Polska premiera najnowszego dzieła Wong Kar-Waia nie jest jeszcze znana, ale możemy osłodzić nieco gorzki posmak zawodu, jaki sprawiają nasi filmowi dystrybutorzy, wydaną niedawno ścieżką dźwiękową z tegoż obrazu. "Jagodowe noce", bo o nich mowa, to pierwszy anglojęzyczny projekt światowej sławy chińskiego reżysera. Nie tylko język jest tu dla Wonga czymś nowym, ale też poniekąd gatunek – film utrzymany jest bowiem w klimatach amerykańskiego kina drogi. Opowiada historię młodej kobiety, która wyrusza w podróż po Ameryce słynną drogą numer 66. Zmieniły się okoliczności i kulturowe tło, ale Chińczyk to nadal ten sam, wrażliwy obserwator relacji międzyludzkich i to właśnie jest głównym tematem "Jagodowych nocy". Grana przez Norę Jones dziewczyna spotyka na swojej drodze najróżniejszych ludzi, którzy w oczach reżysera stanowią mozaikę współczesnej Ameryki. Jednocześnie widzimy jak bohaterka się zmienia, dojrzewa i zakochuje się.
Kar-Wai zasłynął dzięki niepowtarzalnej atmosferze jaką buduje w swoich filmach, na którą składają się mistrzowskie połączenie uwodzicielskich historii miłosnych, nastrojowych zdjęć i wspaniale dobranej muzyki, będącej przekrojem stylów, czasów i kultur. Artysta lubi niebanalne zestawienia – w "2046" obok Preisnera pojawiają się stare chińskie piosenki i klasyki Deana Martina, a w "Happy Together" Frank Zappa i latynoskie melodie żywcem wzięte z jakiejś meksykańskiej spelunki. Przy czym reżyser nie tworzy tych muzycznych kolaży dla samego zaskakiwania, bo to nie w jego stylu, ale romantycznego-sennego nastroju w swoich dziełach. Podobnie rzecz ma się na soundtracku z "Jagodowych nocy", który natychmiast po włączeniu w Waszym sprzęcie grającym, przeniesie Was w zupełnie nowy, melancholijny świat.
Smakowity zestaw muzyczny, jaki towarzyszy "Jagodowym nocom", pomógł skompletować Kar-Waiowi sam Ry Cooder – legenda amerykańskiej muzyki – znany ze smykałki do wynajdywania soczystych kawałków, które wyśmienicie komponują się z obrazem. To właśnie on pomagał Wimowi Wendersowi w produkcji płyty "Buena Vista Social Club", która przywróciła do artystycznego życia zapomniane gwiazdy kubańskiego son, między innymi Ibrahima Ferrera, Omarę Portuondo czy Compay’a Segundo. Nie mówiąc już o jego indywidualnych projektach, gdzie samodzielnie pisał muzykę, vide wyborne "Teksas – Paryż" z 1984 roku. Nie ma zatem wątpliwości, że powierzenie Cooderowi oprawy muzycznej do filmu było strzałem w dziesiątkę. Kar-Wai od początku chciał by ścieżka dźwiękowa "Jagodowych nocy" pełniła rolę nie tylko w podkreślaniu emocji i budowaniu nastrojowego tła, ale też z racji motywu podróży przez rozległą kulturalnie Amerykę, reżyser postanowił uchwycić muzykę jako równorzędnego bohatera historii. Towarzyszące obrazowi utwory są więc zakorzenione w tradycyjnych amerykańskich stylach muzycznych, takich jak R&B, soul, jazz, folk, rock i blues, a wszystkie je łączy temat miłości i jej utrata.
Główną rolę reżyser powierzył młodej piosenkarce soul, Norze Jones, dla której jest to debiut przed kamerą. Informacja o tej decyzji Kar-Waia od razu stawiała pytanie o rolę Jones w tworzeniu muzyki do filmu. Twórcy jednak, zarówno Wong jak i wielokrotnie nagradzana statuetką Grammy Norah, długo utrzymywali, że artystka ograniczy się do aktorskiego występu, a ścieżkę dźwiękową pozostawią Cooderowi. Tłumaczono to potrzebą czasu i skupienia się nad rolą oraz towarzyszącą zdjęciom do obrazu pracą nad najnowszym albumem piosenkarki "Not Too Late". Ostatecznie jednak Kar-Wai zmienił zdanie i poprosił odtwórczynię głównej roi o napisanie jednej piosenki. Tak powstało otwierające płytę "The Story", które opowiada o uczuciach Jones w związku z jej debiutem i obawami przed improwizatorskim stylem pracy reżysera. Utrzymany w typowych dla artystki jazzowych klimatach utwór ostatecznie został wybrany do promowania filmu i soundtracku.
Cooder zestawiając gatunki nie zapomniał o potencjale jaki zawsze się kryje za konfrontacją pokoleń. Na płycie znalazły się nazwiska legendarne i młode-utalentowane. Do tej drugiej grupy należy oczywiście Norah Jones, ale też Cat Power, z której głosem konkurować może tylko Jones (ewentualnie nieobecna tutaj Katie Melua). Pochodząca z Memphis artystka dwukrotnie ("Living Proof" i "The Greatest") raczy nas słodkim, nastrojowym soulem, przy którym słuchacz dosłownie odpłynie. Szczególnie drugi z kawałków delikatnie wprowadza w melancholijny stan. Do zdolnej młodzieży zaliczyć jeszcze należy zespół syna Coodera, Hello Stranger z ich "Devil’s Highway" oraz Amosa Lee i jego refleksyjne "Skipping Stone" stylem nawiązujące do najlepszych tradycji soulu i jazz fusion lat 60 i 70.
O tamtym okresie w amerykańskiej muzyce przypominają legendy, których klasyki przewijają się przez album. "Try A Little Tenderness" Otisa Reddinga (chyba jedyny lepszy numer artysty to "Stand By Me"), albo "Looking Back" Rutha Browna, którego głos pełen żalu i trwogi nadaje się idealnie do spokojnego tańca we dwoje. Wszystkie utwory zdają się być doskonałe, idealnie wyważone, wprost stworzone by ilustrować ujęte przez Kar-Waia krajobrazy i emocje. "Plumkająca" gitara Gustavo Santaollali w "Pajaros" wzrusza do łez, a głęboki głos Cassandry Wilson w kawałku "Harvest Moon" tworzy rozmarzoną atmosferę.
Kompilację muzycznych miłosnych historii dopełniają trzy utwory instrumentalne napisane przez Ry’a Coodera. Rockowe miniaturki wpisujące się idealnie w obraz, a przy okazji stanowiące ciekawe spoiwo tej kolekcji. Nazwisko Kar-Waia na dobre już zapisało się w świadomości filmowych melomanów jako gwarant doskonałej składanki muzycznej. Zasiadł tym samym w zaszczytnym gronie Michaela Manna, Quentina Tarantino czy Martina Scorsese. Pozostaje tylko czekać na następne projekty reżysera i towarzyszące im ścieżki dźwiękowe.
0 komentarzy