2010 rok był dla fanów serialu "LOST" rokiem niezwykłym. Ku rozpaczy wielu, kończyła się ich wieloletnia przygoda z ukochaną produkcją, ale za sprawą wytwórni Varese Sarabande, światło dzienne ujrzały wielce oczekiwane soundtracki z dwóch ostatnich sezonów serialu, które stanowiły niejako sentymentalny powrót do serii niesamowitych wydarzeń i ulubionych bohaterów "LOST". Idąc koleją rzeczy, treścią recenzji będzie sezon 5, który jest niejako zwiastunem wielkich rzeczy mających dopiero nadejść…
Płyta wydana w formie fizycznej 11 maja 2010, jest upchana po brzegi niczym najlepsze albumy Jamesa Hornera, choć najwięksi zapaleńcy i tak zauważą tu brak muzyki z czterech epizodów (w tym ze świetnego "Jughead") i będą kręcić nosem, że z większości odcinków, na płytę trafiły jedynie pojedyńcze utwory. Muzyka, mimo iż ciepło przyjęta, nie do końca jednak wszystkich zadowalała. Chociaż chwalono niesamowity klimat, kunszt kompozycji, bogate, pomysłowe brzmienie i – jak zwykle – znakomite aranżacje, to niedosyt spowodowany brakiem pewnej świeżości, ogólną dusznością i ciężkostrawnością, a w szczególności deficytem nowych wiodących tematów, był odczuwalny. W sumie nie wiadomo z czego to do końca wynikało – z natury piątego sezonu, który na dobrą sprawę za wiele nowej muzyki nie potrzebował, czy z zapracowania Giacchino, który w 2009 roku "Star Trekiem", "Up" i "Land of the Lost" był zaabsorbowany podbijaniem Hollywood.
Przez niemal cały sezon Amerykanin opierał się na dobrze znanym już nam materiale, ale ponieważ baza tematyczna przez cztery sezony rozrosła się do epickich wręcz rozmiarów, wciąż dobrze jest przypomnieć sobie wiodące, 'lostowe' melodie – tym bardziej, że ich użycie jest zawsze uzasadnione i Giacchino nigdy dosłownie ich nie kopiuje, ciągle to ubierając je kolejnymi aranżacjami, które w większości przypadków zachwycają i dostarczają jeszcze większych wrażeń, niż ich poprzednie formy. Ze starych wyjadaczy dominują tu tematy Bena ("Making Up for Lost Time") i Locke'a ("Follow the Leader"), czyli postaci będącymi centralnymi charakterami tego sezonu. Ale rozbrzmiewają tu także takie szlagiery, jak (rzecz jasna) temat przewodni, temat "Oceanic 6" (oba w "Together or Not Together"), czy "Życia i Śmierci" (drobne zacięcie w końcówce "The Incident", gdzie wymieszany z tematem Juliet zapowiada… w sumie łatwo się domyśleć co…).
Oczywiście nie jest tak, że Giacchino całkowicie poszedł na łatwiznę i nie przedstawił w piątej odsłonie tego popularnego serialu nic nowego. Jako pierwszy w "The Swinging Bendulum" (około 3:40) wchodzi posępny, nieco herrmannowski motyw Eloise Hawking. Dla innych trzecioplanowych postaci, kompozytor również przygotował po drobnym motywie – liryczny dla Daniela Faradaya ("For Love of the Dame") i, niemalże spirytystyczny w wymowie, świetnie oddający naturę postaci, jaką jest Miles Straume ("I Hear Dead People"). Wyjątkowej urody jest miłosny temat Sawyera i Juliet "La Fleur", który pobrzmiewa jeszcze na początku "Sawyer Jones And The Temple Of Boom". A skoro już przy tym tracku jesteśmy, to tu również natkniemy się kolejną "nowość". Mianowicie kompozytor, który słynie z tzw. "easter eggów" (pochodzący z LOST motyw Jacka dla postaci Matthew Foxa w "Speed Racer", żołnierski temat w "Super 8" z "Secret Weapons Over Normandy", temat Sawyera dla Josha Hollowaya w "Ghost Protocol"…), przygotował dla fanów pewnej serii gier nie lada gratkę. A mianowicie, co sam nie raz podkreślał, za motyw łodzi podwodnej obrał sobie… motyw łodzi podwodnej z gry "Medal of Honor". Jednak ci, co narzekali na brak mocniejszych