Martin Riggs, Roger Murtaugh i Leo Getz – wszyscy oni powrócili w trzeciej części "Lethal Weapon". Nie zabrakło także charakterystycznych ról drugoplanowych, złego do szpiku kości czarnego charakteru oraz pięknej kobiety – tym razem jest to Rene Russo. I raz jeszcze (a jak się kilka lat potem okazało, to nie ostatni) udało się! Część trzecia dorównuje swoim poprzednikom, a miejscami jest nawet lepsza. I choć więcej tu wstawek komediowych, a całość jest bardziej na luzie, to jest to kolejna porcja świetnej rozrywki, która już na stałe zapisała się w sercach kinomanów. Ponieważ przy "trójce" pracowała ta sama ekipa, co poprzednio, toteż jasne jest, że nie mogło zabraknąć także Michaela Kamena wspomaganego przez saksofon Davida Sanborna i gitarę Erica Claptona. I co? I tutaj także udało się równie wyśmienicie! Zresztą słychać to już podczas projekcji filmu, z którym muzyka stanowi zgraną parę od początku do końca.
Płytę otwiera prawdziwa rewelacja, jaką jest piosenka "It's Probably Me" towarzysząca napisom początkowym filmu (świetne intro). Wykonuje ją Sting do spółki z Claptonem, a obok nich działał oczywiście sam Kamen. No i słychać też saksofon Sanborna, a to znaczy, że wszystko jest na miejscu. Cóż więcej? Właściwie od czasu jej powstania powiedziano o niej wszystko. Dla mnie jest to skończone arcydzieło i jedna z najlepszych piosenek filmowych, jaka kiedykolwiek powstała. Przebija nawet inne dokonanie Stinga na tym polu, jakim jest "Shape of my heart" z "Leona". Prawdziwa perła. Zaraz po niej słyszymy "Runaway Train" duetu Clapton-John. Ta piosenka pochodzi z kolei z napisów końcowych i trochę szkoda, że nie zamyka albumu – byłaby wtedy fajna klamerka. Też jest to dobre granie, choć nie umywa się nijak do "It's Probably Me". Obie jednak to swoisty wyznacznik filmu i obie mi się z nim mocno kojarzą (choć oczywiście ta pierwsza bardziej ;).
Po piosenkach, tak samo jak w poprzednich częściach (w jedynce w pierwszym wydaniu też tak było przecież :), mamy score, który dopełnia płytę do 10 utworów. Tym razem jest tu o jedną ścieżkę więcej, niż na płycie z drugiej części. Czasowo jednak płyta wypada trochę krócej od tamtej. Jakościowo natomiast są podobne. Tak jak i tam, także i tu mamy ilustracje muzyczne z najważniejszych filmowych wydarzeń. Ma więc swój temat raz jeszcze Leo, jest miejsce dla Riggsa i Rogera, ma swoje 5 minut Lorna oraz sceny akcji z finałowym pojedynkiem włącznie. Wszystkie nietrudno jest tu odnaleźć, gdyż ponownie nazwy odpowiadają szczegółowo wydarzeniom z filmu.
Zaczyna się od opisu początkowego wybuchu w "Grab The Cat". Utwór odpowiada mniej więcej większości muzyki, jaką znajdziemy na CD. Jest tu oczywiście zadziorny i nie do końca poważny saksofon, jest cała otoczka, a w jednej chwili pojawia się też nowy motyw akcji. Kawałek jest jednak bardzo krótki i ledwo zdążył się rozwinąć w pełni, a już mamy następny fragment, jakim jest "Leo Getz Goes To The Hockey Game". Tu tytuł jest wystarczająco klarowny, natomiast muzyka opiera się w głównej mierze na samym saksofonie z dodatkami w postaci gitary i skrzypiec tu i ówdzie. Wesoły i też nie za długi fragment, w którym pojawia się motyw przewodni, oraz oczywiście motyw Leo. Zaraz za nim, poważniejszy "Darryl Dies", który odnosi się do krótkiej strzelaniny pomiędzy parą gliniarzy, a kolegami Nicka, w wyniku, której jeden z nich – właśnie Darryl – ginie. Także stonowanie utworu jest tu uzasadnione – napięcie narasta powoli, osiąga punkt kulminacyjny, a potem znowu robi się cicho. Po raz pierwszy wchodzi orkiestra, główną rolę grają skrzypce. Są też kotły i trąby, mało za to saksofonu, a gitary prawie w ogóle nie ma. Ale dobry to utwór.
