Amerykańskie kino cierpi od wielu lat na bardzo ciężką chorobę. Większość filmów jest nastawiona na kasowy zysk, a co za tym idzie są do siebie bardzo podobne. "Next" niestety nie wnosi nic nowego do światowej kinematografii. Z pozoru świeży scenariusz powiela wszystko to, co znamy już zbyt dobrze. Terroryści zdobyli broń nuklearną, amerykański wywiad robi wszystko by nie dopuścić do tragedii. To jednak za mało, bomba zostanie odpalona. Czy to już koniec? Świat zostanie zniszczony? Nie, jest jeszcze nasz Super Bohater. Wspaniały, niezniszczalny, męski i wszechwiedzący. Tylko on może przewidzieć przyszłość i uratować nas wszystkich. I tak tylko czasem zastanawiam się czy znajdzie się kolejna osoba, która zechce nakręcić tak denny i pusty film…
W świecie gdzie rządzi pieniądz nie trudno się domyślić, że odpowiedź będzie twierdząca. Lee Tamahori reżyser jest znany szerzej publiczności za sprawą kilku sequeli przygód herosów ( "xXx 2: Następny poziom", "Śmierć Nadejdzie Jutro") Nie wyłamując się ze specyfiki poprzednio nakręconych obrazów, podjął się kolejnego nudnego zadania. Nakręcił następny sztampowy, przewidywalny i po prostu kiepski film. Z opisu przytoczonego wyżej można by wywnioskować, że główną rolę w "Next" gra Bruce Willis. Tak się jednak nie stało, co nie oznacza, że widownia była zawiedziona widząc na ekranie Nicolasa Cage'a. Natomiast ścieżkę dźwiękową do ekranizacji opowiadania, Philipa Kindreda Dicka napisał Mark Isham. Jego muzyka różni się od większości dzisiaj komponowanej. Często w jego partyturach można znaleźć kawałki jazzu, a nawet popu. Pokazał wielokrotnie, że w tych klimatach czuje się całkiem nieźle, a dowodem na to mogą być ścieżki z filmów takich jak "Czarna Dalia" i "Miasto Gniewu". Nie da się jednak ukryć, że jego najnowsze dzieło nie porywa i daleko mu do poziomu wyżej wymienionych soundtracków.
Ścieżka dźwiękowa z "Next" nie zachwyca. Jest tylko bardzo przeciętnym tłem, które ma za zadanie pomagać w odbiorze filmu. Brak jej wyrazu, jakiegoś tematu, który po wyjściu z kina pozostałby w głowie. Typowej muzyki do filmu akcji, jak wszyscy mogliśmy się nie raz przekonać, słucha się nieraz z grymasem na twarzy. Często jest równie głośna i wrzeszcząca, co chaotyczna. Nawet, jeżeli znajdzie się jakiś motyw, który mógłby poprowadzić temat, ginie przytłoczony basami, elektroniką i kiepskim wykonaniem. Tak jest i w przypadku "Next", aktywna część płyty to tylko kolejne nic nieznaczące kompozycje, jakich w dzisiejszym świecie robi się mnóstwo. Gdyby przerwać je w dowolnym momencie słuchacz nie zauważyłby żadnych braków. Świadczy to o bezsensowności nut napisanych przez Marka Ishama, jeśli pozbawi się je obrazu. W kilku miejscach można znaleźć podobieństwa z "Zapłatą" Powella, oczywiście w dużo gorszym wykonaniu. Nawet muzyczne "triki" nie osiągają zamierzonego efektu, nie wydłużają żywotności płyty. Gwizdek pojawiający się w "Pier 18" jest po prostu nieprzyjemny i denerwuje. Możemy też wysłuchać kilka utworów, które mają za zadanie podniesienie napięcia. Jednak te kompozycje nie stanowią najwyższej klasy, a w "Second And Broadway" wychodzi to wręcz śmiesznie. Jak to zazwyczaj bywa muzyka akcji o wiele lepiej radzi sobie w filmie, niż na płycie. Dlaczego tak się dzieje? Ścieżka dźwiękowa schodzi na drugi plan, gdy widz skupia się na coraz szybciej rozwijającej się historii. Ta część soundtracku jest po prostu nieprzyjemna w słuchaniu, nie polecam jej absolutnie nikomu.
Na szczęście płyta prezentuje również swoje delikatniejsze oblicze. W wielu kompozycjach miękkie pianino spokojnie wypełnia ciszę. Takie działania są jednak już dobrze znane, a ostatnio zostały zastosowane chociażby w "Deja Vu" Harry’ego Gregson-Williamsa. W obu tych ścieżkach dźwiękowych równie często słychać subtelne tła, które oscylują na granicy słyszalności. Chociaż takie delikatne dźwięki potrafią odprężyć, to tak naprawdę nic ciekawego nie wnoszą. Nawet, jeśli znajdzie się tutaj jakaś namiastka melodii, jest ona krótka i po prostu słaba. Doskonale pokazuje to motyw główny, który sprawia wrażenie niedokończonego. Trzy nutki to chyba za mało żeby porwać słuchacza. Co prawda po chwili na horyzoncie dźwięków pojawia się czwarta, ale to i tak niewiele zmienia. Inne motywy również nie są zbyt skomplikowane. Nie trwają zbyt długo i nie porywają. Jednak to, co lepiej brzmi na płycie niekoniecznie dobrze sprawdza się w filmie. Kilka przeciętnych nutek trafnie podkreślających specyfikę sceny nie jest majstersztykiem i wypada średnio.
Najnowsze dzieło Marka Ishama jest zaledwie zadowalające. Nie pokazuje nic nowego, zresztą podobnie jak film. Szybkie utwory akcji przeciętnie współgrają z filmem za to fatalnie słucha ich się na płycie. Moim zdaniem, soundtrack zasługuje na dwójkę, może z małym plusem za kilka zadowalających momentów na płycie i umiarkowaną współpracę z filmem.
0 komentarzy