Tym razem zacznę od sedna recenzji, czyli od końca. „Lord of War” (którego polskie, wielce kontemplacyjne tłumaczenie wciąż jest dla mnie zagadką) to kapitalna porcja muzyki, stanowiąca miłą odskocznię od tradycyjnej orkiestry z jednej, a pulsującej elektroniki z drugiej strony. Kompozycja ta nie powala może swoją różnorodnością tematyczną i nie odkrywa Ameryki, ale – zupełnie jak film, który trafnie ilustruje – jest zwyczajnie świetną ilustracją, która podoba się i to bardzo. Zapewniam więc, iż nie zawiedziecie się i będziecie wracać do niej wielokrotnie. Moja końcowa ocena to czwórka z duuuużym plusem.
To pozytywne wrażenie całość zawdzięcza głównie wyróżniającemu się instrumentarium, jakiego nie ma się szansy zbyt często usłyszeć – zwłaszcza w hollywoodzkim kinie, szczególnie dziś. Pinto sięga tu m.in. po melodykę i chilijskie mandoliny („AK-47 Love”, „Little Odessa”), brazylijskie skrzypce rabeca („By Sea”), jak i równie ‘egzotyczne’ rodzaje gitar – południowoamerykańskie guitarron („Andina”, „Warlord”) i portugalskie cavaquinho („Ava's Arms”). Oprócz nich wykorzystuje rzecz jasna także i bardziej standardowe dla Zachodu basy, perkusję, fortepian, skrzypce, altówkę, wiolonczelę, gitarę zwykłą, keyboard i bębny. Uff… wbrew pozorom sporo tego, jak na bardzo skromną skądinąd ilustrację.
Taki zestaw dodaje zarówno odpowiedniej pikanterii, jak i sporej dozy romantyzmu. Ten drugi objawia się tu w dwojaki sposób – albo poprzez przeciągłe, piękne nuty opisujące miłość głównego bohatera i jego związek z nią (prześliczne „Ava’s Arms” – w filmie wspaniale zresztą kontrastujące z zachodem słońca, gdzieś na oceanie; czy też „The Promise” w typie kołysanki), albo też poprzez pewien pierwiastek nostalgii związany z rodziną, korzeniami i środowiskiem w jakim przyszło mu żyć („Little Odessa”, „Andina” oraz „AK-47 Love” o mocno rosyjskim posmaku). Bardzo ładnie uzupełnia się to z nieco bardziej posępnym i mocno refleksyjnym tematem głównym, jak i wszelkimi jego odnogami odnoszącymi się bezpośrednio do postaci Nicholasa Cage’a, jego życia oraz konsekwencji jego działań („Lord of War”, „Consequences & Loss”, „Truth”…).
Warto w tym miejscu wspomnieć także o użytej w filmie kompozycji Gustavo Santaolalli, „Coyita”, która pochodzi z jego albumu „Ronroco” (na którym znajduje się także słynne „Iguazu”) i swoimi gitarowymi dźwiękami bardzo ładnie wpisuje się w klimat i wydźwięk partytury Pinto – nie umieszczono jej jednak na albumie, choć trudno powiedzieć, żeby była to jakaś wielka strata. Zresztą i bez tego bliźniaczo podobne brzmienie, jak i powtarzalność niektórych tematów wprowadza miejscami lekką monotonność, w której można się zagubić. Na szczęście nie jest to nic, do czego można by się przyczepić na dłuższą metę. A poza tym sprawny montaż albumu bardzo pomaga w czerpaniu przyjemności z odsłuchu.
W dodatku mamy też chwytliwy action score, który w odpowiednich momentach uatrakcyjnia jeszcze bardziej obcowanie z tą ścieżką. Choć jest on skromny i zamyka się w dosłownie paru utworach, to bez problemu potrafi podnieść ciśnienie, wkręcić i zapisać się w pamięci słuchacza na dłużej. Nie mówiąc już o tym, jak rewelacyjnie wypada w samym filmie. Mam tu na myśli głównie świetne, bardzo rytmiczne „By Sea”, jak i jego powtórkę w równie dobrym, acz już pozbawionym tej mocy oddziaływania „By Air”. Nieco mniej wyszukana, bo oparta w zasadzie na ciągłych uderzeniach bębnów jest część „Love Deception”, w którym akcję bardzo zgrabnie połączono z suspensem i liryką. Troszkę szkoda, że nieco bardziej nie rozstrzelono tych ścieżek po albumie, gdyż z pewnością zróżnicowanie materiału byłoby wtedy ciut większe – a tak skondensowano je raczej w pierwszej połowie płyty, poświęcając ogólne wrażenie kosztem zachowania chronologii. Cóż, klarowność jest także cnotą.
Oprócz ilustracji Pinto znajdziemy tu jeszcze pieśń „Yakar Diamm”, z którą wiąże się pewna ciekawostka. Otóż wykonująca ją Céu (co w języku portugalskim oznacza dosłownie ‘niebo’; pełne dane artystki to Maria do Céu Whitaker Poças) przypadkiem spotkała Antonio Pinto w Nowym Yorku, w którym chwilowo akurat przyszło jej mieszkać. Kompozytor, mający wtedy finansowe problemy został niebawem jej współlokatorem. Później okazało się, iż jest on jej dalekim kuzynem, co poskutkowało zacieśnieniem więzi i dalszą współpracą. Oprócz „Lord of War”, do którego Céu napisała też utwór „Everything That Comes From The Earth”, Pinto pomógł wybrzmieć jej także w rodzimej produkcji „O Ano em que Meus Pais Saíram de Férias” (w którym śpiewa „Tropicália”) oraz współprodukował jej debiutancki album i piosenkę z tegoż, „Ave Cruz”. I tymże pozytywnym akcentem wypada zakończyć.
Do posłuchania!
P.S. W filmie pojawiło się także sporo piosenek, których pełna lista do znalezienia TUTAJ. W trailerach użyto natomiast przeboju The Propellerheads „History Repeating”, „Tommy Gun” słynnego The Clash oraz „Money (That's What I Want)” grupy The Flying Lizards.
0 komentarzy