Pierwszy sezon przebojowego serialu "LOST – Zagubieni" wprowadził na ekrany telewizorów całkowicie nową jakość, która wyznacza teraz ścieżki dla niejednej produkcji – także kinowej. Historia grupy rozbitków z katastrofy lotniczej, która musi przetrwać na bezludnej wyspie kryjącej w sobie mnóstwo niezwykłych tajemnic (w tym także tą, czy faktycznie jest bezludna), zaskarbiła sobie serca widzów. Natychmiast producenci podjęli decyzję o kontynuacji. A później następnej, i następnej. Dziś już czekamy na piąty sezon, a wiadomo, że ma być ich – uwaga, uwaga – siedem! Niebezpieczny plan, bo nie licząc kilku absolutnie marginalnych przypadków, w szóstym sezonie nawet najlepsi uginają się pod ciężarem fanowskich wymagań. "24 godziny", "Z archiwum X", "Ostry dyżur"… to tylko niektóre przykłady seriali, które po prostu trwają, lub trwały za długo. Czy ojcu "LOSTa", J.J. Abramsowi, noga się nie podwinie, jeszcze zobaczymy. A tymczasem: muzyka.
Od finału trzeciego sezonu minęło już sporo czasu i co poniektórzy fani muzycznej warstwy "LOST – Zagubionych" zaczynali się już niecierpliwić. Ale warto było czekać – niedawno wydany przez Varese Sarabande trzeci soundtrack z serialu robi wrażenie. Nie tylko artystyczne, powracając do poziomu z pierwszej płyty, który nieco spadł w drugim albumie, ale też w kontekście czysto-fanowskim. Już wyjaśniam: Ścieżkę dźwiękową z trzeciego sezonu wydano na dwóch płytach. Pierwsza zawiera tradycyjny przegląd muzyki napisanej przez Michael Giacchino na potrzeby sezonu, w którym znalazły się zarówno najlepsze tematy serii, jak i kilka nowych aranżacji już znanych motywów z pierwszego i drugiego soundtracku. To co stanowi o szczególności wydania, to płyta druga z pełnym scorem dwóch ostatnich epizodów: "Greatest Hits" oraz podwójnego finału, "Through the Looking Glass" – znający serial wiedzą, że na dobrą sprawę był to pełnometrażowy film, stąd muzyki z niego nie powinno zabraknąć. Brzmi zachęcająco?
Ilustracja muzyczna pierwszego sezonu zabierała słuchacza w podróż, której nikt po kompozytorze się nie spodziewał – pełną świeżych i kapitalnych rozwiązań oraz tematów, obok których nie można przejść obojętnie. Muzyka z drugiej serii rozczarowała przesadną długością i brakiem motywów, które zapadły by głębiej w pamięci słuchacza. W zamian Giacchino zaoferował techniczny majstersztyk, który dla wyrafinowanego ucha stanowił ucztę niemal tak wykwintną, jak ta zaserwowana nam kilka lat temu przez Dona Davisa w trylogii "Matrix". Ale po premierze ścieżek dźwiękowych z takich filmów jak "M:I III" czy "Speed Racer", opanowane do perfekcji prowadzenie orkiestry przez kompozytora, nie jest już niczym nowym. Teraz przydałoby się dodać do tego parę tematów zapierających dech w piersiach. I to może zapewnić soundtrack z trzeciego sezonu.
Album z trzeciej serii jest dwa razy dłuższy od tego z drugiej, w końcu mamy w nim aż dwie płyty, ale pierwsza z nich, będąca odpowiednikiem poprzednich ścieżek dźwiękowych nie nudzi i nie nuży. Przeciwnie, wzbudza w słuchającym zainteresowanie czy nawet zaintrygowanie.
Zaczyna się nietypowo, bo nie od tradycyjnego "Main Title", a od "In With A Kaboom!" – i to faktycznie jest takie "kaboom" na sam początek. Giacchino od początku wprowadza nas w charakterystyczną stylistykę muzyki z "LOST" za pomocą "przeciąganych" smyczków i postukujących w tle bębnów. Od mniej więcej połowy utworu skrzypce milkną, a do głosu dochodzą agresywne instrumenty perkusyjne z kotłami i wystukującymi rytm dźwiękami przypominającymi uderzenia w metalowych rurach. Po kilku sekundach wraca sekcja smyczkowa naśladująca lot trzmiela. Utwór kończy zawodzący dźwięk trąby i wieńczące większość utworów ze ścieżek dźwiękowych z serialu "wybuchowe zakończenie" (uderzenie "cyfrowego" kotła). Później na płycie następuje już wspomniane "Main Title", które skomponował pomysłodawca serialu, J.J. Abrams. Ten kilkunastosekundowy, mroczny akord jest już wizytówką serialu i ciężko wyobrazić sobie soundtrack spod szyldu "Zagubionych" bez jego obecności. Nawet jeśli nie niesie za sobą innych walorów, niż samo bycie na płycie.
