Czasami zastanawiam się, dlaczego to właśnie muzyka filmowa jest tą, której najbardziej lubię słuchać? Nie potrafię znaleźć na to pytanie żadnej sensownej i naukowej odpowiedzi. Jest mnóstwo teorii na temat tego jak muzyka filmowa potrafi wpływać na ludzkie emocje podczas seansu filmowego, ale tak naprawdę jej odbiór jest indywidualną sprawą dla każdego człowieka. Oczywiście pisząc, że lubię muzykę filmową, nie oznacza to, że z uwielbieniem rzucam się na każdy krążek ze ścieżką dźwiękową. Mając w pamięci setki soundtracków, które do tej pory przesłuchałem, wiem, że czasami najzwyczajniej w świecie zdarzają się pozycje słabsze, nie warte większej uwagi. Niezwykłą rzadkością są płyty, uznawane za kompletne gnioty, takie, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Niestety takie wydania także się zdarzają, na swoje nieszczęście miałem okazję ostatnio takiego wysłuchać…
Niedawno w moje ręce wpadła płyta pod tytułem "Ostatni Mohikanin". I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo partytura z filmu pod tym samym tytułem jest uznawana za klasyk muzyki filmowej, gdyby nie fakt, że to wydanie diametralnie różni się od tego sprzed ponad dekady. Autorami muzyki są oczywiście Trevor Jones oraz Randy Edelman i pochodzi ona z tegoż słynnego filmu, jednak na tym kończą się podobieństwa… ale może zacznę od początku.
Pierwsze wydanie muzyki z filmu "Ostatni Mohikanin" miało miejsce w roku 1992, a więc tuż po premierze filmu. Płyta ta była o tyle kontrowersyjna, że jej zawartość podzielono na dwie części. Pierwszą z nich stanowiło dziewięć kompozycji Trevora Jonesa, a pozostałe były autorstwa Randy’ego Edelmana. Taki podział wynikał z tego, że przy "Ostatnim Mohikaninie" pracowało właśnie tych dwóch kompozytorów, jednak trudno tutaj mówić o jakiejś współpracy. Jako pierwszy został zatrudniony Jones, który stworzył większość muzyki i jej materiał tematyczny. Jednak w wyniku nieporozumień z reżyserem filmu – Michaelem Mannem – współpraca oby panów zakończyła się na długo przez ukończeniem obrazu. Podobno główną przyczyną miała być niechęć Trevora Jonesa do przerabiania muzyki po, kolejnym już, przemontowaniu filmu przez Manna. Ostatecznie dokończeniem ścieżki dźwiękowej zajął się nowy kompozytor, którym został Randy Edelman. Tym sposobem powstała muzyka nieco odmienna stylistycznie, która nie nawiązywała wcale do tematyki Jonesa i w pewnym sensie stanowiła odrębną całość. Ową odrębność zaznaczono właśnie na wydaniu ścieżki dźwiękowej z "Ostatniego Mohikanina" bardzo wyraźnie dzieląc ją dwie części.
Mimo tych wszystkich zawirowań muzyka z "Ostatniego Mohikanina" zyskała zaskakującą popularność stając się klasykiem muzyki filmowej i otrzymując niekiedy miano arcydzieła. Wytwórnia Varese Sarabande widząc zainteresowanie ścieżką dźwiękową z 1992 roku postanowiła wydać ją ponownie w roku 2000, ale w nieco innej formie. Między innymi tym razem zrezygnowano z podziału płyty na dwie części, a poszczególne utwory zamieszczono w takiej kolejności, w jakiej pojawiały się w filmie. Takie ujednolicenie płyty odbyło się kosztem kompozycji Randy’ego Edelmana, uznawanych przez wielu za najgorsze ogniwo pierwszego wydania. Ostatecznie postanowiono zamieści tylko słynny utwór "The Courier" oraz dwie inne kompozycje tego twórcy, które nie znalazły się na krążku z 1992 roku – "Bridge At Lacrosse" i "Garden Scene". Całą resztę stanowiły kawałki Trevora Jonesa.
Bardzo istotą kwestią różniącą oba te wydania było również wykonanie. Otóż na płycie z 1992 pojawiły się utwory niemal identyczne, do tych, które znalazły się także w filmie. Wykonywane one były głównie przez żywą orkiestrę, ale także z towarzyszeniem różnych elektronicznych sampli i syntezatorów. Z kolei Varese Sarabande postanowiło wydać tak zwany "re-recording". Oznaczało to tyle, że muzyka ta została ponownie nagrana przez Royal Scottish National Orchestra pod batutą Joela McNeely. Tym razem zrezygnowano ze wspomagania orkiestry elektronicznymi sztuczkami, przez co muzyka nabrała nowego brzmienia i pewnej świeżości.
