Clint Eastwood i western to od czasów Trylogii Dolarowej Sergio Leone niemal synonimy. Ale sam Clint też wyreżyserował kilka westernów, z których pierwszym wielkim dziełem pozostaje „Wyjęty spod prawa Josey Wales”. Opowieść o mścicielu, który dołącza do Konfederatów po zabójstwie swojej rodziny, nadal robi wielkie wrażenie – zarówno dopracowanym scenariuszem, klimatem oraz rolą samego Eastwooda.
Naprawdę mocno wyeksponowana jest również ścieżka dźwiękowa. Jej autorem stał się, kojarzony głównie z Samem Peckinpahem, Jerry Fielding, którego muzyka poza filmem raczej nie należy do najprzyjemniejszych w odbiorze, ze względu na sporą obecność underscore’u. Josey Wales nie jest wyjątkiem od tej reguły, jednak oferuje też kilka wybornych utworów.
Na pewno czymś takim jest militarne „Main Title” podkreślające okres wojny secesyjnej – werblowa perkusja, flety i trąbki nadające lekkości są kontrastem dla perkusji i zachowawczych smyczków. A skoro jesteśmy na Dzikim Zachodzie, to słychać jeszcze harmonijkę ustną pod koniec. Same werble jeszcze parę razy powrócą, podkreślając wojenny klimat filmu. Na plus warto jeszcze wyróżnić wszelkie spokojniejsze melodie, jak choćby „Missiouri Boat Ride” czy też „Into Town” z typowo westernowymi skrzypcami oraz delikatną nutą… elektroniki imitującej jakby klawikord (?). Jednak takich fragmentów nie ma tutaj zbyt dużo – elegijne „The Kid Dies”, mocno stonowane „Indian Love Call / On the Comanche Trail” z etnicznymi perkusjonaliami, czy liryczne „Grandma Travels”. Fielding zabarwił również niektóre utwory perkusjonaliami podkreślającymi obecność Indian („Sherman Way” lub, najdłuższy na krążku, „Ten Bears”).
Praca ta ma jednak w sporej części charakter mrocznej, mało przyjemnej tapety, która miejscami pachnie horrorem („The Rape” czy „The Initial Outrage”) z powodu dość nisko grających smyczków; albo też jest gwałtowną mieszanką werbli i dęciaków, które opisują wszelkiego rodzaju strzelaniny („Big Town Shoot Up / Escape From Town”, „The Final Revenge”), jak i sceny ucieczek („Across the Sand”). O dziwo, poza filmem prezentuje się to całkiem przyzwoicie, lecz siła oddziaływania jest znacznie mocniejsza na ekranie. W dodatku spora część underscore’u to dość krótkie, rzadko przekraczające dwie minuty utworki, z których niektóre zaprezentowano nawet w wersjach alternatywnych.
Wydanie z 1994 roku zawiera kompletną partyturę Fieldinga, który otrzymał za to trzecią (i jak się okazało ostatnią) nominację do Oscara. Muzyka dość mocno zaznacza swoją obecność podczas seansu, jednak na płycie bywa dość nieprzyjemna i strawna raczej tylko dla fanów kompozytora. Słychać, że w westernie Amerykanin czuł się jak ryba w wodzie, jednak więcej niż 3,5 nutki dać nie mogę. Warto jednak poszukać tego bandyty – acz niekoniecznie za cenę głowy.
0 komentarzy