Te dwie kompozycje zdradzają kierunek w jakim idzie cały album. Trzeci serialowy sezon jest znacznie mroczniejszy od poprzednich. Brutalniejszy, bardziej tajemniczy, sięgający do najciemniejszych otchłani ludzkiej psychiki i instynktów. Bohaterowie giną, cierpią i prowadzą między sobą psychologiczne gierki, jakich widz nie uświadczył w poprzednich seriach. Muzyka odwzorowuje ten kierunek przybierając jeszcze bardziej ponure i agresywne rysy. Giacchino jednocześnie nadal trzyma się swoich założeń: styl jaki prezentuje jego score bliski jest klasykom muzyki filmowej, gdzie najistotniejsza była rola poszczególnych instrumentów w konkretnych scenach – z tego wynika wybitna wręcz ilustracyjność muzyki i brak większej obecności tematów typowo-melodyjnych. Podobnie było na drugim soundtracku. Pojawia się więc pytanie w czym ten jest lepszy od poprzedniego? Odpowiedź nie będzie jednoznaczna, bo wyjątkowo subiektywna – tematy znajdujące się na płycie z trzeciego sezonu, zwyczajnie wydają się ciekawsze. Rozłożenie ich na płycie jest milsze dla ucha – ciężki w odbiorze suspens i muzykę akcji przedzielają motywy liryczne i dramatyczne. Częściej pojawiają się też utwory opatrzone chwytliwą melodią, lub zajmującym uwagę słuchacza zestawieniem instrumentalnym, albo po prostu oryginalną rytmiką.
Najlepszy będzie przykład: ciąg utworów od czwartego do ósmego. Rozpoczyna "Fool Me Twice" z dwoma intrygującymi momentami: pierwszym, znanym z poprzednich sezonów harmonicznym prowadzeniem melodii przez sekcję smyczkową i dętą, a także momentalnie zastępującym go drugim, gdzie pojawia się podobna melodycznie gra fortepianu i bębnów. Z kolei zaraz po nim następuje "Pagoda Of Shame", odprężający, miły dla ucha utwór oparty całkowicie na spokojnych skrzypcach i subtelnym fortepianie. Dalej pojawia się temat Wyspy, "The Island", tworzący mroczną atmosferę tajemnicy poprzez harmoniczne tło dzwonków i cymbałków (kłania się Thomas Newman!) oraz budowaną przez skrzypce i sekcję blaszaną i perkusyjną niepowtarzalną melodykę. Następny "Eko Of The Past" to już underscore w najczystszej postaci z pełną siły sekcją dętą. Ciąg kończy "Church Of Eko's" kolejny liryczny temat na smyczki, już nie z tak przyjemną melodią, bo bardziej skoncentrowaną na tajemnicy jaką owiany był Eko, jeden z głównych bohaterów serialu, aniżeli na wywoływaniu lżejszych uczuć w słuchaczu. Niemniej utwór odpręża po mocarnym "Eko Of The Past" i daje chwilę wytchnienia przed kolejnym atakiem suspensu i muzyki akcji ("Leggo My Eko"). I tak to właśnie cudownie działa. Oczywiście to nie jest tak, że cała płyta skonstruowana jest na zasadzie analogicznych cyklów tematycznych – różnią się one ilością utworów i kolejnością rozłożenia poszczególnych, muzycznych środków – ale taki jest mniej więcej ogólny zarys płyty, wyważonej mieszanki suspensu, akcji i liryki.
