„…jedna z większych niespodzianek polskiej muzyki filmowej…”
Andrzej Żuławski był jednym z najbardziej wyrazistych twórców polskiego kina, który szedł osobną drogą niż jego koledzy z branży. Doszło nawet do tego, że został przez ówczesne władze zmuszony do emigracji i opuszczenia kraju na dłuuugie lata. Dwukrotnie. Jednak jego głos odezwał się zza grobu dzięki scenariuszowi „Mowy ptaków”, który nakręcił jego syn, Xavery. Jest to historia grupy lekkoduchów, którzy próbują się odnaleźć w obecnej polskiej rzeczywistości. Rozgadanej, zróżnicowanej i pełnej rzucanych cytatów oraz odniesień do kultury. Film mocno podzielił wszystkich – jedni nazywali go powalającym i niesamowitym, drudzy bełkotliwym, archaicznym dziwadłem. Na pewno jest to intrygujące doświadczenie, które każdy powinien przeżyć.
Wydana też została muzyka z tej produkcji, co w przypadku polskich filmów nie jest normą. Żuławski junior postanowił zatrudnić nadwornego kompozytora swojego ojca, Andrzeja Korzyńskiego. I ten wybór nie zaskakuje, a sama muzyka to – tak jak film – jazda bez trzymanki, która wydaje się być mocno oderwana od obrazu. Ale po kolei.
Budulcem tego szaleństwa jest piosenka „Dziewczyna zła”, wokół pisania której obraca się jeden z wątków filmu. Utwór pojawia się w kilku wersjach, choć kilkusekundowe wstawki fortepianowe wydają mi się zbędne. Sam podkład brzmi bardziej jak podrasowany bit, z różnymi nakładającymi się dźwiękami elektroniki, dziwnymi ubarwiaczami oraz solówką skrzypiec. Tekst napisał sam Andrzej Żuławski, a śpiew Żanety Palicy i słyszanego w tle Eryka Kulma Juniora jakoś uszlachetnia tą świadomą tandetę. Warto też wyróżnić wersję instrumentalną tego utworu oraz mroczniejszą wariację „thriller”, ze zmienionym tekstem.
Drugą petardą jest obecne w czołówce „Tango”, którego wstęp akordeonowy może i brzmi znajomo, ale dalej jest wręcz psychodelicznie. Gitara elektryczna, saksofon oraz elektronika dobrze oddają ten rozpędzony, chaotyczny świat. Tak jak mocno przemielony, wręcz pędzący na złamanie karku „Rower” lub jeszcze bardziej pokręcone „Sceny miejskie”, mogące dobrze sprawdzić się w onirycznym thrillerze. Monotonna perkusja dosłownie strzela niczym z karabinu, wsparta przez bas, gitarę elektryczną oraz elektroniczne pasaże, potęguje poczucie niesamowitości. Wszystko przeplatane jest krótkimi wejściami smyczków, które budują wrażenie niepokoju. To ten temat jest podstawą dla thrillerowej wersji „Dziewczyny złej”. Warto też wspomnieć o pełnej wokaliz „Tajemnicy” i bardziej lirycznych „Smyczkach”. Nie można pominąć jeszcze cyrkowego w formie, dwuczęściowego „Opętania” na katarynkowe organy oraz cymbałki. Fragmenty te są celowo archaiczne i nie pasujące do naszej rzeczywistości – jak bohaterowie filmu.
I na tym w sumie mógłbym zakończyć znajomość z „Mową ptaków”, gdyby nie dołączona do wydania druga płyta. Można ją określić jako podsumowanie kolaboracji Korzyńskiego z Żuławskim seniorem, bo zawiera w większości utwory wcześniej niepublikowane. Od debiutanckiego „Pavoncello” do „Kosmosu” należy spodziewać się samych nieoczywistości. „Pavoncello” brzmi bardziej klasycznie, jakby stylizowane na muzykę epoki romantyzmu, z przepięknymi smyczkami oraz klawiszami. Drugi fragment z tego filmu prowadzony jest wpierw przez klawesyn, by potem skręcić ku łagodnemu rockowi.
Największą reprezentację ma jednak „Na srebrnym globie” i jest to najbardziej zróżnicowana ilustracja w dorobku maestro. „Glob I” pełen jest nerwowych, wręcz horrorowych popisów wiolonczeli, przez co może być ciężki w odsłuchu. „Glob II” skręca już ku elektroniczno-gitarowemu hałasowi, pełnemu trzasków, zaś w „III” dochodzi silna elektronika w stylu lat 80. (perkusja oraz rozwarstwione syntezatory), tworząca aurę niezwykłości. „Glob IV” już bardziej eksperymentuje z dźwiękami, co słychać w tykaniu oraz chaotycznym, mrocznym tle. „V” jest bardziej rockowe, z dominacją perkusji i gitary, a także wchodzącego w połowie ścieżki saksofonu. Z kolei „Glob VI” wraca do brzmień z fragmentu czwartego, dodając od siebie odrobinę mistycznej elektroniki, a nawet… dźwięków puszczanych od tyłu. Warto tu też wspomnieć o delikatniejszej, lirycznej „Wierności”, rozpisanej na fortepian oraz gitarę akustyczną, czy bardziej niepokojącej, choć melodyjnej „Szamance” zdominowanej przez organy.
Najbardziej wyczekiwanym fragmentem tej płyty jest jednak pełna muzyka do ostatniego filmu Andrzeja Żuławskiego, czyli „Kosmosu” według powieści Gombrowicza. Zaczyna się bardzo delikatnie od przepięknego fortepianu i smyczków, ale potem wkracza mocniejsza perkusja, a wraz z nią zmieniająca ton gitara elektryczna. Drugim istotnym tematem filmu są utwory zwane ariami. Ze śpiewem operowym (jak i samą operą) mają niewiele wspólnego, zdominowane są przez bardzo delikatną gitarę oraz poruszające solo skrzypiec. Jest też wersja z wokalizą („Aria Tiriri”), a także z gitarą na pierwszym planie („Kosmos II”). Jest to muzyka bardzo piękna, wręcz liryczna („Służąca”), choć niepozbawiona mroku (podniosły „Wisielec” z gitarą elektryczną oraz elektroniczną perkusją).
„Mowa ptaków” to jedna z większych niespodzianek polskiej muzyki filmowej od dawna. Nie spodziewałem się, że GAD Records – specjaliści od wynajdywania perełek z przeszłości – wydadzą muzykę zrealizowaną współcześnie. Korzyński potwierdza tutaj, że jego bardzo charakterystyczny styl może się odnaleźć w różnych gatunkach, a współpraca z Żuławskim wyciągnęła z niego wszystko, co najlepsze. Wydanie jest bardzo specyficznym tworem, pełnym chaosu i dezorientacji, ale przy uważnym słuchaniu potrafi człowieka wessać. Zwłaszcza druga, retrospektywna płyta, której wartość podnosi ogólną ocenę do mocnej czwórki.
0 komentarzy