Brytyjskie kino znane jest z tego, że potrafi o poważnych sprawach opowiadać w lekki sposób. Dramat z komedią idą ze sobą ręka w rękę, co widać choćby w ostatnim filmie Nicholasa Hytnera „Dama w vanie”, z kapitalną kreacją Maggie Smith w roli tytułowej. Sam film pozostaje historią dość zaskakującej przyjaźni między bezdomną kobietą w furgonetce, a początkującym dramaturgiem Alanem Bennettem, który także napisał scenariusz filmu. Idealna mieszanka humoru, dramatu, tajemnicy oraz powolnego odkrywania przeszłości tytułowej bohaterki, a przy okazji satyra na społeczeństwo – takie rzeczy tylko w UK.
I ten gatunkowy miks serwuje również warstwa muzyczna, za którą odpowiada weteran brytyjskiego środowiska – George Fenton. Nie jest to zaskoczenie, gdyż maestro współpracuje z reżyserem filmu od samego początku, czyli od „Szaleństw króla Jerzego”. Choć nie jest to film kostiumowy czy przyrodniczy, maestro zaskakująco łatwo odnajduje się w tej słodko-gorzkiej mieszaninie.
Fundamentem i niejako sercem całej ilustracji jest walczyk przypisany głównej bohaterce. Z jednej strony bardzo delikatny, zwiewny (flet, gitara, cymbałki), a z drugiej bardzo podniosły, dodający jej wręcz pewnego majestatu (smyczki i perkusja). Te sprzeczności posiada także sama pani Shephard, co zostaje bardzo dobrze podkreślone w rozbudowanej wersji finałowej („The Ascension”), również chwytającej za serce. Sam utwór brzmi troszkę jakby został napisany w XIX wieku, lecz nie wywołuje to poczucia archaizmu. W zależności od tempa bywa także bardziej melancholijnie (dęte „Special Paint” z mocnym solo skrzypiec), ciepło, w niemal bożonarodzeniowym stylu (cymbałowe „Broadstairs”), heroicznie („Freewheeling”), jak i bardzo smutnie (powolne „The Day Centre” z poruszającym klarnetem).
Ogólnie klimat muzyki pozostaje taki bardzo pogodny, co podkreśla wręcz energetyczne – aczkolwiek zaczynające się dość powoli – tango („Two Women” oraz „In Care”), czy powracający, krótki, choć zwiewny temacik obecny w „Moving On” (kapitalny fortepian) oraz w troszkę cięższym „Re-parking”. Trzeba przyznać, że Fenton potrafi w jednym utworze płynnie przejść z bardziej poważnych tonów w bardzo lekkie, aby następnie uderzyć w nas czymś mocnym, jak w „The Neighbours”. Od fortepianu i wiolonczeli przez trójkąt, cymbałki oraz trąbki z dętymi drewnianymi po mocniejsze wejścia smyczków w finale.
Żeby jednak nie było aż tak przyjemnie, pojawiają się pewne bardziej mroczne fragmenty związane z tajemniczą przeszłością, bardziej pasujące do thrillera. Powolne dźwięki fortepianu zmieszane z nerwową grą skrzypiec („Collision and Confession”), coraz bardziej podkreślają poczucie zagrożenia jakimś gwałtownym zdarzeniem. W podobnym tonie wybrzmiewa „Curtain Down”, gdzie nie brakuje kilku dramatycznych chwil, oraz krótkie „Alive and Well”. Z drugiej strony przebijają się też naznaczone smutkiem momenty („A Sepulchre”, „Remembering Miss Shephard”).
Oprócz tego na płycie pojawia się też wiele fragmentów muzyki klasycznej. I one nie są jedynie takim dodatkiem wrzuconym na siłę, lecz mają wiele wspólnego z panią Shephard. Kompozytorzy są standardowi, czyli Chopin i Schubert, nie wywołują zgrzytu z całym scorem, dopiero na jego finał serwując cięższe brzmienia.
„Lady in the Van” to muzyka bardzo niedzisiejsza, staroświecka w formie oraz wykonaniu – niczym główna bohaterka. Być może zaskoczy fakt, że ten komediodramat otrzymał ilustrację godną filmu kostiumowego, ale Fenton bardzo sprawnie miesza nastroje oraz świetnie aranżuje poszczególne utwory. W filmie score sprawdza się więcej niż dobrze, mając sporo przestrzeni na wybrzmienie. Niby nie jest to coś, czego byśmy nie słyszeli wcześniej, ale drzemie w tym coś tak pięknego, że nie można się oderwać. A z każdym odsłuchem album tylko zyskuje.
0 komentarzy