Przyznam szczerze, że nie miałem najmniejszego zamiaru wybierać się na film "Mała wielka miłość". Ot kolejna komedia romantyczna, wypchana po brzegi piosenkami i ładnymi twarzyczkami młodych aktorów. Jednak kiedy kompozytor muzyki do tego obrazu – Piotr Komorowski – przysłał mi fragmenty swojej ścieżki dźwiękowej, poważnie zacząłem się zastanawiać nad kupnem biletu do kina. Oficjalny soundtrack z "Małej wielkiej miłości" składał się z piosenek oraz kilku fragmentów muzyki ilustracyjnej skalanych filmowymi dialogami. Jednak dzięki uprzejmości Piotra Komorowskiego miałem szansę zapoznania się z całością jego muzyki, jaka pojawiła się w filmie. To co usłyszałem nie mogło pozostawić mnie obojętnym, dlatego postanowiłem o tym napisać. Jednocześnie z przykrością muszę uprzedzić, że opisywanej tutaj płyty nie znajdziecie w żadnym sklepie. Jest to wyłącznie promo kompozytorskie, stworzone i udostępnione przez Piotra Komorowskiego na potrzeby tego tekstu…
Cała muzyka jest wykonywana przez fortepian z towarzyszeniem orkiestry kameralnej. To bardzo klasyczny i elegancki zestaw instrumentów, którego możliwości kompozytor wykorzystał w zdumiewający sposób. Piotr Komorowski, mimo że jest dość nową postacią na polskiej scenie muzyki filmowej, jest także bardzo doświadczonym twórcą z ogromnym warsztatem. Przez wiele lat pracował jako dyrygent koncertując niemal na całym świecie. Znany jest także jako wyśmienity pianista o bogatym, klasycznym repertuarze. Dopiero od niedawna zajął się pisaniem muzyki do filmów a efekty jego pracy można było podziwiać chociażby w serialach "Magda M." czy "Samo życie". "Mała wielka miłość" to pierwszy kinowy projekt Komorowskiego, w którym pokazuje on wszystko to co ma najlepszego.
Mimo prostego składu instrumentów muzyka z "Małej wielkiej miłość" zaskakuje swoim bogactwem i siłą. Pojawia się tu kilka świetnych tematów, które nieustannie powtarzają się w różnych aranżacjach. Nie są to jednak żadne banalne melodyjki rodem z reklamy, ale naprawdę urokliwe motywy, których słucha się z prawdziwą przyjemnością. Ich kolejne wersje zaskakują delikatnością i równowagą, jakie cechują dzieła doświadczonych kompozytorów. W muzyce Piotra Komorowskiego smyczki to nie jest sekcja instrumentów, które zawsze grają razem i z równym natężeniem. Sporo tutaj subtelności, dynamiki i kontrapunktów, które tworzą piękną, zrównoważoną całość. Śledzenie każdej nuty tej muzyki to niezwykłe doświadczenie. Aż trudno uwierzyć jak jedna drobna zmiana harmonii smyczków może zmienić wymowę całej kompozycji z radosnej w tajemniczą, smutną, nostalgiczną. Takich subtelności jest tu mnóstwo.
Wiodącym instrumentem jest tutaj fortepian, na którym gra sam kompozytor. Po przesłuchaniu tej muzyki nie można mieć wątpliwość co do pianistycznych umiejętności Piotra Komorowskiego. Jego gra jest duszą tej muzyki – żyjącą i czującą. Sporo w niej emocji, delikatności i wyczucia, które od razu przypominają chociażby "
Pokutę" Dario Marianelliego. Dzieło polskiego kompozytora jest oczywiście bardziej stonowane i mniej melodramatyczne. Jednak nie brakuje tu nagłych uniesień i przypływów poruszających dźwięków. Pojawiają się tutaj także kompozycje bardziej beztroskie. Krótkie, skoczne dźwięki fortepianu i pizzicato smyczków wprowadzają komiczne akcenty, trochę przypominające komediowy styl Macieja Zielińskiego (utwór "Samochód").
Trudno się doszukać jakichkolwiek wad w muzyce Piotra Komorowskiego. Pełnymi garściami czerpie ona z nowoczesnych, minimalistycznych trendów i sposobów orkiestracji, a jednocześnie czuć w niej to staromodne brzmienie, znane chociażby z prac Zygmunta Koniecznego. Swoją lekkością i subtelnością doskonale wpisuje się w gatunek filmowy, jakim jest komedia romantyczna a jednocześnie daje prawdziwą przyjemność ze słuchania jej nawet bez znajomości obrazu. Miejscami nasuwały mi się porównania z "
Holiday" Hansa Zimmera. To taki niezwykle ciepły i pogodnie nastrajający wypełniacz powietrza, który kreuje miły klimat zarówno w pogodny wiosenny ranek, jak i romantyczny wieczór przy świecach.
Wręcz ciśnie się tutaj nawet porównanie do "To właśnie miłość" i muzyki Craiga Armstronga. Obie te ścieżki dźwiękowe wlewają podobne, przyjemne ciepło do serca i pozwalają poprawić sobie humor. Zresztą obie też nie zostały wydane na płytach. Miejmy jednak nadzieję, że pewnego dnia muzyka Piotra Komorowskiego z "Małej wielkiej miłości" trafi na sklepowe półki, w takiej postaci jak na to zasługuje. To bardzo stylowa i elegancka ścieżka dźwiękowa z klasą i choćby dla niej warto wybrać się do kina na film. Jeśli zamkniecie oczy i nadstawicie uszy, będziecie naprawdę usatysfakcjonowani.
PS Serdecznie dziękuję Piotrowi Komorowskiemu za udostępnienie tej muzyki.
0 komentarzy