Jerzy Kiler (Cezary Pazura) – warszawski taxi driver, którego policja, ze względu na jego nazwisko, bierze za płatnego zabójcę. Bohater jednej z najbardziej kasowych komedii lat 90., czyli okresu, kiedy Juliusz Machulski miał wenę i potrafił rozśmieszyć, a wiele dialogów przeszło do potocznego języka, co stanowi tylko o żywotności tego tytułu. Drugą rzeczą świadcząca o popularności tego dzieła jest jego warstwa muzyczna.
Tym razem – po współpracy z Henrykiem Kuźniakiem i Krzesimirem Dębskim – reżyser zwerbował bardzo popularny wtedy zespół, Elektryczne Gitary, pod wodzą Kuby Sienkiewicza. Większość piosenek wykorzystanych w filmie, zostało nagranych wcześniej, na potrzeby albumu „Na krzywy ryj”. Teraz do części z nich dodano dialogi i dźwięki z filmu, także w utworach instrumentalnych, co trochę psuje odsłuch. Zaś sama muzyka to delikatny rock z dodatkiem saksofonu, okraszony dowcipnymi tekstami. Z nich najbardziej zapada w pamięci utwór tytułowy (chyba też dlatego, że nie wpleciono weń żadnych dialogów) oraz „Co ty tutaj robisz?”, chociaż reszta nie jest wcale gorsza (ze szczególnym wskazaniem na „Ona jest pedałem” i „Złodzieja samochodowego”). Z kolei instrumentalne kawałki brzmią całkiem nieźle, budują suspens (uderzenia perkusji oraz mocniejszy riff gitarowy w „Pomyłce” czy jazzowe „Zlecenie”) oraz nadają lekkości (instrumentalna wersja „Jesteś słodka”).
Poza Sienkiewiczem i spółką w filmie wykorzystano także inne utwory. Zremiksowane „Deszcze niespokojne” Edmunda Fettinga okraszone elektroniką, „Chcemy być sobą” Perfectu (utwór świetny, ale zbędny) oraz mega przebój z tamtego roku – „Orła cień” Varius Manx, z refrenem w wykonaniu samego Jerzego Stuhra (jako jedyna z dodatków piosenkowych ma sens). Ale i niektóre utwory instrumentalne zostały zapożyczone. „Pizza Kiler” to znów wiązanka dialogowa, gdzie w tle przygrywa Vivaldi (a dokładnie „Trio Sonata for Violin, Lute & Basso Continuo in C-Major RV82” z lekkimi, bardzo przyjemnymi smyczkami), zaś jazzowe „Sado/maso” to nic innego, jak „Deminonde” Franka Steina.
Nie do końca przepadam za dołączaniem dialogów do soundtracków (a tym bardziej nakładaniem cih na utwory), co jest dominacją głównie polskich produkcji. Ale tutaj nie przeszkadzają one aż tak. „Kiler” spełnia swoje podstawowe zadanie, jako tło do filmowych wydarzeń, dodając im więcej humoru, co jest zasługą trafnych zwrotek. Także instrumentalne utwory wypadają naprawdę dobrze, choć wątpliwości (poza „Orła cień”) dają zapożyczone piosenki (podśpiewywane są one m.in. przez Siarę i Kilera w scenie libacji), jednak montaż całości jest solidny, mimo iż brak chronologii na płycie może zniechęcić, wprowadzając do odsłuchu chaos. Nie zmienia to jednak faktu, że „Kiler”, który był dopiero początkiem przygody Elektrycznych Gitar z filmem, jest zabójczo przyjemny. Solidne trzy naboje.
0 komentarzy