Jacques Perrin to postać wyjątkowa we francuskim kinie; utalentowany aktor, reżyser, producent, zdobywca szeregu nagród na całym świecie. Do tego jeszcze człowiek, który zrewolucjonizował przyrodniczy dokument. Zastosowana przez niego w "Mikrokosmosie" metoda zrezygnowania z edukacyjnej narracji na rzecz poetyckiego ukazania świata natury samymi obrazami została przyjęta entuzjastycznie na całym świecie. Poszedł więc za ciosem i nakręcił później "Makrokosmos" a niedawno "Oceany".
Można chyba śmiało powiedzieć, że cuda operatorów i niezaprzeczalne piękno przyrody nie byłyby pełne, gdyby nie muzyka Bruna Coulaisa. Film złożony jedynie z obrazów to materiał wymarzony dla kompozytora. Współpraca z Perrinem była więc jak wygrany los na loterii, nie dziwne więc, iż przyniosła Coulaisowi sławę i uznanie.
"Oceany" nieco różnią się od swoich poprzedników. Więcej tu tekstu (w wersji angielskiej narratorem jest sam Pierce Brosnan), pojawia się, oprócz obserwacji natury, zatroskanie stanem środowiska. Wreszcie nie ma chyba bardziej ukochanego przez dokumentalistów świata niż podwodny, jego magia i niezwykłość urzeka kolejnych filmowców. Łatwo więc narazić się na wtórność czy nawet banał. Oprócz więc budowania tła dla pięknych, a czasem zdumiewających obrazów, Bruno Coulais stanął przed dodatkowym zadaniem, musiał odświeżyć wizerunek delfinów, wielorybów, ośmiornic i niezliczonych gatunków ryb.
Kompozytor postawił na odbudowanie tajemnicy tkwiącej w podwodnych krainach. Już od pierwszych nut budowana jest odpowiednia atmosfera. Nie ma wątpliwości, iż schodzimy w głębiny oceanu, słyszymy szumy, gwizdy. W to delikatne tło wchodzi muzyka i z każdą chwilą przybiera na sile, by po chwili niemal przytłoczyć swoim bogactwem. Pierwsze 6 utworów to prawdziwe arcydzieło. Czegóż tu nie ma? Są i brawurowe, energiczne pasaże, i subtelna, intymna gitara, po której następują chropowate, przejmujące skrzypce, których nie powstydziłby się Michael Nyman i cudowny temat na klarnet w "La Danse Des Dauphins" będący bodaj moim ulubionym fragmentem na płycie. Tę "złotą szóstkę" wieńczy epickie "L’Eveil", w którym w całej krasie pojawia się jeden z najważniejszych tematów ścieżki.
To siła tego niesamowitego początku przesądziła o całej ocenie partytury Francuza, bowiem potem muzyka wyraźnie traci impet. Owszem, wciąż jest intrygująca, żaden chyba ze współczesnych kompozytorów (może poza Thomasem Newmanem) nie potrafi tak intrygować jak Coulais, wymaga jednak znacznie więcej cierpliwości. Pojawiają się co prawda kolejne fantastyczne utwory jak "Danses", gdzie w różnych aranżacjach zaprezentowany został kolejny ważny temat. Ma on charakter melodii z pozytywki, ale potrafi wybrzmieć z wielkim rozmachem. Więcej jednak jest takich, w których prawdziwe znaczenie ma detal, czy takie, które słucha się dla jednego, krótkiego fragmentu. Tym niemniej nie ma tu utworów niepotrzebnych, nieudanych. Niektóre z nich po prostu przemykają niezauważone w sąsiedztwie lepszych od siebie, inne wydają się zbyt hermetyczne, wszystkie jednak łączy wyrazista atmosfera magii i niesamowitości, w kreowaniu której Coulais jest niedoścignionym mistrzem. Nie można przy tym zapomnieć, iż właśnie w drugiej części filmu pojawia się sporo narracji, co wymusza wyciszenie i swego rodzaju stonowanie muzyki, ale nawet w tych nieco gorszych warunkach Francuz radzi sobie nadzwyczaj dobrze.
Bruno Coulais, który ostatnio wspaniale zilustrował dwa filmy animowane ("Koralinę" i "Sekret Księgi z Kells"), obdarzony jest niezwykła muzyczną wyobraźnią, konieczną przy obrazach tego gatunku, ale to drugi biegun filmowego świata, dokument, pozwolił mu ją pokazać i wciąż potrafi wspaniale wykorzystać. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż dokumenty Jacquesa Perrina nie istnieją bez muzyki Coulaisa, a i Coulais powinien być wdzięczny temu wielkiemu producentowi, reżyserowi i aktorowi za możliwość tak szerokiego rozkładania skrzydeł. Obydwu panom winni są zaś wdzięczność słuchacze za muzykę tak finezyjną i pomysłową, tak piękną, świeżą i magiczną, więc chociaż pełna piątka może się wydawać nieco na wyrost, stawiam ją z czystym sumieniem, bo to coś znacznie więcej niż po prostu dobra muzyka.
0 komentarzy