Dalej, podobnie jak w poprzednich częściach, temat "Riggs And Rog". Tym razem jednak w wersji bardzo tanecznej. Jest to jedna z lepszych pozycji na tej płycie, opiera się na tych samych instrumentach, co piosenka przewodnia, posiada także chwilami jej rytm, jednak ogółem jest to wciąż znajomy temat przewodni. Tyle, że naprawdę inny od dotychczasowych. "Roger's Boat" to natomiast odnośnik do wydarzeń na (a to niespodzianka! 😉 łodzi Rogera, a więc skromna bójka przyjaciół i towarzyszące jej sceny. Ponownie pojawia się tu temat przewodni, w moim przekonaniu jest tu jednak bardzo dramatyczny, miejscami oczywiście smutny i melancholijny (Roger zapija wcześniejsze wydarzenia). Ma kilka genialnych fragmentów, a ogółem wypada naprawdę dobrze. Przeciwwaga dla poprzedniego, optymistycznego (choć na dobrą sprawę tego samego) wątku. Po nim umiejscowiono całą dynamikę tej płyty – utwór "Armour Piercing Bullets", którego zalążki pojawiają się w całym filmie fragmentarycznie (choćby w "Grab the Cat"), tutaj natomiast odnosi się on do strzelaniny przed słynnym autostradowym pościgiem, a jej fragmenty użyto też w finale. Kawałek jest po prostu świetny! Dorównuje spokojnie "Hollywood Blvd Chase" z części pierwszej, na którego szkielecie zresztą został oparty. Ponownie mamy tu orkiestrę pełną parą, a gwałtowne uderzenia w kotły i talerze robią swoje. Pod koniec też cudnie wszystko narasta, zmierzając do ferii dźwięków w końcówce. Co ciekawe, tu także mało saksofonu.
Na koniec dwa, znacznie cichsze już i powracające do zabawy i lekkości, utwory o wdzięcznych nazwach "God Judges Us By Our Scars" i "Lorna – A Quiet Evening By The Fire". Ten pierwszy pochodzi z rewelacyjnej sceny pokazywania sobie wzajemnie blizn przez Lornę i Riggsa, natomiast ten drugi to po prostu motyw tego, co nastąpiło potem, czyli opis miłosny, choć dopasowany do postaci Lorny też pojawia się wcześniej we fragmentach filmu. Oba kawałki są spokojne, chwilami zawadiackie, ale z romantyczną nutą. Także na piątkę z plusem. Utwory te burzą chronologiczną jak dotąd całość (jako jedyne na wszystkich trzech płytach), ale moim zdaniem trafnie zostawiono je na koniec, jako wyciszenie po głośnej i dynamicznej akcji z "Armour Piercing Bullets".
Są jeszcze piosenki, których… na oficjalnych wydaniach nie uświadczymy. Obie to popularny w tamtych latach rap. Pierwszy kawałek, "It's So Hard To Say Goodbye To Yesterday" Boyz II Men, uderza w bardziej nostalgiczne nuty (użyto go w scenie pogrzebu Darryla). Ogółem jak najbardziej do posłuchania, choć nie dziwne, że został pominięty. Z tego samego gatunku można też usłyszeć w filmie "Latin Lingo" śpiewane przez Cypress Hill. Do niej też nie mam zastrzeżeń, jednakże uważam, iż obie nie pasują do albumu, reszty piosenek, którym mogą, co najwyżej buty czyścić i w końcu do tego, co wykreowało kompozytorskie trio.
A skoro już przy brakach jesteśmy, to o ile w drugiej części zupełnie mi je nie przeszkadzały, o tyle tutaj jest to już bardziej widoczne. Przede wszystkim brakuje mi ścieżki z początkowego pościgu furgonetek, który dodatkowo rozbujałby całość – miał kapitalne fragmenty. Nie ma też świetnego, komicznego fragmentu z momentu, gdy Leo oprowadza potencjalnych kupców po domu Rogera. Korzysta on wprawdzie z tego, co zawarto w "Riggs And Rog", ale to nie wszystko. Boli też to, że nie ma wątków z akcji na lodowisku. Wprawdzie zalążki słychać w "Leo Getz Goes To The Hockey Game" i "Armour Piercing Bullets", ale też jest tego więcej i ciekawiej. No i brakuje w końcu motywu z pościgu po autostradzie i całości z wybuchowego finału filmu. Szkoda więc, że nie pokuszono się o nieco większy dobór muzyczny niż dostaliśmy w rezultacie.
Mimo to soundtrack z trzeciej odsłony przygód Rogera i Martina podoba mi się najbardziej. Jest po prostu bardziej konkretny i zwięzły, a przy tym ani na chwilę nie zatraca ducha oryginału. No i do tego absolutny majstersztyk, jakim jest "It's Probably Me". Jedyny minus, to tych kilka wymienionych wyżej braków, ale i tak ocena pozostaje maksymalna. I słówko o dostępności – płytę z tej części dostać jest najłatwiej ze wszystkich. Gdy więc się na nią natkniecie, to nie wahajcie się ani chwili! Na taką muzykę nigdy nie jest się za starym!
0 komentarzy