„Esztem Jureh Kiler i mam wszystko w dupie”
Po dwóch latach Jurek Kiler powrócił. Nic dziwnego, skoro zarobił ponad 14 baniek przy 1,5 mln złotych budżetu. Machulski zrobił więc sequel, który jednak aż takiej kasy nie przyniósł, fabuła była bardziej slapstickowa, postacie lekko zgłupiały, ale nadal bawił i doprowadzał do rozpuku. Przynajmniej mnie. A skoro tak, to i musieli wrócić oni – Elektryczne Gitary.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w uszy podczas odsłuchu „Kiler-ów 2-óch”, to oddzielenie dialogów od muzyki (otwierający i kończący album mix robi dobre wrażenie) oraz przeplatanka piosenek z kompozycjami instrumentalnymi, za co już należy się duży plus. Gatunkowo i brzmieniowo niewiele się zmieniło – nadal jest to rock z dowcipnymi tekstami oraz saksofonem. Żadnego heavy metalu, rapu czy innego disco-polo tu nie znajdziecie.
„Co oni mnie tu Empik z domu robią?”
Siłą napędową oraz utworem promującym film jest – równie przebojowy jak „Kiler” – hit „Co powie Ryba”, będący zabawnym portretem komisarza policji, brawurowo zagranego przez Jerzego Stuhra oraz bardzo krótkie „Nie jestem sobą”. Uwagę zwraca też mocno orientalne „Salto Morales” z dość dziwnie śpiewającym Sienkiewiczem oraz popisami fletowymi, najdłuższe w zestawie „Ja mam szczęście” oraz spokojne „Było zostać w pieluchach”. Nie brakuje też lekkich skrętów w reggae (klawisze oraz perkusja w „Mijamy się”). Niestety, trafił się także jeden niewypał, czyli „Ballada o Szakalu”, która drażni nijakością i elektroniką. Gdyby nie tekst, to byłaby spora porażka.
„No i w pizdu i wylądował. I cały misterny plan też w pizdu”
Co do kompozycji zespołu, to tutaj jest naprawdę ciekawie, choć spora część to instrumentalne wersje piosenek (lekkie „Co powie Ryba” z fletem w roli głównej, „Mijamy się” z kościelnymi organami czy, pochodzący z pozafilmowego dorobku grupy, „Wyszków tonie”). Lecz Kuba Sienkiewicz i spółka nie poprzestali jedynie na tym. Panowie pozwalają sobie na więcej i przypominają sobie, że mają gitarę elektryczną nie tylko w nazwie („Szakal boogie” z wyciami szakali w tle lub proste, ale chwytliwe „Zabić K.”). Tutaj ekipa zaszalała bardziej – nie brak skocznych melodii („Oto wyniki”), specyficznych wokaliz Sienkiewicza („Ewunia pomoże”), a nawet psychodelicznych klimatów („Ryba orientalna” z dziwacznymi fletami i klawiszami). Sprawdzają się one dobrze w filmie, choć nie wszystkie brzmią równie udanie (elektroniczny „Triumf silnej woli”).
„I kto jest debeściak?”
No właśnie, jak to z dwoma Kilerami jest? Od strony technicznej na pewno jest to album bardziej dopracowany i lepiej zmontowany. Także piosenki trzymają fason i nie są pozbawione charakterystycznego dla grupy poczucia humoru. Nawet instrumentalne kompozycje są na całkiem dobrym poziomie, pasują i nadają lekkości całemu przedsięwzięciu. Jednak tych, którzy nie lubią Elektrycznych Gitar lub filmu, album ten raczej nie przekona. Mnie się podobało, choć nie jest to nic nowego czy zaskakującego. Ode mnie trzy naboje z połówką.
„Tengo kemantare – muszę zabijać tobie”
0 komentarzy