Kompozycja Christophera Gordona do filmu “Mao’s Last Dancer" zdołała już uzyskać miano jednej z najlepszych, jeśli nie najlepszej ścieżki 2009 roku. Jest to w pewnym sensie zaskakujące, co wcale nie znaczy, niezasłużone. Zrealizowana w Australii biografia chińskiego baletmistrza, Li Cunxin, który jako dziecko został zabrany z rodzinnej wioski, by uczyć się tańca, a potem, jako młodzieniec trafił do Stanów Zjednoczonych, by zostać tam już na stałe, to ciekawy, wzruszający film, w którym jest wiele miejsca dla muzyki. Dzieje się tak za sprawą profesji głównego bohatera, ale także dzięki wielu scenom właściwie pozbawionym dialogów. Christopher Gordon mógł zatem pozwolić sobie na rozwinięcie skrzydeł i muzycznie uzupełnić filmowe wątki.
Jednym z podstawowych problemów przedstawionych w "Mao’s…" jest konfrontacja komunistycznej rzeczywistości Chińskiej z demokratycznymi Stanami Zjednoczonymi. Ten konflikt został interesująco zaprezentowany przez kompozytora. Do ilustracji ojczyzny bohatera zastosował szereg instrumentów etnicznych. Pojawiają się on jako tło do jego wspomnień, czy też w istotnym momentach związanych z jego narodową tożsamością. Są to utwory skromne, nawet ascetyczne, a efekt ten nasila się im głębiej wnikają w przeszłość Li. W tych sekwencjach (pomijając sceny tańca) muzyka odgrywa najważniejszą rolę. Kiedy Gordon opisuje Amerykę (a warto zaznaczyć, iż dzieje się to niezmiernie rzadko) stosuje już typowo zachodnie brzmienie orkiestry symfonicznej, pozwala sobie także na większy rozmach.
Towarzyszy on także długim scenom tańca. Twórcy filmu postanowili oprócz zastosowania muzyki z oryginalnych przedstawień baletowych, poprosić także Gordona o skomponowanie kilku nowych. Dzięki temu powstało wspaniałe "Madam’s Model Ballet", do którego główny bohater tańczy w propagandowym chińskim przedstawieniu. Muzyka Gordona pojawia się także w trakcie prób i ćwiczeń, staje się więc nie tylko ilustracją obrazu, ale też istotnym jego elementem.
Komfort jaki daje pewność, iż w filmie pojawią się duże fragmenty muzyki, w sposób naturalny sprawił, iż ścieżka do "Mao’s Last Dancer" jest w duże mierze autonomiczna. Takie utwory jak "Village Life" czy "Pas De Deux" stanowią zamkniętą całość. Tan ostatni zresztą, stanowiący temat miłosny, nieco wyróżnia się na tle pozostałych. To urocza, klasyczna melodia napisana jedynie na fortepian, powtórzona w "Village Dance and Finale" nabiera rozmachu, ale na dobrą sprawę jest bardzo skromna i subtelna. W kontekście utworów o chińskiej atmosferze lub baletowych przepychu, brzmi zaskakująco i, mimo pewnej nieefektowności, zwraca uwagę.
Sporo jest więc w partyturze Gordona pereł i perełek, które cieszą ucho miłośników muzyki filmowej. Przy całej znakomitości, ścieżka Gordona to jednak niekoniecznie to na co od dobrych kilku lat czekają fani ścieżek dźwiękowych. Nie jest to z pewnością ścieżka genialna, właściwie w żadnym punkcie nie potrafię jej uznać za nowatorską, nie stanowi intelektualnego, ani estetycznego wyzwania. Od kilku lat powtarzają się narzekania, że muzyka filmowa jest wtórna, zjada własny ogon, nie otwiera się na nowe horyzonty. Niezależnie od tego, czy się z tym zgadzam czy nie, "Mao’s Last Dancer" to nie jest kompozycja, która mogłaby odwrócić tego rodzaju trend. Co zatem stanowi o jej sile? Co zdecydowało o jej sukcesie?
Otóż chyba właśnie jej klasyczna, nie wychodząca przed szereg forma i lekkostrawna treść. Nie twierdzę, że jest banalna, bo jest pięknym, szlachetnym, precyzyjnie i subtelnie wykończonym dziełem – zrobionym jednak ręką rzemieślnika nie artysty. Właściwie nie może się nie podobać (ale może zostać zignorowana), ma momenty niemal błyskotliwe i wiele takich, do których chętnie się wraca, nie ma jednak pretensji (czy może ambicji), by wznieść się oczko wyżej. Nie przeczę, że to jedna z najlepszych partytur 2009 roku i nie uważam, by niezasłużenie zbierała laury – pytanie, czy tylko jej jakość o tym zdecydowała, czy też miałkość konkurencji? Dyskusja nad kompozycją Christophera Gordona mogłaby się stać dobrym wstępem do dyskusji nad tym, czego oczekujemy od muzyki filmowej. Ja, z całym szacunkiem, oczekuję czegoś więcej.
0 komentarzy