Kino historyczne większości widzów kojarzy się z czymś nudnym, dziejącym się dawno temu i nie mającym żadnych związków ze współczesnością. Jednak zdarzają się tytuły, które potrafią zaciekawić oraz zaintrygować. Taki jest ponad 5-godzinny (!!!) „Wiek XX” Bernardo Bertolucciego, w którym włoski reżyser opowiada o pierwszej połowie poprzedniego stulecia w swoim ojczystym kraju, gdzie dochodziły do głosu hasła socjalizmu oraz faszyzmu. Mając pod ręką gwiazdorską obsadę (Robert De Niro, Gerard Depardieu, Donald Sutherland, Dominique Sanda) stworzył prawdziwie epicki fresk, który nadal robi ogromne wrażenie. Czy tak też jest w przypadku muzyki?
Jest autorem jest Ennio Morricone, który współpracował z Bertoluccim od połowy lat 60., a „Wiek XX” wydaje się być najlepszym efektem tej kooperacji. Pełoorkiestrowy score, który choć trwa tylko 50 minut (jak na tyle godzin filmu, to bardzo mało) potrafi skupić uwagę na dłużej. Czuć tutaj ducha socjalistycznej rewolucji, który przewija się przez cały materiał, nadając mu podniosły i patetyczny charakter, jednak nie jest on ani nieznośny, ani nieprzyjemny.
Już otwierające całość „Romanzo” zaskakuje lekkością (piękna gra klarnetu), energią (smyczki), ale też nie traci powagi (pomruki chóru oraz trąbka), tworząc interesującą mieszankę. Temat ten jest niejako szkieletem trzymającym wszystko razem, jaki nawet w pozornie spokojniejszych wersjach (powoli rozkręcające się „Estate – 1908”, gdzie do pojedynczych dźwięków skrzypiec dołączają się dęciaki drewniane oraz flety, bardziej elegijna „Polenta” czy walc „Padre e Figlia”) nie traci swojej siły i energii. Może zbyt często ten motyw się pojawia, jednak nie wywołuje znużenia ani monotonii.
Drugi wyrazisty motyw związany jest z żoną Alfredo, Adą. Spokojny, delikatny fortepian, wsparty grającymi w tle smyczkami, z sekundy na sekundę wybrzmiewa coraz piękniej. Wszystko zaczyna gęstnieć, by w finale smyki eksplodowały od pozytywnych emocji.
Nie mogło zabraknąć też mniej przyjemnych fragmentów w postaci underscore'u, który na szczęście prezentuje się dość zjadliwie. Trafimy w nim zarówno na szybkie wejścia fortepianu („Testamento”), zmieniające tempo, niemal horrorowe smyczki („Autumno – 1922”, „Apertura Della Caccia”) czy uderzenia dzwonu („I Noavi Crociati”). Czasami są to zaledwie krótkie fragmenty dłuższych utworów, jednak w sporej części składają się nań kompozycje mogące stanowić problem dla melomanów. Zresztą muzyka budująca napięcie zawsze najlepiej prezentuje się na ekranie.
„Wiek XX” to jedna z mniej popularnych ścieżek w dorobku Morricone, ale na pewno nie jest ona słaba. Sporo tu mało atrakcyjnego tła, a czas trwania może wydawać się za krótki i dodatkowo (jak to w przypadku prac tego kompozytora) kompletnie olano chronologię. Jednak zarówno podniosły charakter, konsekwentnie budowany klimat oraz dobrej jakości dźwięk musi budzić szacunek. Naprawdę dobra, choć nie rewolucyjna ścieżka Włocha.
0 komentarzy