Mimo że w swoim życiu przesłuchałem mnóstwo ścieżek dźwiękowych i poznałem twórczość wielu kompozytorów, to staram się nigdy nie wskazywać tego jednego najbardziej ulubionego. I to nie dlatego, że nie ma takich twórców muzyki filmowej, których bym nie podziwiał, tylko dlatego, że jest ich zbyt wielu, żeby wybrać tego jednego. Bez wątpienia należy do nich także Thomas Newman, który jest w mojej osobistej, ścisłej czołówce. A to za sprawą między innymi takich ścieżek dźwiękowych jak ta, która powstała na potrzeby obrazu "Lemony Snicket: seria niefortunnych zdarzeń".
Film ten jest ekranizacją powieści autorstwa Daniela Handlera, opowiadającej historię trzech osieroconych dzieci, które znajdują rodziny zastępcze. Ich bogaci rodzice zginęli w pożarze. Jednym z ich opiekunów jest tajemniczy hrabia Olaf, który chce uśmiercić dzieci, by położyć rękę na odziedziczonej przez nie fortunie… Sam obraz zapamiętałem między innymi dzięki świetnej roli Jima Carrey’a, który wcielił się tutaj w rolę hrabiego Olafa, kreując przy okazji kilka innych zabawnych postaci. Po obejrzeniu filmu w pamięci pozostaje także jego niezwykły klimat. Mimo że fabuła i kolejne przygody głównych bohaterów mogłyby wskazywać na to, że mamy do czynienia z bajką, to nie do końca jest to prawdą. Cały film ma niezwykle mroczną i tajemniczą otoczkę, która w dużej mierze jest zasługą nikogo innego jak Thomasa Newmana i jego muzyki.
Newman jest twórcą bardzo ciekawej stylistyki jeśli chodzi o muzykę filmową, która z czasem stała się jego doskonale rozpoznawalnym stylem. Świetnie jest ona zauważalna w takich dziełach tego kompozytora jak "American Beauty" czy "Phenomenon" ale i "Lemony Snicket…". Owa nietypowa stylistyka jest oparta na tak zwanych "motywach rytmicznych". Polega to na tym, że niemal cała muzyka opiera się na bardzo krótkich i różnorakich dźwiękach, które stanowią jednocześnie rytmiczny szkielet kompozycji. Wykorzystywane w tym celu są liczne perkusjonalia ale i tradycyjne instrumenty jak fortepian, smyczki grające zazwyczaj staccato lub pizzicato czy klarnety i inne instrumenty dęte drewniane. To wszystko sprawia, że dzieła Newmana są bardzo dynamiczne i rytmiczne a przez to łatwo wpadają w ucho. Przy okazji niezwykły talent kompozytora do wynajdywania nowych instrumentów i dźwięków sprawia, że jego muzyka to takie wielobarwne, rytmiczne tekstury, zaskakujące swoim urokiem oraz eklektyzmem. I taka jest właśnie ścieżka dźwiękowa z filmu "Lemony Snicket: seria niefortunnych wypadków".
Cała płyta jest podzielona na 29 bardzo krótkich utworów, co niestety jest charakterystyczne dla tego kompozytora. Ze względu na podobieństwo stylistyczne trudno tutaj rozróżnić kolejne tematy, których jest naprawdę sporo. Zazwyczaj są to takie krótkie motywy, o określonym ładunki emocjonalnym, które pasują do konkretnych scen. Trochę owa muzyka tła ociera się też o tak zwany Mickey Mousing, jak chociażby w "Attack of the Hook-Handed Man" czy "Snaky Message". Pojęcie to oznacza muzykę, która jest idealnie zsynchronizowana z tym co się dzieje na ekranie i dosłownie komentuje te wydarzenia. Trochę jest tutaj takiej właśnie muzyki i niestety nie zawsze ma ona sens słuchana z płyty. Niektóre utwory jak "An Unpleasant Incident Involving a Train" charakteryzują się wręcz pewnym brakiem formy i logiki w oderwaniu od obrazu, co nie wpływa pozytywnie na ich odbiór.
Na szczęście mamy tutaj także sporo ciekawszych i bardziej autonomicznych kompozycji, których słucha się z prawdziwą przyjemnością. Do moich ulubionych należy bez wątpienia "Drive Away (End Title)" – to ponad pięciominutowy kawałek, prezentujący charakterystyczny styl Newmana. Kompozycja ta pozornie może wydawać się monotonna, ale kryje się w niej mnóstwo instrumentalnych i aranżacyjnych smaczków, które nadają jej charakteru. Ciekawie brzmi także "The Letter that Never Came", które wydaje się być najbardziej klasyczną z pojawiających się na krążku melodii. Mamy tutaj bardzo "amerykański" temat wygrywany przez fortepian i smyczki. Jego "amerykańskość" polega głównie na delikatnym patosie, który nie jest przedstawiony wprost, ale bardzo subtelnie pod postacią niezwykle lirycznego tematu. To jedna z tych kompozycji przy których Newman zrywa ze swoimi "motywami rytmicznymi".
Jak już wspomniałem na płycie jest niemal trzydzieści kompozycji, dlatego bez wątpienia każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Może to być mroczne "Curious Feeling of Falling", nieco atonalne i chaotyczne “Hurricane Herman" czy w końcu przezabawna piosenka "Loverly Spring" skomponowana przez Thomasa Newmana wspólnie z Billem Bernsteinem – jej fragment pojawia się także w "The Bad Beginning". Klimat niektórych kompozycji przypomina nieco muzykę Danny’ego Elfmana, chociażby do filmu "Charlie i fabryka czekolady" ale i inne, bardziej mroczne dzieła tego kompozytora. Jedyną wadą płyty może wydawać się jej długość i rozdrobnienie. Owe niemal 70 minut mogłoby zdecydowanie ustąpić miejsca nawet 40 minutom, w których bez problemu zmieściłaby się różnorodność całego albumu. Niemniej jest to jedna z najciekawszych płyt tego kompozytora, za którą zresztą otrzymał także nominację do Oscara w 2004 roku. Dlatego bez najmniejszego wahania polecam ją wszystkim.
Newman, 4 nutki i nie Mefisto…? W każdym razie nie można się nie zgodzić – barwna, urozmaicona muzyka, której trochę przeszkadza montaż. Podciągnąłbym natomiast sporo utworów we wrażeniometrze, m.in.: „The Bad Beginning”, „Verisimilitude”, „Puttanesca” i bodaj moje ulubione „Taken by Surpreeze”. Inna sprawa, że mam do tej kompozycji spory sentyment. To dzięki niej odkryłem twórczość Newmana i muzykę filmową w ogóle. A seria książek, na której oparto film to chyba moja ulubiona lektura (późnego) dzieciństwa.
Nie pamiętam dokładnie tego filmu ale wiem, że przy napisach końcowych leciała taka bardzo znana muzyczka, ale na oficjalnym soundtracku jej chyba nie ma. Wiecie może co to za utwór?
Na początku napisów końcowych jest „Drive Away (End Title)” – ostatni utwór na płycie, który zresztą Łukasz słusznie się tu zachwyca. Potem rozbrzmiewa jeszcze bodaj „Reptile Room” i „Loverly Spring”.