Kompozytorzy filmowi często są proszeni o pisanie ilustracji muzycznych do różnych wydarzeń okolicznościowych. Mogą to być Igrzyska Olimpijskie, mistrzostwa świata z piłce nożnej czy różne ważne rocznice (jak 25 rocznica powstania solidarności, którą udźwiękowił Jan A.P. Kaczmarek). Takie zlecenia dostają zdecydowanie tylko najlepsi kompozytorzy jak na przykład John Williams (jego muzyka otwierała olimpiady w Los Angeles w 1984, Seulu w 1988, Atlancie w 1996, Salt Lake City w 2002), Ryuichi Sakamoto (Barcelona 1992) czy Vangelis (Mundial w 2002). Ten ostatni jest także twórcą opisywanej tutaj płyty. "Mythodea" to monumentalne dzieło sceniczne, które Vangelis stworzył specjalnie na zamówienie NASA. Muzyka powstała z myślą o rozpoczętej w sierpniu 2001 r. kolejnej misji na Marsa (tak zwanej "2001 Mars Odyssey"), najdłuższej w historii lotów na Czerwoną Planetę. Kompozycje Vangelisa były oficjalnym muzycznym ozdobnikiem lotu. To niezwykłe zamówienie zaowocowało dziełem absolutnie genialnym. Vangelisowi udało się doskonale oddać ducha kosmicznej podróży i ogrom wszechświata. Premiera tego monumentalnego dzieła, odbyła się w świątyni Zeusa w Atenach 28 lipca 2001 roku. Nie jest to muzyka filmowa, ale mimo wszystko postanowiłem o niej napisać. A to dlatego, że jest to kolejny przykład geniuszu Vangelisa, który nieograniczony tutaj żadnym obrazem a jedynie wizją, stworzył – jak dla mnie – arcydzieło muzyki klasycznej.
Vangelis zawsze lubił rozmach i potężne brzmienie, co często pokazywał w swoich projektach filmowych. W takich ścieżkach dźwiękowych jak "1492 – Wyprawa Do Raju" czy "Alexander" chętnie sięgał po chóry komponując dla nich legendarne wręcz partie. Jednak dopiero w "Mythodei" pokazał swoje prawdziwe umiejętności. Do nagrania tej płyty jak i do wykonania podczas jedynego koncertu w świątyni Zeusa w Atenach, Vangelis zatrudnił Chór Greckiej Opery Narodowej, który przytłacza swoją potęgą. Poza tym występuje tutaj jedna z najlepszych orkiestr symfonicznych – The London Metropolitan Orchestra pod batutą Blake’a Nelly. Jako wokalistki wystąpiły dwie światowej klasy sopranistki: Kathleen Battle i Jessye Norman. Taki skład muzyków gwarantował najlepsze wykonanie z możliwych, co jest tutaj doskonale zauważalne. Tradycyjnie także sam Vangelis pojawia się w niemal każdym utworze wspomagając pozostałych muzyków swoimi keyboardami. W efekcie powstała niezwykła muzyka prowadząca słuchacza przez bezkres wszechświata w otoczeniu pięknych harmonii i wokaliz. Kiedy się wsłuchać w słowa, które śpiewa chór można odnieść wrażenie, że są one znajome jednak w szerszym kontekście są kompletnie niezrozumiałe i pozbawione sensu. Dzięki temu potęguje się ten niezwykły nastrój tajemniczości i mistycyzmu tej międzyplanetarnej podróży.
Razem z płytą CD została wydana także płyta DVD będąca zapisem świetnego koncertu, który odbył się w świątyni Zeusa w Atenach. Niesamowita sceneria starożytnych ruin, na których wyświetlane były różne obrazy naprawdę zapiera dech w piersiach i sprawia, że oglądanie tego widowiska dostarcza niesamowitych wrażeń. Zobaczenie samego Vangelisa grającego na swojej gigantycznej klawiaturze także jest sporą gratką dla miłośników muzyki filmowej. Koncert jest ciekawy także z tego względu, że jako bis sławny kompozytor wykonuje jeden ze swoich największych hitów – fragment ścieżki dźwiękowej z filmu "Rydwany Ognia", za którą zresztą otrzymał Oscara. Poza tym na płycie DVD można znaleźć jeszcze sporo ciekawostek z teledyskiem i 20 minutowym materiałem pokazującym przygotowania do samego koncertu i fragment konferencji prasowej z Vangelisem w roli głównej.
