Kiedy wydaje się, że temat finansowych przekrętów na najsłynniejszej ulicy w Nowym Jorku został już wyczerpany („Wilk z Wall Street”, „Big Short”), kwestię tą postanowiła poruszyć Jodie Foster. Nakręcony przez nią „Money Monster” to sprawnie zrealizowany thriller, gdzie punktem wyjścia staje się "zgubienie" 800 mln dolarów pewnej bardzo szanowanej firmy. Jeden z tych, co zainwestował swoje pieniądze, chce się o nie upomnieć, biorąc za zakładnika prowadzącego ekonomiczny, tytułowy program, który doradzał inwestowanie w daną spółkę. Film dostarczają wiele rozrywki i trzyma w napięciu, zachowując dobre tempo, zaś przed kamerą widzimy takie sławy jak George Clooney czy Julia Roberts.
Podświadomie byłem też spokojny o muzykę. Foster często pracowała z Markiem Ishamem („Wakacje w domu” czy „Arkangel” – wyreżyserowany przez nią odcinek kultowego serialu „Black Mirror”), więc byłem pewny angażu tego artysty. Stało się jednak coś zupełnie zaskakującego: za oprawę miał odpowiadać mało znany Dominic Lewis – podopieczny dość nieobliczalnego Henry’ego Jackmana (jest on także odpowiedzialny za produkcję).
I pierwszym, co rzuca się w uszy, jest bardzo znajomy styl pisania, mocno czerpiący z dokonań Harry’ego Gregsona-Williamsa oraz innych mafiozów z gangu RCP (Raczej Ciężko Przyłożymy), czyli samplowana sklejka elektroniczno-symfoniczna. Nie oznacza to, że nie można tutaj napisać czegoś zapadającego w pamięć. Takie jest otwierające całość „Opening Bell”, będące czymś w rodzaju czołówki do programu telewizyjnego w modnym stylu retro, gdzie elektronika w połączeniu z mocną perkusją oraz ambientem daje prawdziwego kopa (prawie jak z jakiegoś utworu New Order).
Ale ponieważ jest to thriller, muzyka musi odpowiednio budować napięcie i robi to w znanym stylu.Mamy mieszankę sampli z pozornie żywym instrumentarium (smyczki, fortepian) – jak w wyciszającym „Bear Market” czy troszkę nerwowym „Bear Market” – tworzącą bardzo intrygujący motyw. Maestro nie zapomina bardziej podkręcić tempa, w czym pomagają agresywne fragmenty. Tutaj elektroniczno-ambientowe wstawki mogą poszaleć, choć nie brakuje drobnych szczególików w rodzaju tykającej perkusji („Triple Buy”, „Human Error”), krótkich uderzeń klawiszy fortepianu („Molly”), dramatycznych solówek skrzypiec („High Frequency Freud”), dziwacznie odbijającego się, zmielonego tła („Hostile Takeover”) czy wręcz horrorowych smyczków („Hostile Takeover”, „Rallying Market”). Nie jest to prosta, mechaniczna konstrukcja, ale bardzo kreatywna, żyjąca swoim życiem oprawa, jaka spokojnie mogłaby powstać z piętnaście lat temu. A im bliżej końca, tym więcej frajdy daje.
Muszę przyznać, że mimo pewnych ogranych nut (fortepian w „Market Crush”) czy stylistyki, muzyka Dominica Lewisa wnosi do filmu świeżość, sprawdzając się na ekranie więcej niż dobrze. Sprawnie buduje napięcie, unika monotonii, serwuje nawet parę solidnych tematów. „Money Monster” pokazuje ile jeszcze można wycisnąć z elektroniczno-orkiestrowego brzmienia, bez pójścia na łatwiznę, z klasą oraz odrobiną kreatywności. Także samo wydanie i jego przystępny czas trwania pomaga wejść w ten świat. I za to dam 3,5 nutki.
0 komentarzy