I oto nadchodzi rok 2006 i na rynku pojawia się kolejna płyta pod tytułem "Ostatni Mohikanin". Warto dodać, że pojawia się ona na polskim rynku… Jej wydawcą jest Agencja Artystyczna MTJ, wśród miłośników muzyki filmowej słynąca przede wszystkim z dystrybucji płyt Varese Sarabande tudzież Colosseum. Podejrzanie wygląda już sama okładka tego krążka. Zazwyczaj okładki płyt z muzyką filmową są zmniejszonymi plakatami reklamującymi obraz lub zawierają, co najmniej jakieś kojarzące się z nim motywy graficzne. Tym czasem nowy "Ostatni Mohikanin" nie spełnia żadnego z tych warunków. Na okładce widzimy jakiś rysunek Indianina, kontur kilku wigwamów i niezbyt fantazyjny tytuł płyty. Nie ma tutaj informacji chyba najistotniejszej, a więc tego, kto jest kompozytorem owej muzyki…
O zajrzeniu do środka okazuje się jednak, że mamy do czynienia z muzyką Trevora Jonesa i Randy’ego Edelmana z filmu z 1992 roku w reżyserii Michaela Manna. Okazuje się też, że jej wykonawcą jest Merlin Music Company – i to już nie jest zbyt zachęcająca informacja. Kolejny etap zapoznawania się z tą płytą, jakim jest jej przesłuchanie, jasno pokazuje, że mamy do czynienia z wydaniem o fatalnej jakości… Można wręcz powiedzieć, że oto w Polsce ukazała się płyta, której nie można nazwać inaczej jak profanacja klasyki muzyki filmowej. Słuchając tego krążka zdajemy sobie sprawę z tego, że nuty i kompozytorzy są ci sami, jednak wykonanie kompletnie niweczy legendę poprzednich wydań. Okazuje się, bowiem że cała muzyka jest tutaj wykonywana na… elektronicznych samplach. Można by pomyśleć, że to nic złego w końcu obecnie kompozytorzy posługują się nimi w procesie tworzenia swoich dzieł. Jednak bardzo rzadko muzyka oparta na samplach jest produktem końcowym, ze względu na ich sztuczność i wątpliwą jakość. Niestety opisywany tutaj "Ostatni Mohikanin" nie jest wyjątkiem od tej reguły.
Merlin Music Company to studio muzyczne z Katowic, które zajmuje się tworzeniem spotów radiowych, ale także coverów znanych przebojów. Na swoim koncie firma ta ma między innymi covery przebojów takich wykonawców jak U2, Bryan Adams czy Bob Marley. Ich nagrania charakteryzują się przede wszystkim łudzącym podobieństwem do oryginałów. Niestety w przypadku "Ostatniego Mohikanina" przyniosło to opłakane rezultaty. Nie ma, bowiem nic gorszego jak imitowanie samplami gry całej orkiestry. Płyta wydana przez Agencję Artystyczną MTJ to cover krążka z 2000 roku wydanego przez Varese Sarabande – a więc muzyki, która była w całości wykonywana przez orkiestrę. Mamy tutaj identyczny układ utworów, długość, ale to wszystko brzmi po prostu strasznie. Sample sprawiają wrażenie sztuczności i odrealnienia. Miejscami słuchając tej płyty czułem złość, bezradność a miejscami rozbawienie. Jeszcze nigdy nie słuchałem płyty z muzyką filmową, która wywoływałaby u mnie tak negatywne emocje. W sytuacji, kiedy zna się i docenia – mimo wszystkich wad – oryginał, wysłuchanie tej płyty wydaje się jakimś makabrycznym żartem. Przy bardziej wyciszonych kompozycjach można nawet przymrużyć oko na pewne niedociągnięcia, ale takich fragmentów jest tutaj jak na lekarstwo i trwają najwyżej 10 sekund. W końcu "Ostatni Mohikanin" to partytura bardzo podniosła, z mnóstwem muzyki akcji i patetycznych wybuchów. Wykonanie tego wszystkiego za pomocą sampli imitujących sekcję dętą blaszaną, jest jakąś kolosalną karykaturą, prawdziwej muzyki.
Przesłuchałem tę płytę kilka razy i za każdym razem miałem ochotę po prostu ją wyrzucić za okno. Ona jest profanacją muzyki uznawanej przez wielu za arcydzieło, a już z pewnością należącej do klasyki muzyki filmowej. Nawet tak świetne kompozycje jak "The Courier" brzmią tutaj jak jakaś wietnamska podróbka. Nie potrafię zrozumieć jak można było wydać coś tak kiczowatego i okropnego, co niszczy legendę prawdziwego "Ostatniego Mohikanina". Ostrzegam wszystkich przed kupnem tej płyty. Jeśli tylko w zasięgu waszego wzroku znajdzie się powyższa okładka, uciekajcie na drugi koniec miasta, bo grozi wam uszkodzenie słuchu. To absolutnie najgorsza płyta z muzyką filmową, jaką słyszałem.
Pan Waligórski jaki okrutny 😀
Nic dodać, nic ująć.
Nie ma co ująć.
Kupilem ta plyte ale bylem pelen obaw z racji ceny 19.99 zł. Autorzy sie zgadzali, tytuly, układ it. A jednak po uruchomieniu wszystko satlo sie jasne…
Właśnie… wielka lipa i szwindel.