Najnowszy film Zacka Snydera udowadnia, że nie da się pogodzić wilka z owcą. Reżyser słynący z filmów brudzących kadry wiadrami krwi, takich jak "300" i "Świt żywych trupów" A.D 2004, próbował do animacji dla dzieci przemycić zbyt wiele mroku i aktów przemocy kontemplowanych w slow-motion. W efekcie "Legendy sowiego królestwa" starając się zadowolić zarówno młodszych jak i starszych odbiorców nie potrafią do końca usatysfakcjonować ani jednych, ani drugich. Na nasze szczęście producenci zaprzestali ryzykownych decyzji na angażu reżysera i postanowili powierzyć muzyczną ilustrację filmu sprawdzonemu człowiekowi – swego czasu wyróżnionemu dwoma nominacjami do Oscara, australijskiemu kompozytorowi Davidowi Hirschfelderowi. Dzięki temu możemy cieszyć się muzyką inną niż plagiatowo – plastikowa papka Tylera Batesa, do tej pory stale współpracującego z reżyserem. Muzyką dobrą, chociaż nie do końca wykorzystującą możliwości jakie historia o wojowniczych sowach ze sobą niosła.
Na bardzo dobry początek Hirschfelder urzeka wiele obiecującym tematem przewodnim "Flight Home (The Guardian Theme)". Melodia od razu wpada w ucho, szybko się ją "kupuje". Do tego temat ten dumnie prezentuje to, co partytura ma w sobie najlepszego, czyli chóry. Przy pierwszym kontakcie z utworem nie ma się nawet czasu ani ochoty zauważyć, że w drugiej jego połowie już pojawia się zapowiedź największej słabości tej kompozycji, jaką jest – niestety – brak świeżości.
Muzyka Australijczyka mocno bowiem osadzona jest w klimatach znanych nam z przygodowych produkcji Hollywoodu lat 90 XX wieku i nieustannie nasuwa u słuchacza tą nielubianą myśl: "fajne, ale gdzieś już to słyszałem".
Abstrahując od tego trzeba przyznać, że ścieżka ma kilka bardzo satysfakcjonujących fragmentów. Poza wspomnianym głównym tematem wyróżnić należy utwory: dramatyczny "The Boy Was Right", "My Soldiers My Sons" – zdecydowanie najlepszy kawałek (ogólnie jedynie poprawnej) muzyki akcji, ze świetnym chórem w końcówce; oraz podsumowujący album "More Baggy Wrinkles". Idąc dalej w pozytywy wspomnieć trzeba także o miłych dla ucha aranżacjach głównego tematu w " You Know We're Flying" i "A Friend or Two" (klawesyn i chórek w połowie utworu).
Wszystko to jednak gubi się przy odsłuchu w niezbyt oryginalnej, a do tego mocno ilustracyjnej całości, która pozbawiona posiłków w postaci pięknych obrazków filmu Snydera nie jest w stanie udźwignąć ciężaru utrzymania uwagi słuchacza. W samym filmie jest oczywiście nieco lepiej, gdyż widzimy z czym na ekranie korespondują dane dźwięki. Niewybaczalne jest jednak użycie w sekwencji w drzewie Ga'Hoole piosenki, którą znajdziemy na początku płyty. Ta scena aż prosiła się o jakieś ciekawe zaaranżowanie głównego tematu, a tu dostajemy irytujący kawałek popu dla dzieci, który zupełnie odkleja nas od opowieści. Bardzo rozdrażnia mnie także fragment "Arii Torreadora" wpleciony w końcówkę "Follow The Whale's Fin". Po prostu rozbija atmosferę.
David Hirschfelder może i nie stworzył przy okazji swojej pierwszej ilustracji do filmu animowanego niczego wybitnego, ale z pewnością także nie okrył się hańbą pokazując spore umiejętności warsztatowe. Zabrakło jednak nieco polotu aby wznieść się z tą ścieżką ponad poziom, który można określić mianem jedynie solidnego.
Mnie ten Hirschfelder zupełnie do gustu nie przypadł. W filmie to z tej muzyki jeszcze coś zostaje, ale na płycie za dużo dla mnie ilustracyjnego chaosu. Za to piosenka mi się podoba, ma w sobie luz i obietnicę przygody.
Bo ja wiem ja po prostu kocham To the sky Owl city