Bardzo popularnym słowem, próbującym opisywać to, co dzieje się we współczesnej muzyce filmowej, stał się ostatnio sonoryzm. Mimo że prawdziwa waga tego pojęcia często przerasta przypisywane mu znaczenie, to trzeba przyznać, że czasem jest w tym trochę sensu. Nie wdając się w szczegóły, sonoryzm oznacza kierunek w muzyce współczesnej, który skupia się wyłącznie na brzmieniu, marginalizując tradycyjne pojęcie melodii, rytmu czy harmonii. W kompozycjach sonorystycznych liczy się przede wszystkim dźwięk wydobywany z instrumentów (często w niestandardowy sposób), który sam w sobie kreuje formę dzieła. W muzyce filmowej z tego typu pomysłami można spotkać się między innymi w horrorach. Nastrój grozy, napięcia i niepewności budowany jest w nich niemal wyłącznie za pomocą dźwięków, przez niektórych tylko umownie nazywanych muzyką. Mimo że pozornie tego typu ilustracje mogą uchodzić za mało ambitne, często kryje się za nimi wiele innowacyjnych pomysłów i logika wynikająca z wymagań określonych gatunków filmowych.
O pozornej banalności muzyki z horrorów, można przekonać się słuchając najnowszego dzieła Johna Frizzella – "Legion". Ten paranormalny thriller – jak opisuje go sam reżyser – opowiada historię kilkorga nieznajomych, którym przyjdzie walczyć przeciw aniołom o ocalenie świata. Po tym jak Bóg stracił wiarę w ludzkość, zsyła na ziemię zastępy niebieskie, aby przeprowadziły biblijną apokalipsę. W obronie ludzi staje tylko jeden – Archanioł Michał (Paul Bettany). John Frizzell, znany już z udziału w podobnych projektach, stworzył muzykę, która maksymalnie wykorzystała możliwości, jakie dał film, konwencja i jego własne doświadczenie. Po niedawnej "Pladze", jest to kolejna bardzo udana ilustracja horroru w wykonaniu tego kompozytora.
Wizja zbrojnego konfliktu między ludźmi a aniołami, może budzić oczekiwania muzyki podniosłej, heroicznej i porywającej. Jednak "Legion" utrzymany jest w konwencji mrocznego thrillera, który ma budować napięcie, straszyć i przytłaczać. Wizualny rozmach filmu potęguje te wrażenia, jeszcze bardziej urzeczywistniając biblijną apokalipsę. Identyczne zadanie powierzono muzyce. John Frizzell nie rozprasza widza rozbudowanymi tematami, skupiając się przede wszystkim na kolekcjonowaniu mrocznych, potężnych i wywołujących dreszcze dźwięków. Kompozytor bardzo często ociera się o sonoryzm zarzucając wszelką harmonię i melodię – zachowując jednak rytm, który muzyce akcji nadaje motoryki. To właśnie drapieżna rytmika porządkuje dzieło Frizzella i sprawia, że kilkukrotnie u słuchacza podnosi się poziom adrenaliny.
Głównym narzędziem Frizzella jest tutaj orkiestra, pozbawiona jednak trąbek i sekcji dętej drewnianej. Dudniące dźwięki instrumentów dętych blaszanych, niepokojące smyczki (częste granie poza podstawkiem) uzupełniane są oczywiście elektroniką. Nieliczne, ale zauważalne chóry, podkreślają rozmach muzyki i jej apokaliptyczne przesłanie ("They’re here"). John Frizzell wykorzystał też technikę elektronicznej obróbki dźwięku, którą sam nazwał 'frozen sounds'. Polega ona na 'rozciąganiu' jedno, dwusekundowych dźwięków różnych instrumentów tak, że ostatecznie trwają ponad pół minuty. Po przepuszczeniu przez dodatkowe filtry sprawiają wrażenie syntetyczności z jednoczesnym zachowaniem bardzo ludzkiej ekspresji ("Percy’s Story"). W rezultacie otrzymujemy niepokojące dźwięki przypominające zawodzące nawoływania z zaświatów.
Na szczęście "Legion" to nie tylko eksperymenty brzmieniowe i czerpanie z sonoryzmu, ale także muzyka bardziej przyswajalna dla delikatniejszego ucha. Pod tym względem proporcje są bardzo wyrównane, utrzymując równowagę między chaosem a porządkiem, liryką a drapieżnością. Agresywny action-score niejednokrotnie zaskakuje swoją płynnością i chwytliwością, przypominając mroczniejsze dokonania Christophera Younga czy Hansa Zimmera. Frizzell kilkukrotnie też zwalnia tempo i klasycznymi sposobami rozsiewa w powietrzu nadzieję, nostalgię oraz smutek. Są to zazwyczaj krótkie, dramatyczne melodie, będące zwiastunem dwóch, finałowych kompozycji. "You Are The True Protector", razem ze swoją alternatywną wersją, udowadniają bowiem, że John Frizzell potrafi pisać piękne i niebanalne tematy. Warto przecierpieć całą płytę dla tych dwóch kompozycji. Cała reszta jest przykładem przemyślanej ilustracji muzycznej horroru, która wybija się nieco ponad przeciętność Hollywood. Mimo braku jakiejś oszałamiającej oryginalności nie jest tak banalna, jak można by się tego spodziewać po ilustracji horroru. To muzyka, która potrafi przekonać, że jej twórca jeszcze nie raz nas zaskoczy…
0 komentarzy