Większości entuzjastów muzyki filmowej, Japonia kojarzy się zaledwie z kilkoma nazwiskami słynnych kompozytorów. A jeśli do tego doda się jeszcze hasło ‘anime’, wszyscy połączą je z Joe Hisaishim. Współpraca tego wybitnego kompozytora z Hayao Miyazakim jest wręcz legendarna. Jednak Studio Ghibli to nie jedyny producent pełnometrażowych filmów anime w Japonii. Jednym z bardziej znanych twórców tego gatunku filmowego, który dopiero przebija się na arenę międzynarodową, jest Satoshi Kon. Podobnie jak Miyazaki od wielu lat współpracuje on z tym samym kompozytorem, któremu daleko jednak do sławy Hisaishiego. Susumu Hirasawa jest bowiem praktycznie nieznany, nawet we własnym kraju. Jednak wcale nie oznacza to, że jest mniej utalentowany…
Najnowszym wspólnym dziełem Kona i Susumu jest głośne anime "Paprika". Akcja filmu rozgrywa się w roku 2004, kiedy to wynaleziono nowy rodzaj psychoterapii zwany PT. Polega on na wchodzeniu do snów pacjenta i manipulowaniu nimi. Jednak tuż przed legalizacją tej metody terapii, wykradzione zostaje urządzenie umożliwiające odwiedzanie ludzkich snów. Okazuje się, że może ono być wykorzystane także w niecnych celach. Jego wynalazcy kolejno tracą zmysły i zostają uwięzieni między snem a jawą. Sytuację ma naprawić psychoterapeutka Atsuko Chiba, która pod pseudonimem Paprika wyrusza w świat marzeń sennych, w poszukiwaniu sprawcy całego zamieszania. Jeśli ktoś oczekuje po najnowszym dziele Kona sielankowej i pouczającej bajki w stylu Ghibli, to ogromnie się rozczaruje. "Paprika" to zdecydowanie film dla starszej widowni, która nie zlęknie się demonicznej wizji świata opanowanego przez ludzkie sny i koszmary. Także muzyka jest kompletnie inna, od partytur Hisaishiego. Susumu Hirasawa stworzył bowiem dzieło ekstremalne – takie, które można pokochać lub znienawidzić. Wszelkie pośrednie odczucia nie wchodzą tutaj w grę. Wielki kicz lub genialna awangarda – wybór należy do Was.
Praktycznie cała płyta jest przesiąknięta elektroniką i samplami najdziwniejszych wokali. Instrumenty akustyczne w zasadzie tutaj nie istnieją. Muzyka ta sprawia wrażenie tandetnego, plastikowego tworu z lat 80’. Charakterystyczna elektronika, szybkie tempo i wszechobecna perkusja sprawiają, że stylistycznie to ścieżka dźwiękowa, jakiej jeszcze nie było. Balansuje ona między tradycyjną szkołą komponowania muzyki do filmów a techniką samplowania posuniętą do granic przyswajalności. Temat przewodni filmu to właściwie archaiczne techno, przesycone beatem i elektroniką, wzbogacone folkowymi chórkami, które w jakiś pokrętny sposób kojarzą z Goranem Bregoviciem. Trudno jednoznacznie stwierdzić czy to trip-hop, trance, techno-pop czy cyberpunk. Część utworów sprawia też wrażenie, jakby nie była pisana pod obraz. Kilkuminutowe kompozycje mają niezmienne tempo, zwrotki i refreny niczym zwykłe piosenki. Zresztą płytę otwiera piosenka wykonywana przez samego Susumu – już ona jest zapowiedzią niesamowitego przeżycia jakim jest słuchanie tej nieszablonowej muzyki.
Obok zupełnie swobodnych kompozycji, na których akcja filmu nie wymusiła zmiany formy, pojawiają się tu też typowo ilustracyjne utwory. Niektóre z nich kreują klimat grozy akcentowany niską dudniącą elektroniką i demonicznymi chórkami. W takich fragmentach Susumu stosuje często sound-scoring, czyli wplatanie w muzykę efektów dźwiękowych filmu. W przypadku "Prediction" są to na przykład niepokojące szepty i demoniczne śmiechy – słuchając tego utworu dosłownie włos jeży się na głowie. Pojawia się tu także muzyka akcji, która w warunkach Hollywood zostałaby uznana za niskobudżetowy kicz. Jednak w odniesieniu do koncepcji muzycznej "Papriki", nachalne sample chórów i zgrzytająca elektronika, są naprawdę przekonywujące. Brzmienie niczym ze starej gry telewizyjnej buduje pewnego rodzaju międzywymiarowy most między widzem a filmem, czy słuchaczem a muzyką. Na płycie można też znaleźć dwa rodzynki w postaci marszu cyrkowego ("Welcome to the Circus") i spokojnego, ciepłego jazzu ("Lounge"). Obecność tych kawałków na krążku zaskakuje, ale ten absurdalny kontrast stylistyczny zadziwiająco zgrabnie wtapia się w ogólny charakter "Papriki".
"Paprika" to zdecydowanie nie muzyka dla każdego. Trzeba mieć spory zapas tolerancji i cierpliwości żeby przetrwać pierwsze przesłuchanie tej płyty i wyzbyć się dotychczasowych schematów, standardów i przyzwyczajeń. Ta ścieżka dźwiękowa to alternatywa do wszystkiego, co do tej pory powstało w muzyce filmowej. Jest demoniczna, niepokojąca i monumentalna a zarazem odpychająca swoją fakturą i chaotycznym przesytem. Taki zestaw cech sprawia, że "Paprika" to pozycja niebanalna i obowiązkowa, dla wszystkich, którzy szukają ucieczki od hollywoodzkiej papki i przereklamowanych partytur znanych kompozytorów. Awangardowa alternatywa – to chyba określenie, które najlepiej pasuje do tej muzyki.
P.S.: Wyżej można obejrzeć teledysk do piosenki "The Girl in Byakkoya – White Tiger Field", kończącej całą płytę. Z kolei fragmentów "Papriki" można posłuchać na tej stronie.
Ta recka to chyba przed wiekami pisana, bo dziwnie tak czytać, że „Jednym z bardziej znanych twórców tego gatunku filmowego, który dopiero przebija się na arenę międzynarodową, jest Satoshi Kon”, jak facet od jakiegoś czasu już niestety nie żyje. A „Paprika” jest bardzo fajna, choć żeby ją docenić chyba trzeba wpierw obejrzeć film, ewentualnie mieć sympatię do prezentowanego przez Hirasawę stylu.
Jest data na górze 🙂