Na potrzeby trzeciej serii kompozytor napisał kilka nowych tematów, o których nie sposób w tym miejscu jeszcze nie wspomnieć. Szczególnie wyróżnia się "Ocean's Apart" – to wzruszający, pełen emocji temat na skrzypce i fortepian. Jego wzniosłość może pozornie nie pasować do charakteru płyty, ale z uwagi na scenę (nie chcę w tym miejscu zdradzać fabuły) w jakiej go wykorzystano, ciężko wyobrazić go sobie inaczej, niż właśnie podniosły, wyciskający łzy temat. Mistrzowski w budowaniu napięcia jest "Under The Knife" podnoszący początkowo adrenalinę złowieszczymi sekcjami dętymi i smyczkowymi, by z czasem przejść w zaskakujące połączenie lirycznie prowadzonej melodii, przez skrzypce z silnie naznaczającymi swoją obecność bębnami w tle. Zwraca uwagę na siebie "Fetch Your Arm" żywo wzorujący się na oprawie muzycznej z "Lemony Snicketa" (znowu Newman) ze swoimi pianinem na niskich tonach, bębenkami i skrzypcami wygrywającymi groteskową melodię. Jednym z niewielu pozytywnych w wymowie utworów jest "Shambala" silnie kontrastująca z pozostałymi utworami na płycie. Temat od początku optymistycznie proponuje lekko zawadiacką, kołyszącą melodię na skrzypce i hawajską w brzmieniu gitarę.
Druga płyta jest nieco gorsza. Giacchino pisząc muzykę do finału sezonu bardzo się przyłożył, skomponował nowe tematy i opracował nowe aranżacje. Przypomina mi to trochę pracę Beara McCreary’ego, który na rzecz ostatnich odcinków trzeciego sezonu (na finał złożyły się trzy epizody) "Battlestar Galactica" skomponował całkowicie nową oprawę muzyczną, unikalną i nie powtarzającą się w poprzednich odcinkach. Nie sądzę jednak by tamtej ilustracji starczyłoby na osobną płytę – wszyscy pamiętamy jak średnio ciekawie wypadł soundtrack z pilota "BSG", czyli właśnie potrójnego, dla odmiany pierwszego odcinka. W przypadku "LOST" twórcy uznali jednak, że score’u starczy i wydadzą go w formie, którą można by określić jako "complete score". I tu niestety wyszło dokładnie jak w przypadku "Battlestara…" – za długo, zbyt monotonnie, a jednak – na wysokim poziomie technicznym.
Płytę otwiera osiem utworów z odcinka "Greatest Hits", które stanowią swoisty zbiór tego co najlepsze w ścieżce dźwiękowej Giacchino, podane tak by nie znużyć, nie wywołać uczucia deja vu, a dosłownie zauroczyć dziełem kompozytora i zdefiniować jego unikalny styl. Są więc tematy liryczne poświęcone wzruszającym scenom i losom bohaterów ("Ta-Ta Charlie", "Heirloom Holiday", "The Good, The Bad And The Ominous"), suspens budujący napięcie w kulminacyjnych scenach ("Charlie's Fate", "She's Dynamite"), action score (wykorzystujący temat z "Fool Me Twice", a później przechodzący w czystej wody suspens "Paddle Jumper") oraz underscore ("Greatest Hits"). Muzyka z "LOST – Zagubionych" w pigułce. Dalszą część płyty wypełnia ścieżka dźwiękowa z finału trzeciego sezonu, zatytułowanego "Through The Looking Glass" – tutaj poziom nieco spada. Odcinek jest jednym z najbardziej ponurych, co wpływa na kaliber tej muzyki. Jest mroczniejsza, pozbawiona akcentów optymistycznych i tematów na dłużej zapadających w pamięć. Przeważa okrutnie miałki underscore, którego jedynym atutem jest po mistrzowsku budowane uczucie niepokoju. Do jaśniejszych punktów należą tylko nowe aranżacje starych, dobrych motywów w utworach "Flying High" i "The Good Shepherd". Zapadają w pamięć także "Looking Glass Half Full" i muzyczny finał znany z każdego odcinka serialu, czyli "Lost – End Titles".
Dwu-płytowe wydanie muzyki z "LOST – Zagubieni" mimo pewnego zachwiania poziomu przez drugi dysk, daje doskonałe wręcz pojęcie o tym jak wygląda muzyczna strona serialu. Pierwsza płyta doskonale prezentuje ogólny styl całej serii, jakie brzmienie prezentuje, czego można się spodziewać po tej produkcji. Druga płyta natomiast nadaje całości charakter bardziej indywidualny. Przybliża widza do odcinków pokazując jak "brzmią" każde z osobna. Naprawdę ciekawe doświadczenie wynagradzające wszystkie wady.
0 komentarzy