Pewna żydowska rodzina, zmuszona szerzącym się w Niemczech faszyzmem, postanawia poszukać nowego miejsca do życia. Ich wybór pada na Afrykę, a dokładniej Kenię. Rodzice wraz z małą córką, zamieszkują więc wśród czarnoskórych tubylców, mierząc się z obcą kulturą i zwyczajami. Towarzyszą temu codzienne problemy, małżeńskie sprzeczki, tęsknota i obawa o rodzinę pozostawioną w Niemczech. Tak pokrótce rysuje się fabuła filmu "Nigdzie w Afryce" w reżyserii Caroline Link, nakręconego na podstawie autobiograficznej powieści Stefanie Zweig. W roku 2003 obraz ten został nagrodzony Oscarem za Najlepszy Film Nieangojęzyczny. O jego sukcesie zadecydowało wiele czynników, które połączone dały film niezwykle prawdziwy, barwny i wciągający. Świetne aktorstwo, piękne scenerie, mocna historia. Niewątpliwie magii całości dała też niezwykła muzyka szwajcarskiego kompozytora Niki Reisera.
Tego typu filmy są dla kompozytora niczym białe płótno, które trzeba zapełnić odpowiednimi barwami, kształtami, cieniami. Oczywiście część kolorów jest z góry zdefiniowana miejscem akcji filmu. Afrykański folklor musi bowiem znaleźć swoje odzwierciedlenie w muzyce. To jednak od kompozytora zależy, w jakich proporcjach zmiesza on rdzenne brzmienia Czarnego Lądu, z formami muzycznymi bardziej zrozumiałymi dla Zachodniego widza. Dla Niki Reisera komponowanie muzyki do "Nigdzie w Afryce" rozpoczęło się już na planie filmowym, gdzie zbierał materiały dźwiękowe, które miały posłużyć później za inspirację. Niczym malarz, Szwajcar kolekcjonował odpowiednie farby do swojego dzieła, by po powrocie do Europy połączyć je z własnymi, tworząc w ten sposób most między dwiema, a nawet trzema, kulturami.
Film pokazuje Afrykę z punktu widzenia małej dziewczynki, która wyrwana z Niemiec zaczyna poznawać nową kulturę i uczy się rozumieć otaczających ją rdzennych Kenijczyków. Jak każdy inny element filmu, także muzyka musiała przybrać taki punkt widzenia. Podstawą ścieżki dźwiękowej jest zatem orkiestra i jej solidne Europejskie brzmienie. To ona staje się łącznikiem, ale też tłumaczem między światami przedstawionymi w filmie. Niki Reiser wykorzystał w swojej muzyce materiały dźwiękowe zgromadzone podczas podróży po Kenii – są to dźwięki wydawane przez afrykańskie instrumenty, rytualne śpiewy i zawodzące wokalizy. Dzięki brzmieniu orkiestry Szwajcar nadał tym elementom bardziej wyrazistej, emocjonalnej wymowy. W pewien sposób jego aranżacje oryginalnych nagrań, stały się tłumaczem emocji zawartych w rdzennych odgłosach Afryki, które trudne byłby do uchwycenia dla Zachodniego słuchacza.
Zderzenie dwóch muzycznych światów widoczne jest też w prostej konfrontacji instrumentów. Afryka reprezentowana jest przez najróżniejsze perkusjonalia, piszczałki i strunowce wydające z siebie bardzo krótkie i dynamiczne dźwięki. To one stanową rytmiczny motor całości. Brzmienie Europy reprezentowane jest tutaj za pomocą przeciągłych smyczków i długich tematów. W tym elemencie muzyki Reisera widoczne jest też odniesienie do muzyki żydowskiej. Linie melodyczne pojawiających się tu tematów przypominają pieśni żydowskie, wijące się nieustannie, często wykonywane przez obój i klarnet. Kompozytor w ten sposób stara się oddać nostalgię i tęsknotę głównych bohaterów za rodziną pozostawioną w faszystowskich Niemczech.
Muzyka w filmie "Nigdzie w Afryce" jest zaiste niczym piękne malowidło opowiadający historię głównych bohaterów, a jednocześnie w sposób zrozumiały dla Zachodniego słuchacza, opisujący folklor Czarnego Lądu. To piękne połączenie dwóch, skrajnie różnych pod kątem muzycznym, światów – pełne emocji, magii, lekkości i dramatu. Zaskakuje płynność i naturalność, z jaką Niki Reiser zdołał wpleść śpiewy Afrykańczyków w swoją orkiestrę. To połączenie udowadnia, że muzyka jest uniwersalnym językiem całego świata i niezależnie od miejsca, w którym powstała, zawsze połączy ją jeden najważniejszy czynnik – emocje. To piękna muzyka, niewiele ustępująca późniejszej "
Białej Masajce".
0 komentarzy