planety, na której miniaturowe wersje ludzi walczą z błękitną rasą Draagów, została de facto zainspirowana okupacją Czechosłowacji przez ZSRR i dziś stanowi klasykę gatunku – acz niestety niezbyt dobrze znaną szerszej widowni.
Jak każda animacja, także i ta nie byłaby kompletna bez odpowiedniej ścieżki dźwiękowej. Za muzykę odpowiedzialny jest, współpracujący już wcześniej z reżyserem przy jego krótkich formach, Alain Goraguer (w swej bogatej twórczości znany także jako Paul Vernon). Soundtrack z jego kompozycją ukazał się od razu po premierze filmu na płytach winylowych, a następnie po latach wznowiono go w niezmienionej formie w postaci CD i – na początku tego roku – kolejnego, tym razem gustownie czarno-niebieskiego LP. W międzyczasie brytyjska wytwórnia Eureka zamieściła go także w roli bonusa na wydaniu filmu (Blu-Ray + DVD). Niezależnie od nośnika mamy do czynienia z kompletnym zapisem ilustracji, skupiającym się zaledwie w blisko 40 minutach materiału.
Tenże materiał jest nie do przecenienia na ekranie, bowiem nadaje historii specyficznych barw, doskonale wpisując się w fantastyczny świat przedstawiony i spowijając go tajemniczą, niekiedy wręcz oniryczną aurą, napięciem i ciągłą niepewnością. Ze względu na dość krótki metraż produkcji oraz sporej ilości akcji jaka go wypełnia, ilustracja ma także wystarczająco dużo miejsca, by zaznaczyć się w świadomości odbiorcy. A czyni to głównie za pomocą elektroniki, zgrabnie łączącej się z tradycyjnym instrumentarium (perkusja, gitara elektryczna, smyczki, saksofon, flety…).
Wrażenia filmowe nie do końca przekładają się jednak na album, choć i słuchając krążka bez kontekstu można łatwo docenić kunszt całej kompozycji, która zawiera w sobie stosowną ilość magii. Takim utworom, jak „Deshominisation (I)”, „Le Bracelet”, „Maquillage de Tiwa” lub końcowe „Générique” i przepiękne „Strip Tease” trudno się oprzeć – głównie za sprawą zmysłowych wokaliz kobiecych oraz atrakcyjnego, hipnotyzującego rytmu o przyjemnym, popowo-rockowym posmaku. Odpowiednie tempo ilustracji nie pozwala się przy tym specjalnie nudzić, nawet przy dużej jednostajności pracy, która opiera się na wałkowaniu w kółko dwóch-trzech motywów i nie pozbawiona jest spokojniejszych, typowo lirycznych, wręcz usypiających fragmentów.
Niestety, przyjemność z odsłuchu zabija odrobinę montaż płyty – na 25 utworów blisko połowa nie przekracza minuty. Poszczególne melodie kończą się równie szybko, jak się zaczęły, pozostawiając po sobie ogromny niedosyt. A płynne przejścia pomiędzy kolejnymi ścieżkami i fakt, iż często są one do siebie bliźniaczo podobne, jedynie pogłębia dezorientację. Wystarczy moment nieuwagi, by zgubić się pośród osobliwych eksperymentów Goraguera, które bywają (celowo) niezbyt miłe dla ucha (np. początek „L'oiseau”) i nie do końca sprawdzają się bez ruchomych kadrów, rażąc underscorem („Attaque des Robots”). Część z proponowanych tu rozwiązań zdążył zresztą nadgryźć ząb czasu.
Warto jednak na rzeczoną pozycję zwrócić uwagę nie tylko fanów twórczości Laloux. Fantazja, polot i, mimo wszystko, duża oryginalność stanowią o sile „Dzikiej planety”, której moc oddziaływania potrafi poruszyć nawet w 40 lat od ziemskiej premiery. To skromna, lecz urocza i niebanalna kompozycja, przy której – wzorem błękitnoskórych obcych – opłaca się pomedytować chociaż przez chwilę.
0 komentarzy