„PitBull” to mocny debiut Patryka Vegi, nadal robiące wrażenie kino policyjne z prawdziwego zdarzenia. Wiarygodna psychologia, duszny klimat i poczucie przygnębienia plus rewelacyjne aktorstwo składu: Gajos, Dorociński, Grabowski, Stroiński i Mohr. To było jednak w 2005 roku, a w tym czasie dokonano „Nowych porządków”. Ze starego składu ostał się tylko Gebels, najważniejszy był nowy szeryf na dzielnicy, czyli Majami i kolejny zbir terroryzujący okolicę. Niestety, ale Vega tym razem postawił na efekciarstwo i tanie grepsy, podlewając to (miejscami niepotrzebną) rąbaniną.
Z soundtrackiem z filmu sprawa wygląda o tyle ciekawiej, że został on umieszczony jako dodatek do wydania DVD, więc nie można go zdobyć inaczej niż w pakiecie z „Nowymi porządkami”. Za tę stronę projektu odpowiada Łukasz Targosz, co wcale nie powinno dziwić. Panowie znają się od czasu kinowej wersji przygód agenta J-23, a że dobrze im się układa, to nie zmieniają tego stanu rzeczy. Jednak to, co maestro odwalił tym razem, jest równie straszne jak cały film.
Jest to muzyka głośna, nieprzyjemna, skupiona na swojej roli budującej mroczny klimat tapety. Podstawą jest tutaj ambientowa elektronika, podlana dziwacznymi eksperymentami dźwiękowymi, głównie groteskowo przesterowanymi smyczkami. Chcecie jakichś tematów? Mają one przede wszystkim tworzyć suspens, co parę razy wychodzi naprawdę mocno i jest fundamentem dwóch motywów jakie usłyszymy w całym filmie.
Pierwszy to melodia oparta na nerwowej grze skrzypiec oraz czymś w rodzaju efektu tykania w tle („Gebels Rides Warsaw”, początek „Love & Love”, „Mamma is Out & Dog is In”) i związana jest z działaniami grupy mokotowskiej, kierowanej przez Babcię. Drugi motyw, bardziej wyciszony, stara się imitować dokonania Cliffa Martineza, tylko bardziej świdruje nasze uszy agresywnością i intensywnością faktury. Niby na pierwszy rzut ucha wydaje się to wszystko nieco melancholijne („People”, „Problems”), jednak podskórnie napędza atmosferę niepokoju („Going to Jail”), tworząc spójną całość z ekranowymi wydarzeniami.
Maestro sięga także czasami po typowo horrorowe opadania smyczków („No Chicken & No Air”, posępne „Chicken in Not Nanny Anymore”), daje też odrobinę miejsca gitarze („Kukurydza”) lub szarżuje z ambientem („Monkey in the City”), czyniąc swoje nuty w sporej mierze niestrawnymi poza filmowym kontekstem dźwiękami. Targosz próbuje tutaj ciągle zaskakiwać – a to perkusyjnym echem („Mariusz Opałka Thinking System”), a to strzałami z perkusji („AT in Silos”) czy krótką wstawką fortepianową (końcówka „AT In Silos”).
Nie zmienia to jednak faktu, że „Pitbull. Nowe porządki” to ilustracja sprowadzona do roli dźwiękowej tapety, która samoistnie jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Ale nawet i w samym filmie zaznacza się swoim agresywnym stylem, przyprawiając o mocny ból głowy. Niczym scenariusz tego dzieła, pozbawiona ładu i składu oprawa muzyczna nadaje się tylko dla największych twardzieli oraz miłośników eksperymentalnych dźwięków. Ode mnie zaledwie 2,5 nutki.
0 komentarzy