Legendarna już dziś, młodzieżowa produkcja ocierająca się o horror, to jak dotąd jedyna współpraca Thomasa Newmana z reżyserem Joelem Schumacherem. Trudno się temu w sumie dziwić, gdyż styl kompozytora nie pasuje raczej do rozbuchanych, często krzykliwych klimatów, w których porusza się reżyser. Muzyka do „Straconych chłopców” stanowi więc wyjątek potwierdzający regułę? Nie do końca…
Przede wszystkim całkiem nieźle radzi sobie ona w filmie, dodając mu sporo nastroju i dramatyzmu. Nie jest to jakaś idealna symbioza, ale muzyka się sprawdza i nie wychodzi przed obraz, a to ważne. Co ciekawe, to właśnie Schumacher wymusił na Newmanie taki, a nie inny styl. Reżyser zażądał od niego „naprawdę chorej muzyki rodem z wesołego miasteczka”, która „musi być potężna i wkręcająca”. Newman przygotował więc kilka przykładowych sampli, ale każdy następny był przez Schumachera odrzucany. Kompozytor musiał więc ostro poeksperymentować z orkiestrą i elektroniką, w czym dobitnie pomogli mu muzycy z grupy Tokyo 77, do której wtedy należał. Finalny efekt jest więc jednym, wielkim, mrocznym eksperymentem, który poza filmem ma niewielką rację bytu.
Oczywiście na płycie jest parę wyjątków (jak świetnie horrorowe „You Must Feed”, czy rytmiczne „Borrowing the Car”), ale lwia część to jednak ponury underscore, wywołujący ‘jedynie’ ciarki na plecach. Wystarczy zresztą posłuchać przewodniego „To the Shock of Miss Louise”, aby zrozumieć, że mamy tu do czynienia z tworem co prawda wielce oryginalnym, ale też i mało słuchalnym. A za podsumowanie niech świadczy fakt, że jedną z ciekawszych melodii tej partytury jest ta najskromniejsza – „The Wind” wymaga wprawdzie sporej koncentracji i mnóstwa cierpliwości od słuchacza, ale potrafi zafascynować swoim spokojem, delikatnością i prawdziwym, gotyckim liryzmem.
Zupełnie inną atrakcją są umieszczone tu piosenki – w większości to niezłe lub bardzo dobre utwory, posiadające nieodłączny klimat nieśmiertelnych lat 80, ale niedrażniące ani trochę swoją archaicznością. Z łatwością podzielić je można na te lepsze i gorsze, ale generalnie trzymają dość równy poziom. I choć mi najbardziej przypadła do gustu piosenka przewodnia – czyli „Cry Little Sister”, które album otwiera – to jednak na pozostałe absolutnie nie mogę narzekać, bo i całkiem nieźle się przy nich bawiłem, przy okazji chłonąc nieprzerwanie ten ironiczny, ciemno-jasny klimat filmu, sympatycznie zwieńczony cytatem z tegoż.
Pozycję tę polecam więc przede wszystkim fanom, kultowego już, filmu Schumachera – oni także mogą do końcowej oceny swobodnie dodać jeszcze pół, a może nawet i oczko więcej. Pozostali melomani będą z pewnością zawiedzeni – szczególnie posępną, bardzo dziwaczną muzyką Newmana, która niespecjalnie nadaje się do słuchania. Całość ratuje co prawda oryginalny, mroczny klimacik, który da się lubić – z tym, że klimat ten posiada również podstawowe wydanie. I to je bardziej polecam osobom postronnym. Complete score jest bowiem pozycją dla wytrwałych, na którą może skuszą się jeszcze, w przerwie między posiłkami, jakieś wampiry…
P.S. Istnieje też „Deluxe Collector’s Edition”, który zawartością odpowiada powyższemu bootlegowi, ale zachwyca estetyką. Natomiast oficjalny soundtrack został wydany przez Atlantic Records i znajduje się na nim 10 utworów, z czego tylko jeden, ostatni jest Newmana.
Faktycznie rzecz hermetyczna, ale chyba nie aż tak. Ja w każdym razie nawet lubię niektóre skomponowane przez Newmana utwory (nie pomnę które, bo słuchałem tego jakiś czas temu), za to piosenki mnie odrzucają. W każdym razie trzy nutki się należą chocby za to, że to jeden z najbardziej nietypowych Newmanów.
Nie przepadam za tym składakiem. W filmie to wypada fajnie, ale albumowo już nie bardzo. Wolę tradycyjnego Newmana.