Monsters University
Kompozytor: Randy Newman
Rok produkcji: 2013
Wytwórnia: Walt Disney Records
Czas trwania: 55:15 min.

Ocena redakcji:

 

Dziwaczne tematy wybierają producenci Studia Pixar dla swoich historyjek o niebieskim Sulley’u i zielonym Mike’u. Najpierw w satyryczny sposób wzięli na celownik wielkie korporacje, teraz przyglądają się życiu uniwersyteckiemu. Chyba nie do końca robią swoje filmy dla dzieci według kryterium metryki, a raczej dla dzieci wedle kryterium tego, co gra w duszy. Przebijająca z „Uniwersytetu Potwornego” nostalgia raczej nie trafi do dzisiejszych dziesięciolatków, ale pewnie doskonale zostanie odebrana przez ich rodziców.

 

Nostalgia wypływa też szerokimi strumieniami ze ścieżki dźwiękowej Randy’ego Newmana. Zapomnijcie o jazzowym szaleństwie „Potworów i spółki”. Tym razem, niemłody już przecież, mistrz proponuje muzykę znacznie bardziej nobliwą. Ze swoim bohaterem, Wazowskim, wita się pełnym słodyczy tematem wypełnionym ciepłym brzmieniem klarnetu, rytmicznymi, pogodnymi pociągnięciami smyczków i elegancką obudową fortepianu („Young Michael”). W tej sielskiej, niewinnej melodii odbijają się marzenia i rozkosze dzieciństwa. Newman wraca do nich jak do zapomnianej krainy łagodności. Brakuje tylko cichego szemrania wiekowego patefonu.

 

r_newman-4961650-1590000933Przekroczenie murów uniwersytetu w pierwszej chwili tej sielanki nie zmienia. Pojawia się tylko szlachetny posmak. Oto hymn uczelni napisany wedle wszelkich prawideł gatunku – wzniosły, potężny, budzący szacunek („Monsters University”). Pradawne mury kryją w sobie wiedzę wielu pokoleń potworów. Newman wydaje się to traktować zaskakująco serio, trudno odnaleźć w tej melodii mrugnięcie okiem do słuchacza. Chyba, żeby potraktować całą kompozycję jako jeden wielki żart – poważne potraktowanie mitu, którym bawi się film animowany.

 

Nawet jeżeli jest w tym pewna przewrotność, ukryta została bardzo konsekwentnie. Film uniwersytecki jest zasadniczo amerykańskim wynalazkiem, nawet starannie wyedukowani Anglicy nie mają chyba tylu interesujących produkcji na temat studiowania. W „Uniwersytecie Potwornym” amerykańskość została bardzo mocno podkreślona. Na ścieżce dźwiękowej aż roi się od podniosłych fanfar, samotna trąbka niesie ze sobą szlachetny patos, werble dodają wojskowego szyku. W niektórych momentach niemal widzi się oczami wyobraźni powiewającą flagę w biało-czerwone paski. Newman na tym nie poprzestaje. Bierze również na celownik najbardziej amerykański ze wszystkich gatunków – western.

 

Film, ogólnie rzecz biorąc, opowiada o bandzie nieudaczników, którzy odnoszą ostatecznie sukces. Ich zmaganiom towarzyszy temat mocno odwołujący się do klasyki westernu spod znaku Elmera Bernsteina. „Rise and Shine”, jeden z najlepszych utworów na płycie, w pełni pozwala mu wybrzmieć. To dynamiczna melodia prowadzona głównie przez trąbki, tutaj wzmocniona werblami. Ma w sobie ducha przygody i swoisty tryumfalizm. Siedmiu potwornych wspaniałych (biorąc pod uwagę liczbę głów) nie wypada więc wiele gorzej od ich kolegów w kowbojskich kapeluszach. Znacznie słabiej rzecz wygląda, gdy Newman próbuje im się przyjrzeć nie od heroicznej, a lirycznej strony. Serwuje wówczas nieco bezbarwny temat na smyczki („Goodbyes”) – ładny, ale do bólu porządny i konwencjonalny.

 

Być może na tym polega największy kłopot z „Uniwersytetem…” zbyt kurczowo trzyma się konwencjonalnych rozwiązań. Przez większość czasu to niestety ciepłe kluchy, jakoś pozbawione energii i zadziorności. Co prawda zdarzają się niezłe dynamiczne momenty, jak chociażby pełne mocnych wejść dęciaków i zwieńczone niespodziewanie gitarą elektryczną „Scare Pig”, ale tempo jeszcze energii nie czyni. Tym większym blaskiem lśni „Stinging Glow Urchin” W pierwszej części jest tajemnicze i nabiera rozmachu, ale w drugiej to już szalony rajd, który spokojnie odnalazłby się w „Potworach i spółce”. Newman nie stara się przy tym nawiązywać do hitu sprzed 12 lat. Właściwie tylko w „Field Trip” znajdują się do niego jednoznaczne odniesienia, lecz trudno się dziwić – towarzyszy wydarzeniom dziejącym się w przyszłym miejscu pracy Mike’a i Sulley’a.

 

Budzi uznanie, iż Newman wybrał dla kontynuacji znanego przeboju zupełnie inną muzyczną drogę. W dużym stopniu zresztą trafioną. Kompozycja dobrze sprawdza się w obrazie, ładnie akcentuje poszczególne wątki i bohaterów (szczególnie budzącą grozę panią dziekan), przeszkadza jej tylko zachowawczość, być może niepotrzebnie uparta konsekwencja. Cały obrazek jest ładny, elegancki w niemal williamsowskim stylu. Klimatem przypomina czasem „Ratatuja” Michaela Giacchino. Tylko zdecydowanie zbyt łatwo oderwać od niego uszy w poszukiwaniu bardziej soczystych dźwięków. Pozostając w uniwersyteckiej konwencji: trzy z plusem, panie Newman, ale stać cię na więcej.

Autor recenzji: Jan Bliźniak
  • 1. Main Title
  • 2. Young Michael
  • 3. First Day at MU
  • 4. Dean Hardscrabble
  • 5. Sulley
  • 6. Scare Pig
  • 7. Wasted Potential
  • 8. Oozma Kappa
  • 9. Stinging Glow Urchin
  • 10. Field Trip
  • 11. Rise and Shine
  • 12. The Library
  • 13. Roar – Axwell
  • 14. The Scare Games
  • 15. Did You Do This?
  • 16. Human World
  • 17. The Big Scare
  • 18. Goodbyes
  • 19. Mike and Sulley
  • 20. Monsters University
3
Sending
Ocena czytelników:
3 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Asian X.T.C

Asian X.T.C

Rocznie na całym świecie powstaje mnóstwo filmów i nie mniej ścieżek dźwiękowych jest wydawanych na płytach. Zapoznawanie się z nimi wszystkimi jest z oczywistych powodów niemożliwe, dlatego nikt tak naprawdę nie wie ile arcydzieł i naprawdę świetnych ścieżek...

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...