Może i nie jest to ścieżka dźwiękowa do żadnego filmu, ale z pewnością ma wiele wspólnego z muzyką filmową. Przede wszystkim jest to kompozytor, który mimo iż niewiele filmowych projektów ma na swoim koncie to już zdążył się stać legendą. Tym dziełem Vangelis potwierdził swój geniusz i stworzył – jak dla mnie – arcydzieło. Nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem to o muzyce, która nie powstała do filmu, ale takie są moje autentyczne odczucia. Vangelis używając prostych środków jak chór, orkiestra i keyboard skomponował niezwykle dramatyczne i podniosłe dzieło, które doskonale oddaje nastrój potęgi i nieskończonej przestrzeni wszechświata, przez który wędrujemy na tą niezwykłą planetę, jaką jest Mars.
Trudno wymieniać tutaj poszczególne utwory, które robią najlepsze wrażenie. Cała płyta jest podzielona na wstęp i dziesięć fraz. Różnią się one głównie nastrojem, środkami wyrazu i prezentowanymi tematami. I tak obok monumentalnego i przesyconego podniosłymi chórami "Movement 1" znajdujemy liryczne "Movement 3", w którym usłyszymy piękne soprany Kathleen Battle i Jessye Norman. Poza tym to, co najbardziej się rzuca tutaj w oczy (uszy?) to niezwykła harmonia i melodyka sprawiająca, że słucha się tej płyty z niezwykłą przyjemnością. Także koncert, który ukazał się na DVD jest wart polecenia ze względu na niezwykłe wykonanie i atmosferę na nim panującą. Obie te płyty stanowią swego rodzaju całość, której koniecznie trzeba doświadczyć. Jeszcze przy żadnej płycie nie byłem tak pewny, że zasługuje ona na pięć nutek. Jak najbardziej polecam.
Zgadzam się z recenzją 🙂 Jedna poprawka – ta płyta to zapis audio koncertu, który ukazał się na DVD, a nie studyjne nagranie, jak sugeruje recenzja.
geniusz
W istocie. Geniusz. Ostatni od Vangelisa. Szkoda, że potem jeszcze skomponował Alexandra, bo Mythodea byłaby idealnym zwieńczeniem pięknej kariery…
Alexander to też geniusz.
Alexander to taki mniejszy geniusz.
Alexander to żaden geniusz. Nie, gdy zna się całą dyskografię Vangelisa.
A co to za różnica czy zna się całą dyskografię Vangelisa czy nie. Geniusz to geniusz.
„Muzyka powstała z myślą o rozpoczętej w sierpniu 2001 r. kolejnej misji na Marsa (tak zwanej „2001 Mars Odyssey”), najdłuższej w historii lotów na Czerwoną Planetę” –
Muzyka powstała w 1993 i w tymże roku miała swoją pierwszą premierę. Danielos powinieneś o tym wiedzieć, recenzent również.
jak tak się zna niby ,,całą dyskografię Vangelisa” to się robi takie byki xD
Ale ja o tym wiedziałem. Nawet nie zwróciłem uwagi na ten byk w recenzji, bo przejrzałem ją tylko oględnie (uważam ją z resztą za słabą). Nie zmienia to faktu, że płyta została wydana w 2001 r. i ten najgłośniejszy koncert był właśnie wtedy – dlatego uważam, że byłby pięknym zwieńczeniem kariery. Z resztą, wykonanie z 2001 jest lepsze od tego z 1993. A czy robi jakąś różnicę znajomość dyskografii Vangelisa – poniekąd robi. Jak się zna wszystkie wcześniejsze, genialne dokonania Vangelisa to Alexander wypada przy nich bardzo blado (mimo, że muzyka samą w sobie nadal jest dobrą) i przede wszystkim mało pomysłowo – tak jak takie 1492 było rewolucyjne wręcz, Alexander to praktycznie tylko odcinanie kuponów.
życzyłbym sobie takiego „odcinania kuponów” jak w „Alexandrze” u wszystkich kompozytorów…
Twoja wola.
Które utwory są studyjne, a które nagrane live?