„Malena” – to dzięki temu filmowi cały świat usłyszał o Monice Bellucci. I nie ma co się dziwić, bo wygląda w nim po prostu zjawiskowo. Na szczęście nie jest jedynym atutem dzieła Giuseppe Tornatore. Mamy świetną historię młodego chłopca zafascynowanego tytułową kobietą, która wywołuje zazdrość u pań i pożądanie mężczyzn. Do tego dochodzą piękne zdjęcia, bezbłędna realizacja, no i rzecz jasna piękna muzyka.
Za nią odpowiada najbliższy współpracownik reżysera – Ennio Morricone. I muszę przyznać, że kompozycje na ekranie nie zawodzą. Całość tej ponad 45-minutowej konstrukcji oparta jest tutaj na trzech motywach. Pierwszy to temat Renato, który szpieguje Malenę. Gra wtedy delikatny fortepian, powolne trąbki oraz nostalgiczna gitara akustyczna, budująca nastrój. W środku utworu pojawia się marszowa melodia przypominająca nam, że trwa wojna. Czasami Włoch pozwala sobie tu na fantazję (przyśpieszona gra skrzypiec w środku „Passeggiata In Paese”).
Drugi temat dotyczy samej bohaterki i pojawia się już w utworze tytułowym – ciepłe i powolne smyczki z bardzo subtelną solówką skrzypiec oraz klarnetem. Najpełniej ten temat płynie w „Malena (End Titles)”, który kompletnie bez sensu znajdziemy na płycie pod numerem szóstym. I w końcu ostatni motyw, który kompozytor zbudował w oparciu o piosenkę „Ma L’Amore No”, nadając mu lekko jazzowego brzmienia. Efekt znakomity – pięknie płyną smyczki, a saksofon dodaje smaku. Czy można lepiej zbudować temat miłosny?
Ale żeby nie było tak słodko, maestro serwuje odrobinę mroczniejszego brzmienia. Czasami są to melodie określające smutek i ból (m.in. „Visioni” z poruszającym saksofonem, fletnią oraz dość leniwą trąbką, czy „Nella Casa…” z delikatnymi skrzypcami oraz mandoliną), ale jest też ponury underscore („Linciaggio”, za pomocą nerwowych smyczków oraz dźwiękowej kakofonii dętej opisujący scenę linczu Maleny przez kobiety czy wojskowo-marszowe „Orgia”), jaki świetnie sprawdza się tylko na ekranie.
Na szczęście kompozytor ma jeszcze jednego asa w rękawie, a mianowicie „Cinema D’Altri Tempi”, który jest hołdem dla starego kina. Czuć w nim zabawę różnymi gatunkami oraz konwencjami: od kina grozy (nerwowe smyczki na początku), przez przygodę (podniosła fanfara), aż do love story (delikatne skrzypce, flety i harfa). Nieprawdopodobna podróż i perła w koronie tej pracy.
Ta niezwykła muzyka w samym filmie sprawdza się bez zarzutu, budując atmosferę. Ma jednak kilka wad. Po pierwsze, dość ciężki i nieprzyjemny underscore. Po drugie, wtórność, bo czuć tutaj inne ścieżki kompozytora, jak „Dawno temu w Ameryce” (temat Maleny), „Coś” (underscore) czy „Bugsy” (podobne tempo, trąbki). I po trzecie, samo wydanie, choć zawiera całą ilustrację, jest dość chaotycznie ułożone. Nie zmienia to jednak faktu, że to bardzo interesująca i miejscami zmysłowa partytura, pachnąca prowincją Italii.
0 komentarzy