tematów, takich jak wspomniany już znakomity "Oceanic 6" z poprzedniego sezonu, mogli w ostatnim odcinku, dwuczęściowym finale "The Incident", doznać sporego zaskoczenia i wreszcie poczuć na własnej skórze to przyjemne uczucie, towarzyszące oglądaniu najlepiej zilustrowanych muzycznie scen serialu. Otóż na koniec kompozytor przygotował małe co nieco, czyli niezwykle mistyczny temat, jednej z najbardziej tajemniczych postaci serialu – Jacoba (znakomite, choć w wersji albumowej skrócone "The Tangled Web"), który tak na dobrą sprawę dopiero w sezonie szóstym da o sobie dobrze znać, choć i tutaj jeszcze go trochę usłyszymy, m.in. lekko zaakcentowany w "Blessings and Bombs" i bardziej rozwinięty w "Jacob's Stabber" (tak przy okazji, kolejna na krążku świetna nazwa kompozycji). Ostatecznie z finału na soundtrack trafiło aż 7 utworów, gdzie prym wiodą dwa warte wspomnienia, kapitalne utwory akcji – "The Incident" i "Dharma vs Lostaways", jedne z najlepszych skomponowanych na rzecz tej serii. Całość kończy ww "Jacob's Stabber", prawdopodobnie najbardziej niesamowita kompozycja "LOST", która doskonale oddaje klimat scen dziejących się w statule – popisowo grają tam tematy dwojga zainteresowanych, czyli Bena i Jacoba.
Piąty sezon "LOST" z pewnością nie zalicza się do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych scorów w odbiorze, nawet jak na standardy tej serii. Muzyka, szczególnie dla nieobeznanych w temacie, potrafi brzmieć dość niewygodnie, a nawet nieprzyjemnie (mocarna końcówka "For Love Of The Dame"), a konstrukcja długich utworów, które całą swą rozciągłością ilustrują kolejne, następujące po sobie, czasami dość różnorodne sceny, może sprawiać wrażenie chaotyczności. Z całą pewnością nie jest to typ muzyki do pokiwania głową czy tupania nóżką, nie ma tu miejsca na spektakularne wybuchy orkiestry, czy wpadające do głowy ładne melodyjki. Przez większość czasu panuje tu mroczny, surowy i duszny klimat, co raz przerywany ładnym lirycznym graniem, czy też agresywną, prowadzoną przez waltornie i puzony, w akompaniamencie pędzącej na urwanie głowy sekcji smyczkowej, akcją. Giacchino, jak w żadnym innym sezonie, a nawet w karierze, osiągnął tu mistrzostwo w dziedzinie suspensu i underscoru, który na takim poziomie w dzisiejszej muzyce filmowej jest wręcz niespotykany. Sposób jego budowania, konstrukcja, siła wyrazu… – wystarczy zanurzyć się w takich kompozycjach jak "The Swinging Bendulum", "Follow The Leader", "Dharma Disaster", czy "Jacob's Stabber", by zrozumieć o czym mowa. Zresztą z doświadczeń tu zdobytych, kompozytor będzie korzystał w swoich późniejszych filmowych pracach, takich jak "Let Me In" ("Dread On Arrival") czy "Super 8" ("Creature Comforts").
Score z piątej serii z całą pewnością nie należy do najlepszych odsłon "Zagubionych" – osobiście wolę sezony 1, 3, 4 i 6. Ale jest to na pewno muzyka najciekawsza i zarazem najbardziej wykwintna i dojrzała, toteż z wszystkich albumowych "Lostów", właśnie do tego zdarza mi się wracać najczęściej. Bardziej, niż o samą słuchalność, chodzi tu o wsłuchiwanie się, analizowanie, wyłapywanie smaczków i doznawanie muzyki na poziomie emocjonalnym. Dlatego też w pełni muzykę tę zrozumieją i docenią osoby dobrze znające sam serial, jak i poprzednie soundtracki z serii. Pozostali, pragnący czysto rozrywkowych wrażeń, poza paroma wyjątkami – "La Fleur", "The Tangled Web", "Dharma vs Lostaways", "The Incident" – nie mają tu za bardzo czego szukać…
Dobra muzyka, pod względem technicznym bezbłędna choć na pewno w pełni zyskuje jak się zna serial.
Dobra recenzja i gratuluję udanego debiutu 😉