Większość filmowców zapewne marzy, aby choć raz w życiu nakręcić wielki – także pod względem budżetu – film. Podobnie i niejeden kompozytor chciałby choć raz skomponować muzykę do takiej superprodukcji. Nicholas Hooper taką szansę otrzymał dwukrotnie – przy okazji cyklu o Harrym Potterze. Niestety, trudno zaliczyć jego krótką przygodę z blockbusterami do udanych. Hooper, który wcześniej komponował prawie wyłącznie na potrzeby brytyjskiej telewizji, nie sprostał wyzwaniu, pisząc wyjątkowo bezbarwne i zupełnie nie-magiczne partytury. Dzięki Potterom, Anglik co prawda stał się znany, ale od tej gorszej strony. Aktualnie utożsamia się go wyłącznie z tą wpadką, zapominając o wielu innych pracach, za które był nawet nagradzany. Na szczególną uwagę zasługują jego kompozycje do dwóch serii dokumentalnych od BBC – „Andes to Amazon” i właśnie „Land of the Tiger”.
Składający się z sześciu odcinków, serial oferuje nam niezwykłą podróż, która wiedzie od dżungli, przez pustynie, Himalaje, aż po wybrzeże Oceanu Spokojnego. Biorąc udział w tej wyprawie, nie sposób oderwać oczu od pięknych zdjęć, a uszu od ciekawej muzyki. W filmach przyrodniczych odgrywa ona szczególną rolę, gdyż poza narratorem i okazyjnymi odgłosami natury, nie ma w nich innych dźwięków, które mogą wpłynąć na widza. Ważne jest więc, by współgrając z obrazem muzyka sama tworzyła fabułę, jak i odpowiedni nastrój. Na szczęście Hooperowi udało się to bardzo dobrze, przez co klimat kraju maharadżów jest właściwie namacalny. Sprawnie wplótł on w klasyczny score orientalne elementy, dzięki czemu otrzymaliśmy przejrzyste i spójne połączenie kultury wschodu i zachodu. Muzyka jest tym samym łatwa w odbiorze dla przeciętniego słuchacza i jednocześnie nie traci na swej orientalności. Ważną rolę odgrywają tu m.in. tradycyjne, hinduskie instrumenty, a także kojarzący się z danym regionem śpiew kobiecy. Elementy te doskonale słychać już w otwierającym album „Opening Titles”, na którym zresztą oparta jest cała ścieżka dźwiękowa. I w sumie trudno wyobrazić sobie lepszy motyw przewodni dla dokumentu o Indiach.
Na pochwałę zasługuje też muzyka poświęcona Himalajom. W takich momentach, jak choćby „Up into the Himalayas”, „Ariel View Of The Himalayas”, czy „Himalayan Glacier” idealnie udało się oddać majestat i ogrom korony świata. Jasnym elementem ścieżki jest również kawałek „Waterfalls”, który uderza w nas świetnym, mieniącym się niczym tęcza nad zjawiskowym wodospadem, brzmieniem. Ciekawie prezentuje się też „Whale Shark”, z inteligentnie przearanżowanym motywem głównym – jakże innym od reszty ilustracji. Szkoda jedynie, iż są to pojedyńcze wyjątki w tej, coraz bardziej zapętlającej się partyturze.
Słuchając płyty i oglądając serial od razu da się bowiem wyczuć pewną monotonię. Przewijająca się przez kolejne odcinki różnorodność geograficzna i przyrodnicza bajkowość aż się prosi o większe zróżnicowanie materiału. Niestety, nie jest nam to dane, przez co wszystkie utwory na albumie – a mamy ich aż 30 (!) – szybko zlewają się w jedną całość. I tak, wspomniana wcześniej kobieca wokaliza, która początkowo naprawdę trafnie buduje odpowiedni nastrój, z czasem traci na sile i zaczyna męczyć, szczególnie gdy pojawia się w co drugiej ścieżce – podobnie jest z innymi elementami. I choć nie można Hooperowi odmówić pomysłu na ten score, to jednak trzeba go też zganić za swoiste rutyniarstwo i brak urozmaicenia. Anglik nie odważył się zaryzykować bardziej i postawił (prawie) wszystko na jedną nutę, tworząc tym samym muzykę atrakcyjną i nudną zarazem.
Mimo to „Land of the Tiger” jest solidną pozycją w filmografii tego kompozytora – zdecydowanie bardziej zasługującą na uwagę, niż oba Pottery. Nicholas Hooper zdaje się zresztą bardziej pasować do filmów przyrodniczych, niż rozbuchanych superprodukcji z Hollywood. Do takiego wniosku skłania także jego kolejna praca – „Andes to Amazon”. No, ale to już zupełnie inna ekspedycja…
0 komentarzy